Koniec

2.4K 364 182
                                    

Jest wczesny lutowy poranek, a słońce leniwie wznosi się na niebie, gdy zapinam guziki białej koszuli, już dawno przyzwyczajony do tej monotonnej ciszy - braku ryczącej maszyny na podjeździe. Mija półtorej roku, a ja dalej żyję tylko w połowie, choć część mnie już dawno postanowiła o nim zapomnieć. Tyle niepoprawnej sentymentalności w tym prostym końcu miłości na zawsze.

Zawiązuję krawat i mechanicznie biorę w dłonie futerał z wiolonczelą. Rutyna to jedyne, co pozwala mi się jakoś trzymać. I chyba właśnie za to najbardziej lubię mój standardowy kubek kawy wypijanej na szybko zaraz przed wyjściem oraz symbolicznego papierosa, którego wypalam pospiesznie zaraz przed wejściem do uczelni - prestiżowej, elitarnej, jednej z lepszych w kraju. Oraz te pozostałe papierosy, które wypalam w przerwach pomiędzy wykładami. I całą resztę, które palę nałogowo, być może w ramach mojego małego buntu, znaku, że ostatecznie się nie poddałem.

Bez Kyungsoo stałem się kompletnym samotnikiem, całymi dniami odganiającym się od natrętnych wielbicieli, którzy przyjaźń z kimś, kto osiągnął sukces, uznają za najwyższą wartość. Studia mimo wszystko malują się przede mną w jasnych barwach: mam szanse na spore stypendium i karierę, kadra moich mentorów zawsze jest po mojej stronie, a mój talent zostaje doceniany wśród coraz szerszej publiki. Można by rzecz - zbyt świetlana przyszłość dla młodego palacza o zbyt smutnych oczach.

Chłodny wiatr chłosta moje policzki, gdy podchodzę do auta, pakując wiolonczelę na tylne siedzenia tuż obok arkuszy nut w segregatorach i słysząc za sobą kroki matki. Odwracam się, spostrzegając ją w jej zwyczajowej sukience, beżowym płaszczu i ściśle spiętych włosach, uśmiechającą się lekko w moim kierunku.

- Już jedziesz? - pyta przesadnie przejętym tonem.

- Chcę być trochę wcześniej, żeby poćwiczyć - mruczę w odpowiedzi, dopiero teraz zauważając w jej lekko pomarszczonych dłoniach białą kopertę.

Na jej twarzy widać cień wahania, gdy wyciąga szeleszczący dokument w moją stronę z bezdźwięcznym westchnieniem.

- Przyszło niedawno. Tata twierdził, że lepiej o tym zapomnieć, ale stwierdziłam, że... może chciałbyś przeczytać. Zaadresowane do ciebie.

Biorę kopertę w dłonie, czując, jak w jednej chwili wszystkie emocje uderzają we mnie ze zdwojoną dłonią.

Tego dnia otrzymuję pierwszy list od Park Chanyeola z więzienia w Hanam.


Długo zwlekam z otwarciem, oszukując samego siebie, że ten drobny gest nie ma dla mnie żadnej wartości. Cały dzień zapycham myśli czymkolwiek, aby tylko zapomnieć o tej pomiętej kopercie, wepchniętej do samochodowego schowka. Staram się oswoić z okrutną prawdą - całe półtorej roku zapomnienia szlag trafia przez jeden, głupi list. Dopiero późnym wieczorem, siedząc przy biurku nad książkami, wyjmuję spomiędzy arkuszy nut pomiętą kopertę i zbieram całą swoją silną wolę, aby powstrzymać kiełkujące we mnie uczucie nadziei. Moi rodzice już dawno uznali ten temat za zamknięty. Ja też powinienem.


05.03. 2016r. Hanam

Aniele,

Piszę do Ciebie, choć kompletnie nie wiem, jak ubrać to wszystko w słowa. Po prostu żałuję tego, że pozwoliłem na takie zakończenie. Sam jestem sobie winien, wiem. Ale ty nie zasługujesz na taki los. Dlatego nie chcę prosić o żadne drugie szanse. Chcę tylko wybaczenia.

(piszę ten list już szósty raz. na poprzednie nie dostałem odpowiedzi. może nie doszły. nie wiem.)

Wierzę, że nadal mnie kochasz i może czekasz, aż to wszystko dobiegnie końca. Uwierz, ja też. Myśli o Tobie są jedynymi, które trzymają mnie przy życiu w tym paskudnym miejscu. I wierzę w to, że żyjesz gdzieś w tych wszystkich miejscach, w których powinniśmy być teraz razem. Może nawet odwiedzasz ten cuchnący koci hotel, w którym przecież spędziliśmy jedną z najbardziej pamiętnych nocy życia. Ciekawi mnie to, czy nadal o tym pamiętasz. Ja wspominam każdą naszą wspólną chwilę każdej sekundy każdego dnia. Plaża. Klub z bilardem. Naleśniki w zajeździe. Cholera, tęsknię za tym.

Pierwszy i Ostatni | ChanBaekWhere stories live. Discover now