Rozdział 46

61 5 0
                                    

Ostatecznie skończyłam siedząc w Pokoju Wspólnym i popijając ognistą. Nie martwiłam Pansy i Blaise'a dzisiaj więc alkohol załatwiłam na własną rękę od kogoś innego. A konkretnie od dziewczyn, którym pomagałam na ostatniej imprezie. 
I kiedy tak siedziałam popijając z szklanki dla pozoru kultury, jeśli kulturalne jest picie samemu, poczułam jak kanapa ugina się obok. Myślałam, że to Malfoy więc planowałam spojrzeć na niego i go zjebać za to, że mi truje, ale ku mojemu zaskoczeniu to nie był on. 

— Plastuś?— wyrwało mi się, ale nie przywiązałam do tego większej wagi gdy chłopak się zaśmiał. 

— Al Buttercup.— przedstawił się wystawiając do mnie rękę. 

— Sophie Taylor.— uścisnęłam jego dłoń uśmiechając się lekko.

— Tak, ciężko nie wiedzieć kim jesteś. Twoje niektóre zagrania przejdą do historii. — powiedział uśmiechając się szeroko.— Więc czemu siedzisz tu w nocy? I co jest warte opijania tego w samotności?

Spojrzałam na butelkę, a potem na szklankę z której pociągnęłam łyk.

— Głupota nie jest czymś co opija się w grupie więc gratuluje sobie bez świadków.— uniosłam kąciki ust spoglądając na niego.— A ty dlaczego nie śpisz?

— Bo głupio patrzeć jak znajoma twarz upija się w samotności.— zaśmiał się.— Słyszałem, że ktoś tu jest moimi gigantycznymi uszami.

— Ooo jasne, wiem do czego pijesz.— przewróciłam oczami dopijając zawartość szklanki. — Wybacz, głupi żart.

— Przywykłem.— machnął ręką i wziął butelke wypełniając moją szklankę tak do jednej czwartej, a następnie wyjął mi ją z ręki i wypił to co wlał.— Więc co się stało?

Patrzyłam jak znowu napełnia szklankę i podaje mi. Wzięłam ją i wlepiłam w płyn spojrzenie. Znał Malfoy'a więc nie mogłam mu powiedzieć dokładnie, ale może takie wygadanie się osobie trzeciej mi pomoże? Prościej by mi było to ocenić gdybym nie była wstawiona. 

— Powiedzmy, że moje życie uczuciowe leży i odpoczywa. Nie wiem co robić i mam dosyć całego świata.— westchnęłam wypijając część. — Nie chce cię wciągać w szczegóły.

— Bez problemu, nie musisz. — powiedział obserwując mnie.— Może nie mam lekarstwa na złamane serce, ale mogę cię przytulić.

Spojrzałam jak rozkłada przede mną ręce z uśmiechem. Biła od niego pozytywna atmosfera, jakbym stała przed Blaise'em, ale młodszym i... białym. Uśmiechnęłam się ponuro zerując zawartość szklanki. 

— Nie musisz tego robić.— odstawiłam przedmiot na stolik. Chciałabym być nieufna, ale czułam, że wpasowałby się w naszą paczkę, byłby czymś świeżym i nowym. 

— Nie każ mi teraz się wycofywać.— powiedział błagalnie na co się zaśmiałam przysuwając do niego. Objęłam go niepewnie dosyć skrępowana, ale Alowi to nie przeszkadzało bo uścisnął mnie mocno.— Obcemu czasem łatwiej powiedzieć niż bliskim, ale szanuje to, że nie chcesz mówić. Nie musisz. Ale chociaż tyle mogę zrobić dla ciebie.

Pozwoliłam sobie puścić hamulce i rozluźniłam się wtulając w chłopaka. Jak na młodszego był dojrzalszy niż się spodziewałam. Im dłużej tak trwaliśmy tym bardziej czułam, że zaczynam się rozklejać przygnieciona tym wszystkim. Wierzyłam, że płacz leczy rany, pomaga im się zagoić i jest bardzo zdrowy. I było tak blisko, żebym się rozkleiła gdyby nie dobrze mi znane odchrząknięcie obok kanapy. 

— Przeszkodziłem w czymś?— oczywiście był to Malfoy i jego zdenerwowany ton.

— Ym, nie bardzo.— słyszałam zakłopotanie w głosie Buttercup'a.— Tak sobie po kumpelsku siedzimy, a jest w czymś problem?

LOVERS ΙΙ Draco Malfoy [+18]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz