23. Twój B.

3.2K 471 120
                                    

Biegnę ku źródłu zamieszania przepychając się pomiędzy tłumem gapiów. Wiem, że musiało stać się coś złego. Na samą myśl o tym wszystkie moje kończyny drętwieją, a całym ciałem wstrząsają okrutne dreszcze. Stanie w niepewności to najgorsza tortura.

Odpycham ostatnie dwie osoby i zauważam dwóch mężczyzn, pomagających wstać obdrapanemu i brudnemu szatynowi. Dopiero, kiedy uświadamiam sobie, że poszkodowanym jest Chanyeol podrywam się i podbiegam do niego, czując jak uginają się pode mną kolana. Wszystko jest takie chaotyczne i głośne, gdy on wyrywa się dwom mężczyznom, by mnie uściskać, a ja czuję od niego zapach krwi. Niespodziewanie zaczynam mamrotać i dławić się łzami, gdy bierze moją twarz w moje pozdzierane dłonie, po czym patrząc mi w oczy zaczyna wyjaśniać, że nic tak naprawdę się nie stało.

- Spokojnie, to był tylko mały wypadek - tłumaczy, gdy udaje mi się uspokoić oddech.

Zauważam jego motocykl, leżący gdzieś na poboczu i znów doznaję małego ataku paniki. Przenoszę spojrzenie na brudną, okaleczoną twarz Chanyeola i znów czuję się tak, jakbym miał zemdleć. Tłum wokół nas się rozchodzi. Część ludzi traci zainteresowanie wypadkiem, a druga część woli obejrzeć dalszy przebieg wyścigu. Gdzieś w tle słyszę głosy Kyungsoo i Jongina, ale jestem zbyt rozdygotany, by zwrócić na nie uwagę.

- Ty krwawisz - mamroczę, widząc krew, sączącą się z rozcięcia na jego policzku i nosie.

- To nic, aniele. Słyszysz? To nic.

Jego silne ramiona podtrzymują mnie, gdy jestem o włos od upadku na ziemię. Trudno mi złapać oddech. Kręci mi się w głowie. Cały drżę, zakrywając dłońmi usta.

- Chanyeol... Twoje ubranie... - mamroczę pod nosem, unosząc dłoń, by przyjechać palcami po upapranym krwią szarym podkoszulku i skórzanej kurtce, pokrytej pyłem oraz czymś mokrym.

- To nic, aniele. Jest w porządku - cmoka i przyciąga mnie do siebie. - To tylko lekkie otarcia, widzisz? Przecież żyję.

Ciasno obejmuję jego szyję i nie mogę powstrzymać się od szlochu. Właśnie tego od samego początku się obawiałem. Tego, że coś pójdzie nie tak, jak powinno.

Moje lęki urzeczywistniły się w najbardziej nieodpowiednim momencie.

***

Półmrok pokoju rozpraszany jest tylko niewielką lampką, stojącą na szafce nocnej. Trudno mi opatrywać rany Chanyeola przez nadal drżące dłonie, lecz dzielnie nie daję tego po sobie poznać. Nadal nie ochłonąłem po tym, co zobaczyłem i jestem pewny, że ten obraz na zawsze pozostanie w mojej pamięci. Obraz Chanyeola w podartym, poplamionym krwią podkoszulku, brudnej kurtce, poobcieranej do krwi twarzy, kulejącego na jedną nogę i jego motocykl, leżący przy poboczu, gdzieś na drugim planie.

- Płaczesz? - pyta, gdy opatruję jego zdarty łokieć, zastanawiając się, czy ta rana nie powinna potrzebować szycia.

- Nie - odpowiadam, pociągając nosem. Co prawda łzy co chwila zbierają mi się w oczach, ale dzielnie nie pozwalam ani jednej z nich wypłynąć.

- Przepraszam - mruczy cicho i słyszę, jak bardzo jest zakłopotany.

- Daj spokój - prycham. - To nie twoja wina.

- Nie powinno cię tam być - szepcze.

- Myślisz, że gdyby mnie tam nie było, nie dowiedziałbym się później o tym wszystkim? - rzucam mu odważne spojrzenie.

Spuszcza wzrok, widocznie się o wszystko oskarżając. Chcę mu cicho zakomunikować, że to wcale nie jego wina. Że wypadek, wcale nie miał miejsca przez niego. Brakuje mi jednak odwagi, by cokolwiek powiedzieć. Stać mnie tylko na przysunięcie się bliżej niego i wtulenie w jego nagie ramiona, obejmując rękoma tę poranioną szyję.

Pierwszy i Ostatni | ChanBaekWhere stories live. Discover now