Jedziemy w ciszy, urozmaicanej muzyką, sączącą się z radia. Mama zawsze słucha tylko muzyki klasycznej albo oper. Nie toleruje innych. Ja najchętniej posłuchałbym teraz jakiegoś klubowego kawałka, który kojarzyłby mi się z Chanyeolem. Nie mogę nic poradzić na to, że ciągle o nim myślę.
- Widzę, że jest ci przykro za wczoraj - mówi matka, kiedy zatrzymujemy się na czerwonym świetle.
Nie odpowiadam. To powinno być dla niej jednoznaczną odpowiedzią. Wcale nie jest mi przykro.
- Nie chcę, żebyś traktował te zajęcia jako karę - kontynuuje.
- Trudno mi pogodzić naukę z dotychczasowymi zajęciami pozalekcyjnymi, a ty chcesz mnie zapisać na kolejne? - mówię przy nagłym przypływie gniewu.
Przez kilka sekund kobieta milczy. Wiem, że po prostu nie ma argumentów na swoją obronę.
- Jesteś zdolny, Baekhyun. Powinieneś szlifować swój talent - mówi z zuchwałym uśmiechem.
- Szlifować talent kosztem zdrowia i nerwów? - prycham pod nosem.
- Po prostu robię to dla twojego dobra.
- Dla mojego dobra?! - podnoszę głos, choć wiem, że nie powinienem. - Dla mojego dobra dałabyś mi spokój! Wiesz jak bardzo chciałbym mieć trochę swobody? Jak bardzo chciałbym wyjść gdzieś ze znajomymi, albo zwyczajnie przesiedzieć cały dzień w piżamie? Mam siedemnaście lat! Ludzie w moim wieku zostają rodzicami, a ty ciągle traktujesz mnie jak siedmioletnie dziecko!
- Bo jesteś jak siedmioletnie dziecko! - przekrzykuje mnie. - Robię wszystko, żebyś w przyszłości został kimś. Chcę, żebyś miał łatwiej od nas. Wiesz jak ciężko pracujemy z ojcem na twoją edukację?
- Co to ma do tego, że powinienem mieć więcej swobody?
- Niczego nie doceniasz, Baekhyun. Kiedyś mi jeszcze podziękujesz.
Jestem gotów powiedzieć jej coś jeszcze bardziej kąśliwego, jednak w tej chwili parkujemy przed zadbanym budynkiem w kolorze kości słoniowej z uroczym spiczastym dachem. Tuż obok drzwi wisi tabliczka z napisem:
"Jo Suyeon. Prywatne lekcje śpiewu"
***
Z dnia na dzień utwierdzam się w przekonaniu, że nie mam prawa głosu. Mogę tylko potulnie wykonywać polecenia i przepraszać za błędy, udając fałszywą wdzięczność. Najsmutniejsze jest to, że tak było zawsze, lecz dopiero niedawno to zauważyłem. To Park Chanyeol otworzył mi oczy i pokazał co powinienem nazywać prawdziwą wolnością.
W poniedziałek dostarczam sfałszowane usprawiedliwienie. Dziwię się, że wychowawczyni jeszcze nie zauważyła, że podpis mojej mamy jest podrobiony. Mam cichą nadzieję, że tata nie mówił poważnie o telefonie do szkoły. Inaczej wszystkie moje nieobecności wyszłyby na jaw.
- Czemu nie było cię w piątek? - pyta Kyungsoo na jednej z przerw, które spędzamy na szkolnym dziedzińcu.
Odwracam wzrok, chcąc uciec od odpowiedzi. Wiem jednak, że jest ona nieunikniona. Przyjaciel nie da mi spokoju, dopóki nie wyjawię mu prawdziwego powodu mojej nieobecności.
- Chanyeol po mnie przyjechał - rumienię się, wypowiadając te słowa.
- Żartujesz? - oczy Kyungsoo stają się jeszcze większe. - Nawet mi nie mów, że z nim pojechałeś!
- Wyznał mi miłość i pocałował mnie pod moim domem - szepczę, nachylając się w stronę przyjaciela.
- Zaczynam wątpić w to, czy przypadkiem nie żartujesz - chłopak mierzy mnie srogim spojrzeniem, a po chwili ścisza głos. - Park dobrze całuje?
![](https://img.wattpad.com/cover/70573958-288-k793270.jpg)
CITEȘTI
Pierwszy i Ostatni | ChanBaek
FanfictionParing główny: ChanBaek Pobocznie: HunHan, KaiSoo Uwagi: zmieniony wiek bohaterów, przekleństwa Inspirowane "Trzy metry nad niebem". Czasami zdarzają się drobne kłopoty, przeistaczające się w wielką katastrofę, lekki strach stający się olbrzymią fob...