Rozdział 11

38 1 2
                                    

Dzień dobry wieczór wszystkim O/
Właśnie wracam z krótkiego wyjazdu i przepraszam za brak aktywności, ale nie miałam możliwości pisać tam dla was zbyt wiele.
Ten rozdział jest pisany w pociągu gdy jestem w drodze do domu więc przepraszam za wszystkie błędy jakie być może napotkacie i życzę wam miłego czytania <3

_______________________________________________

— O mnie?— uniosłam brew patrząc na niego i przystanęłam.

— Czemu nie? Jak mam pierdolić o tamtej dwójce to wolę pogadać o tobie. — powiedział obojętnie rozglądając się na korytarzu.

— Nie ma o czym za bardzo mówić. — stwierdziłam drapiąc się po policzku. Naprawdę nie wiedziałam co mogłabym mu powiedzieć, a do tego opowiadanie o mnie było najgorszą rzeczą. Dosłownie była to moja zmora życia b

— Po naszej grze myślę, że jednak jest i to sporo. — powiedział trochę ciszej przenosząc wzrok na mnie, a jego oczy dziwnie pociemniały.

Jeśli on zmienił podejście przez to, że kręci mnie bdsm to przysięgam, że rzucam tę szkołę. Nie będę tu chodziła z napalonym na mnie Malfoy'em. Nie ma chuja we wsi.

— Oj jeśli do tego nawiązujesz to nie mam zamiaru jeść z tobą i zostawać sam na sam. Nikt mnie nie zmusi. — prychnęłam wprost i ruszyłam dalej, ale złapał mnie za nadgarstek ciągnąc do siebie.

— Próbuje nawiązać z tobą jakąś bardziej przyjemną relację, a nie opierać się o wyzwiska i zakłady. Możesz przestać utrudniać?— powiedział zirytowany odwracając mnie w swoją stronę.

— Utrudniać? Poważnie?— uniosłam brwi i odepchnęłam go od siebie. — Z takim podejściem to ty jedyne na co możesz liczyć to, to co jest do tej pory.

Po tych słowach odwróciłam się pospiesznie odchodząc. Nie dbałam o to czy mnie będzie wolał czy nie. Miałam go gdzieś. Może i utrudniałam, ale miałam ku temu powody, a on nie mógł tego negować. Nasza wojna była przez niego. Więc mógłby się zamknąć.

Weszłam do Wielkiej Sali i zaczęłam się rozglądać za jakąś znajomą twarzą, niekoniecznie z mojego domu chociaż tak byłoby najlepiej. Nie ukrywam, że nie miałam daru do poznawania innych ludzi więc jak przygarnęli mnie Blaise, Draco i Pansy to zaprzestałam szukać znajomych. A właśnie to by mi się teraz przydało.
Nie było tłumu, sporo osób pewnie korzystało z wolnego i spędzało czas poza Hogwartem.
Ruszyłam w stronę stołu Slytherin'u rezygnując z zawierania przyjaźni. Mówi się trudno, mogę powiedzieć sama.
Usiadłam do stołu i nałożyłam na talerz kurczaka, którego zaczęłam skubać widelcem. Dziwnie mi było jeść jak siedziałam sama, ale wizja spędzenia jeszcze kilku minut w towarzystwie Malfoy'a była gorsza.

— Spójrzcie kto siedzi sam. — usłyszałam dobrze znany, irytujący głos, a gdy podniosłam wzrok ujrzałam Astorię w towarzystwie jakiejś lampucery. Patrzyła na mnie z wyższością jakbym była kocim gównem, a nie człowiekiem.

— No i co to zmienia?— spytałam odkładajac widelec bo apetyt odszedł jak tylko zobaczyłam jej krzywą twarz.

— Znajomi w końcu zobaczyli, że jesteś beznadziejna i kopnęli cię w dupę?— uśmiechnęła się szyderczo patrząc na mnie.

— Nie? Nie potrzebuję wiecznie prowadzać ze sobą jakiegoś przydupasa. — zmierzyłam wzrokiem drugą dziewczynę prostując się. Ta uniosła brwi krzyżując ręce pod piersiami.

— Nie jestem przydupasem. — prychnęła na co się roześmiałam.

— Nie no. Oczywiście, że nie. — uśmiechnęłam się sztucznie i przeniosłam wzrok na Astorię. — Chciałaś coś Greengrass czy tylko szukasz guza?

LOVERS ΙΙ Draco Malfoy [+18]Where stories live. Discover now