Rozdział 14

43 1 1
                                    

Od końca naszej rozmowy nie wiem ile minęło czasu, zasnęłam na fotelu mimo, że było wcześnie. Podejrzewałam, że za dużo się działo i w jakiś sposób mnie to wykończyło. Ale gdy obudziłam się następnego dnia nie w godzinach popołudniowych, a chwilę po rozpoczęciu śniadania to nie byłam zadowolona. Wmawiałam sobie, że jak budzę się wcześnie to mniej się wysypiam niż jak wstaje w południe. Nawet jeśli poszłam spać przed 20. 
Przekręciłam się na plecy rozglądając. Byłam u siebie więc pewnie mnie przenieśli. Uroczo z ich strony. A raczej podejrzewam, że ze strony Blaise'a. 
Pansy nie było więc też dzisiaj nie pospała. Ciekawe jak wczoraj było i czy gadała coś z Blaise'em. Pewnie jedzą śniadanie.
Jak na zawołanie mój brzuch wydał odgłos zepsutego traktora. No tak, ledwo co wczoraj jadłam więc byłam cholernie głodna i przy okazji słaba. Mój organizm nie należał do najtwardszych. Wręcz mogłam powiedzieć, że jest dosyć łatwo było u mnie o osłabienie czy odwodnienie. Nie przejmowałam się tym normalnie, ale 24 godziny niemalże bez jedzenia czy picia nie dadzą o sobie zapomnieć. Co odczułam niemalże natychmiast gdy usiadłam bo zakręciło mi się w głowię. 

Ignorując to uczucie wstałam wyciągając z szafy czarne legginsy, biały top i zwykłą, czarną bluzę bez kaptura. Powędrowałam do łazienki gdzie się wykąpałam i doprowadziłam do porządku. Kiedy byłam czysta, ubrana i czułam się trochę lepiej wyszłam z dormitorium kierując się od razu do wyjścia z salonu Ślizgonów. Minęłam kilkoro pierwszaków, którzy mnie zaczepiali wydurniając się, ale nauczyłam się ignorować wszelkie zaczepki. Teraz reagowałam tylko jak przeginali lub miałam gorszy humor. Dzisiaj był ich szczęśliwy dzień.

Wchodząc do Wielkiej Sali rozejrzałam się po naszym stole, ku mojemu zaskoczeniu siedział już przy nim Nott. Ucieszyłam się w środku, że nic poważnego mu się nie stało, no i przede wszystkim mi ulżyło. Podniósł wzrok na mnie i skinął do mnie głową. Uśmiechnęłam się w jego stronę i spojrzałam na siedzącą obok niego Millicent. Patrzyła na mnie z dziwnym uśmiechem, którego nie rozumiałam. Nie rozmawiałam z nią od... właściwie nigdy. Nie pamiętałam nawet jej nazwiska. Miałyśmy kilka wymian zdań na pierwszym roku, ale nic więcej. Dlatego gdy ona siedziała z uśmiechem ja spoważniałam unosząc brew. Oczywiście cały czas na nią patrzyłam dopóki nie usłyszałam krzyku. 

— Ale to był mój tost Blaise! Jak mogłeś go zjeść?!— spojrzałam w stronę hałasu i zobaczyłam Pansy bijącą Zabini'ego po ramieniu. Czyżby tak szybko się pozbierała i wróciła do normalnego stanu rzeczy?

— Może dać ci nóż?— spytałam siadając wyjątkowo obok Malfoy'a. Nie zwracałam wybitnie uwagi na niego, ani na Astorię od rana próbującą spowodować odruch wymiotny u całej reszty stołu. 

— Za zjedzenie mojego żarcia powinnaś zaproponować gilotynę.— prychnęła Pansy krzyżując ręce naburmuszona. Zaśmiałam się kręcąc głową i nałożyłam sobie trochę jajecznicy jedną ręką, a drugą zaczęłam pić. 

— Nie za dużo?— skomentował Draco widząc pokaźny kopiec na moim talerzu. Zgromiłam go wzrokiem wystawiając do niego środkowy palec.

— Wyliczasz mi?— uniosłam brew. — Nie widzę, żeby jedzenia brakowało więc daj mi spokój.

— W takim tempie braknie, a wątpię, żeby jajecznica odkładała się w dupie.— uśmiechnął się złośliwie patrząc na mnie.

— Jakbyś nie robił wczoraj awantury to bym miała szansę na zjedzenie obiadu i kolacji, a wtedy nie musiałbyś się martwić o ilość jedzenia.— powiedziałam zerkając na jego talerz. Sam miał niewiele mniej ode mnie, a się czepiał. 

— Ja nie zrobiłem awantury. Ktoś inny ją zaczął.— prychnął urażony na co machnęłam ręką.

— Jak pies je to nie szczeka. — rzuciłam i przeniosłam wzrok na Blaise'a. — Czemu kradniesz jedzenie innym?

LOVERS ΙΙ Draco Malfoy [+18]Where stories live. Discover now