42. Po prostu

1.6K 304 95
                                    

Przez całą drogę śpię z głową na ramieniu motocyklisty, czując, jak ten bawi się moimi włosami. Dałbym wszystko, aby ta podróż nigdy się nie kończyła, bo gdy pociąg zatrzymuje się na ostatnim przystanku, wiem, że najgorsze zbliża się ogromnymi krokami. Zastanawiam się, czy rodzice nie zgłosili mojego zaginięcia na policję. Może już szukają mnie rzesze funkcjonariuszy. A co jeżeli mama zadzwoniła na mój telefon, a odebrał ktoś, kto go ukradł?

Dochodzi czternasta, gdy Chanyeol odprowadza mnie do domu. Pomiędzy nami zalega ciężka cisza, spowodowana najwyraźniej tym, że obaj denerwujemy się tak samo mocno. Paskudna sprawa, tak nagle zostać wyrwanym z cudownego snu o niezależności.

- Wpadnę dziś wieczorem, okay? - pyta szatyn, gdy stajemy parę przecznic od mojego domu.

- Lepiej nie - odpowiadam z goryczą, choć cholernie chciałbym, aby przyszedł. - Rodzice zaczną coś podejrzewać. No wiesz, to trudne.

- W porządku. - Wzrusza tylko ramionami. - W takim razie do zobaczenia, aniele.

- Do zobaczenia, Chanyeol.

I zostaję sam.

Mój dom nagle wydaje się najkoszmarniejszym miejscem na ziemi i na samą myśl o przekroczeniu progu mam ochotę uciec. Wiem jednak, że byłoby to okropnie tchórzliwe i zadzierając wysoko podbródek, naciskam klamkę. Na szczęście drzwi są otwarte i nie muszę po raz kolejny przypominać sobie o okrutnej kradzieży, w wyniku której straciłem również klucze.

W środku jest dziwnie pusto i cicho. W salonie nie ma ojca oglądającego katalogi z jachtami, w moim pokoju brak mamy przeszukującej szafki, udając, że czegoś szuka. Nagle orientuję się, że jestem sam. Nie ma ich. Przypominam sobie jednak, że zostawili otwarte drzwi, więc muszą być gdzieś na terenie domu. Panika gęstnieje w moim gardle, gdy przeszukuję każde pomieszczenie, ostatecznie wybiegając do ogrodu. I tak ich znajduję - siedzą na patio, pijąc lemoniadę.

Na mój widok z nosa mojej matki zsuwają się ciemne okulary, a ojciec upuszcza długopis, którym dotąd wypełniał krzyżówkę. Patrzą na mnie, jakby zobaczyli ducha, ale po chwili ich twarze wykrzywiają się w wyrazie chłodnej pogardy. Szczerze mówiąc, nie oczekiwałem takiego przyjęcia. Chcę, żeby krzyczeli; żeby pokazali mi, jacy są wściekli.

- Wróciłem - mówię, gdy obydwoje nagle obojętnieją.

- Widzę - prycha moja rodzicielka, drżącą dłonią unosząc do ust szklankę z zimnym napojem.

Patrzę na nią oniemiały, by następnie przenieść spojrzenie na ojca. On też nie wie, jak zareagować i najwidoczniej idąc na łatwiznę, tylko naśladuje postawę matki. Żałosne.

- Tylko tyle macie mi do powiedzenia? - prycham.

Matka teatralnym gestem wzrusza ramionami.

- Sam wyszedłeś i sam wróciłeś. Chyba na tym polega odpowiedzialność, co?

- Dobra - fukam i wywracam oczami. - Więc po co w ogóle wracałem? Mogłem tam zostać.

Spojrzenia obojga koncentrują się na mnie. Dopiero teraz widzę, że powiedziałem o kilka słów za dużo. Cholera, chwilami mógłbym po prostu dać za wygraną.

- Nie mam pojęcia, od kiedy jesteś takim samolubnym gówniarzem, ale doceń to, że razem z ojcem daliśmy ci trochę swobody. Najwyraźniej nawet ta odrobina to dla ciebie za dużo. Nie potrafiłeś wrócić o umówionej porze? I powiadomić nas o tym? A tak w ogóle, co to za nowa moda na zostawianie listów? Nie potrafisz już rozmawiać jak człowiek? W kółko tylko pyskowanie i wywyższanie ponad własną rodzinę. Taki właśnie się stałeś, Baekhyun. I gdzie w tym wszystkim podział się mój grzeczny, ułożony syn?!

Pierwszy i Ostatni | ChanBaekWhere stories live. Discover now