Po moim ciele przechodzi dreszcz. Nie wiem czego powinienem się spodziewać i właśnie to sprawia, że jestem taki podekscytowany. Mocniej przywieram do torsu mężczyzny, kiedy światło zmienia się na zielone, a motocykl rusza. Nawet przez sekundę nie myślę o nieusprawiedliwionej nieobecności w szkole, ani o gniewie matki.
Zastanawiam się tylko kiedy to wszystko stało się czymś więcej, niż tylko podwiezieniem.
Przejeżdżamy przez most nad rzeką Han, a ja nadal nie wiem dokąd zmierzamy. Moja wrodzona ostrożność nagle zostaje dziwnie uśpiona. Jestem prawie pewny, że to przez obecność Chanyeola. Szatyn ma w sobie coś, co wzbudza we mnie zaufanie i dziwną pewność, że wszystko co robi jest w pewien sposób zaplanowane. Konsekwencje przestają mieć jakiekolwiek znaczenie.
Wybudzam się z transu dopiero wtedy, kiedy pojazd zatrzymuje się na niewielkim parkingu. Upał znów zaczyna mi dokuczać.
- Jesteśmy na miejscu - mówi Chanyeol, a po chwili, zgodnie z moimi domysłami, dodaje - Możesz mnie już puścić.
Ze śmiechem oraz lekkim rumieńcem przestaję go obejmować i wstaję, rozglądając się wokół. Pusty teren, podobny do przedmieścia. Nieliczne zabudowania, asfaltowa droga, jakiś mały sklepik i druciana siatka ogrodzeniowa, która odgradza nas od tego, co przykuwa moją uwagę najbardziej.
Morze.
- Gdzie jesteśmy? - pytam oczarowany i z lekka zaniepokojony.
- Nie widzisz? - odpowiada z cichym śmiechem.
Nie oczekiwałem, że dojedziemy tak daleko. Niczego nie oczekiwałem. Nie oczekiwałem Chanyeola pod moimi drzwiami. Nie oczekiwałem jazdy motocyklem. Nie oczekiwałem tego, że kiedykolwiek się poznamy.
I to właśnie sprawia, że nasze wspólne, nieoczekiwane chwile zaczynają być wyjątkowe.
- Żartujesz? - parskam niepohamowanym śmiechem. - Przywiozłeś mnie aż nad morze?
- Tak - odpowiada, jakby to była najbardziej oczywista rzecz. - Czy to coś złego?
- Chanyeol! Moi rodzice mnie zabiją!
Pomimo powagi sytuacji nie potrafię powstrzymać śmiechu. Sam widok morza, spienionych fal, gorącego piasku i jego - chłopaka, dzięki któremu się tu znalazłem, sprawia, że tracę zdrowy rozum.
- Daj spokój - uśmiecha się, a ja widząc ten łobuzerki uśmiech, nie potrafię mu odmówić.
- Dobra - również się uśmiecham. - Ale... nadal nie jestem pewny. Chyba lepiej będzie, jeżeli wrócę do domu.
Oboje wiemy, że nie wrócę. Nie ma takiej opcji. Jestem zbyt mocno oczarowany morzem i Chanyeolem. Bariery, którymi odgradzałem się od chłopaka już dawno zanikły, a ja bez problemu zaraziłem się od niego beztroską i tym łagodnym spojrzeniem na świat.
- Nie wrócisz.
- Wrócę.
Nagła gra uśmiechów. Tajemnicze spojrzenia. Zapach morskiej bryzy
- Nie odmówisz mi - wystawia dłoń przed siebie, patrząc na mnie z niemą prośbą w oczach. - Wiem, że mi nie odmówisz.
Wystawiam samego siebie na próbę. Myślę o szkole, o Kyungsoo, o tym jak bardzo potępiałem jego zachowanie, pomimo tego, że właśnie zachowuję się tak samo. Oszalałem.
- Nie - odpowiadam. Moja dłoń ostrożnie splata się z tą należącą do niego. - Nie odmówię.
Słońce praży, a delikatny wiaterek jedynie w małym stopniu pomaga mi przetrwać ten skwar. Idziemy wzdłuż siatki w milczeniu, z szerokimi uśmiechami na twarzach. Żałuję, że nie wziąłem ze sobą balsamu do opalania. Następnego dnia z pewnością okażę się ofiarą poparzeń słonecznych.
YOU ARE READING
Pierwszy i Ostatni | ChanBaek
FanfictionParing główny: ChanBaek Pobocznie: HunHan, KaiSoo Uwagi: zmieniony wiek bohaterów, przekleństwa Inspirowane "Trzy metry nad niebem". Czasami zdarzają się drobne kłopoty, przeistaczające się w wielką katastrofę, lekki strach stający się olbrzymią fob...