4. Kolejna przejażdżka

4.2K 628 85
                                    

Weekend spędzam w domu, ostro zakuwając do nadchodzących egzaminów. Sterta podręczników ułożonych na moim biurku ciągle rośnie, podobnie, jak mój zapał do nauki i zmęczenie. W ciągu soboty i niedzieli udaje mi się również przyprowadzić auto, zgodnie z umową oddać kluczyki ojcu i wybrać się z Kyungsoo na nasz regularny wypad na yogę. Szczerze mówiąc powoli zapominam o incydencie, mającym miejsce w piątek. Wspomnienie szatyna o przyjemnym uśmiechu powoli się zaciera, a ja odnoszę wrażenie, że był to tylko sen. Wiem, że tak powinno być. Jego osoba nie powinna mnie w żadnym stopniu interesować. Nasze spotkanie było czystym przypadkiem.

Budzik wyrywa mnie ze słodkiego snu o kalifornijskiej plaży. Minutę lub dwie leżę z wpółotwartymi oczami i wpatruję się w sufit, aby już w następnej chwili wstać i wsunąć stopy w puchate kapcie.

Podchodzę do okna i rozsuwam rolety, witając rażący blask słońca. Otwieram okno balkonowe, wpuszczając do pomieszczenia przyjemny, orzeźwiający wietrzyk i przeczesuję ręką włosy, tęsknie spoglądając na Mercedesa, stojącego na podjeździe. Mam wrażenie, że ojciec specjalnie nie wstawił go do garażu. Chce, żeby widok mojego świeżutkiego auta kusił mnie każdego dnia, abym w efekcie jeszcze bardziej żałował tego, co zrobiłem.

Wzdycham i zgarniam ręcznik z szafy, zmierzając w kierunku łazienki. Moi rodzice już dawno wyszli, więc mam cały dom dla siebie i zero obaw o to, że jakiekolwiek rodzicielskie ucho wyłapie, jak śpiewam pod prysznicem.

Wychodzę ubrany w schludny, biały szlafrok i schodzę po schodach w stronę słonecznej kuchni, będącej sercem całego domu. Moja standardowa porcja musli już czeka na mnie na blacie. Siadam, zaczynam jeść i usiłuję rozkoszować się pięknem dzisiejszego poranka. Niestety przeszkadza mi w tym bliżej nieokreślony dźwięk.

Jestem niemal pewny, że to albo wyjątkowo hałasująca kosiarka sąsiadów, albo silnik motocykla.

Motocykl...

Zrywam się z miejsca, niemal wylewając przy tym mleko i biegnę w stronę okna, czując się tak, jakby zdarzyło się to, na co od zawsze czekałem. W rzeczywistości nie oczekiwałem niczego. Albo tylko myślałem, że nie oczekiwałem.

Odsłaniam koronkową firankę i zamieram, widząc to, czego jednocześnie się obawiałem i w pewnym stopniu wyczekiwałem.

Ten sam szatyn, ten sam motocykl i ten sam czarujący uśmiech, którym mnie wita, gdy tylko zauważa moją obecność.

- Cholera.

W świetle dnia wygląda o wiele młodziej. Jasna skóra, wyraźne rysy twarzy, nieco zbyt odstające uszy i roztrzepane włosy, przeczesywane podmuchami wiatru. Jego skórzana kurtka wygląda jeszcze groźniej niż nocą. Ciemne, dopasowane jeansy opinają jego długie nogi, a całość dopełniają zwyczajne, wyraźnie wychodzone czarne Converse.

Przez chwilę zastanawiam się, czy jednak nie śnię.

Dopiero po kilku sekundach odzyskuję trzeźwość umysłu i z gniewnym wyrazem twarzy ruszam ku drzwiom wyjściowym. Dzielnie pokonuję podjazd, podchodząc do bramy i otwierając ją, by stanąć twarzą w twarz z podejrzanym nieznajomym. Jeżeli mnie śledził, nie miałbym oporów przed zadzwonieniem na policję.

- Dzień dobry, aniele - uśmiecha się, luźno zakładając ramiona na piersi.

- Co ty tu robisz? - wbijam w niego twarde spojrzenie, pomimo tego, że ubrany w szlafrok i puchate kapcie zdecydowanie nie wyglądam na kogoś wzbudzającego respekt.

- Mój znajomy powiedział, że przeze mnie odebrano ci samochód - mówi, zerkając w stronę mojego Mercedesa, postawionego na podjeździe za bramą. - Swoją drogę to niezła bryka. Ile za niego dałeś?

Pierwszy i Ostatni | ChanBaekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz