Rozdział 12

45 3 1
                                    

Patrzyłam jak krew powoli spływa z jego dłoni i brody, a oczy przybierają mroczniejszego wyrazu. Nie żałowałam tego co zrobiłam, ale pierwszy raz przy nim poczułam strach. Wyglądał jakby chciał mi oddać. Ale czy by to zrobił? Niby fakt, że jestem dziewczyną mnie nie broni skoro pierwsza podniosłam na niego rękę, ale z drugiej strony miał więcej siły niż ja. Prawdopodobnie jeśli mnie uderzy to obudzę się za tydzień. 
Wolałam tego nie sprawdzać dlatego w niezwykle szybkim tempie wyszłam z Wielkiej Sali, a właściwie uciekłam. Korytarze ku mojemu zaskoczeniu były już puste więc nie musiałam się martwić o pełne zaskoczenia spojrzenia innych uczniów gdy biegłam środkiem. Wbiegłam do Pokoju Wspólnego, a potem chciałam wejść od razu do dormitorium, ale drzwi zasłonił mmi tors. Gdy podniosłam wzrok zobaczyłam Blaise'a. 

— Wooow, Taylor zwolnij. Ktoś cię goni?— spytał uśmiechając się do mnie.

— Mam nadzieję, że nie.— odwróciłam się spoglądając na drzwi wejściowe. Blaise zmarszczył brwi widząc, że jestem blada jak ściana.

— Co tym razem?— spytał i wzrok przeniósł na rękę, którą dociskałam do siebie. Złapał ją oglądając przez co spojrzałam na niego. Moja ręka była lekko opuchnięta i czerwona, ale ból w większości ustąpił, albo przestałam go czuć przez adrenalinę. — Coś ty zrobiła Sophie?

— Walnęłam.— mruknęłam nie wiedząc czy chce mówić co, a raczej kogo dokładnie. Chociaż jak zobaczyłam pytający i poważny wzrok ciemnoskórego westchnęłam.— Draco.

— Co?!— wytrzeszczył na mnie oczy będąc w szoku. Może i się kłóciliśmy, ale w grę nigdy nie wchodziły rękoczyny.— Za co?!

— Obraził mnie. I jakoś tak wyszło.— powiedziałam wysuwając rękę z dłoni ciemnoskórego. Spuściłam wzrok widząc złość w jego oczach. I co gorsza był zły na mnie. 

— Sophie ja wiem, że ty i Malfoy macie duże problemy w konwersacji jak prawie dorośli ludzie, ale do cholery, żeby się bić?! Postradałaś rozum?! Co ci powiedział, że zmusił cię do bicia?!— Zabini podniósł głos na tyle, że Pansy wyszła z pokoju.

— Co się stało?— spytała chociaż podejrzewam, że doskonale słyszała krzyk ciemnoskórego.

— W sumie zwyzywał mnie od dziwek! Miałam sobie pozwolić?!— również podniosłam wzrok czując się trochę niesprawiedliwie. Wyszłam na tą złą, za to, że broniłam siebie!

— I dlatego go uderzyłaś?— powiedział wkurwiony Blaise patrząc prosto na mnie, a jego wzrok jeżył mi włosy na ciele. 

— Uderzyłaś Draco?!— pisnęła Pansy, ale w jej głosie zamiast złości była ekscytacja.

— Nie mów mi, że to pochwalasz?!— odwrócił się w jej stronę Blaise, a zapał dziewczyny opadł. Popatrzył znowu na mnie łapiąc się za nasadę nosa.— Gdzie on jest?

I na te słowa drzwi otworzyły się uderzając mocno o ścianę. Aura w pokoju uległa od razu zmianie, a moje całe ciało się spięło. Czułam, że powinnam zacząć żegnać się z życiem. Poproszę trumnę z litego mahoniu, otwieraną od połowy i wyłożoną poliestrowym podkładem. Wykończoną na wysoki połysk. I chce, aby na moim pogrzebie leciał jakiś dobry podkład muzyczny. Nic więcej.

— Ty mały, cholerny, wrzodzie na pośladku. Wiedziałem, że cię tu znajdę.— głos Malfoy'a był wściekły, a gdy go zobaczyłam poczułam jak drętwieje. Stanął przede mną mając pół twarzy w krwi, ale nos był prosty. Czyli uderzyłam za słabo.

— Stop.— od razu wtrącił się Blaise stając przede mną. 

— Zabini dobrze ci radzę, zejdź mi z drogi.— warknął Draco patrząc na ciemnoskórego.

LOVERS ΙΙ Draco Malfoy [+18]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz