Rozdział 34

50 0 1
                                    

Minęło kilka dni od mojej rozmowy z Malfoy'em, nie byłam w stanie wyprzeć jej z głowy więc zaczęłam go unikać. I to jak ognia. Sam się za bardzo nie narzucał, często widywałam go z Cho, ale nie mogłam pozbyć się uczucia, że gapi się na mnie jak tylko ma okazję.
Powiedziałam o niej Pansy, a ona zaczęła snuć teorie o tym jak będzie pięknie gdy będziemy razem. Otwarcie nie podzielałam jej entuzjazmu, ale zaczęłam odnosić wrażenie, że chyba wypieram myśl, że mogłam coś do niego poczuć. Ale kiedy by do tego doszło?
Czy to jak się mną zaopiekował po tym co zrobił Theo o tym zadecydowało? Zaczęło się robić bardzo ciężko, a im więcej czasu poświęcałam na próbie zrozumienia, tym ciężej było wrócić do życia codziennego.
Teraz siedziałam na eliksirach słuchając o kolejnym zadaniu jakie mamy wykonać, ale w parach. Slughorn był dosyć innym nauczycielem, miał te swoje specyficzne spotkania z tylko niektórymi uczniami na które łaził Blaise, prowadził lekcje inaczej niż dotychczas się odbywały. Pozwalał nam zdobywać wiedzę z czego się cieszyłam, no i nie faworyzował Potter'a tak otwarcie jak chociażby McGonagall.

— Dzisiaj będziecie pracować w parach. A waszym zadaniem będzie uwarzenie Wywaru Żywej Śmierci. — powiedział nauczyciel patrząc na nas wszystkich. — Wszystko czego potrzebujecie jest przy stanowiskach, sami możecie wybrać swoje pary, a potem zajmiecie stanowiska. Gdy będziecie gotowi zaczniemy.

Było nas nieparzyście więc ruszyłam od razu do jednego z stanowisk bo Pansy dobrała się z Blaise'em. Jeśli ta dwójka nie wysadzi czegoś to ja na pewno sobie poradzę. A przynajmniej na to liczyłam, tak samo mocno jak na to, że będę sama.
Z jednej strony w parze byłoby ciekawiej i miałabym pewność, że Malfoy się nie przyłączy jakimś dziwnym trafem, ale nie chciało mi się z nikim gadać. Lubiłam eliksiry i wolałam się w stu procentach skupić na tym co robię. Nie lubię jak ktoś mi przeszkadza.

Stanęłam przy stanowisku omiatając wzrokiem sale i z satysfakcją stwierdziłam, że nie widzę żadnych blondkłaków. Spojrzałam na podręcznik, który też leżał i otworzyłam go szukając odpowiedniej strony.

— Slughorn mówił, że zaczniemy gdy wszyscy będą gotowi. — drgnęłam słysząc ten głos obok siebie.

— Idź do swojej pary Malfoy i daj mi pracować w spokoju. — powiedziałam przenosząc wzrok na fretkę.

— No przecież przyszedłem do mojej pary.— uśmiechnął się szeroko patrząc na mnie, a potem pochylił się nieco przybliżając. — Nie sądziłaś chyba, że możesz mnie unikać w nieskończoność?

Jego głos stał się poważniejszy, ale nie zrobiło to na mnie większego wrażenie. Westchnęłam nie planując owijać w bawełnę.

— Właśnie na to liczyłam.— przyznałam odsuwając się od blondyna.— Więc jakbyś mógł znaleźć inną parę i nie zatruwać mi powietrza swoją obecnością.

— Mógłbym. Ale nie byłbym sobą gdybym ci nie przeszkadzał. — stwierdził zupełnie poważnie. — I powinnaś wiedzieć, że ignorowanie mnie to najgorsza taktyka jaką możesz podjąć.

— Niby dlaczego?— zamknęłam podręcznik odwracając się w jego stronę.— Chcę sobie żyć w spokoju i nie patrzeć na twoją twarz. To nie zbrodnia.

— Oczywiście, że nie. Ale nie przepadam za tym jak inni mnie olewają.— stwierdził na co się zaśmiałam kręcąc głową.

— Świat nie kręci się wokół ciebie i mam dosyć monotonnych rozmów z tobą, które nic nie wnoszą. Było śmiesznie, ale zrobiło się nudno. — powiedziałam mimo, że wcale tak tego nie odbierałam. Wyszłam z założenia, że im szybciej postawie sprawę jasno tym lepiej na tym wyjdę.

— Nudno?— uniósł brew, a po jego tonie mogłam wnioskować, że poczuł się urażony. Niby nie o to szło, ale z drugiej strony co mnie to obchodzi?— Masz mnie że nudnego?

LOVERS ΙΙ Draco Malfoy [+18]Where stories live. Discover now