Mecz Quidditcha.

2.4K 127 31
                                    

#Teo#

Mamy czerwiec. A co jest w czerwcu? Koniec roku szkolnego? Tak ale mi nie o to chodzi? Wakacje ? Też ale to nie to. Mecz Quidditcha? Brawo! O to mi chodzi! Dzień przed zakończeniem Roku Szkolnego odbywa się mecz .Jako że James jest w drużynie to ja z Lili jesteśmy zobowiązane iść mu kibicować jako dobre przyjaciółki. Lili nie za bardzo chce iść na mecz ale za moją i Remusa namową jakoś się zgodziła. Nie mam nic do Quidditcha bo lubię czasem sobie w niego pograć . Ale bardziej wole szachy czarodziejów. Poszłam razem z Lili, Remusem,Arturem i Molly na trybuny trochę wcześniej żeby zająć dobre miejsca do obserwacji rozgrywki. Po paru minutach i reszta szkoły zajęła swoje miejsca czekając na mecz. Zauważyłam że grono nauczycieli już siedzi na swoich miejscach i czeka na Josha Jordana. Kiedy ten w końcu przybył profesor McGonagall zaczarowała megafon.

- Serdecznie witam wszystkich na finałowym meczu quidditcha! Dziś zmierzą się drużyny Gryffindoru oraz Slytherinu! W zakładach najczęściej obstawiany jest scenariusz, gdzie... E... w wolnych przypuszczeniach, pani profesor...

Tak czy siak, podejrzewamy, że Samantha, szukająca Ślizgonów złapie znicza, jednak zwycięstwo przypadnie Gryfonom! I tak trzymać! To znaczy... Ja wcale nie jestem stronniczy... Proszę zostawić mój megafon, pani profesor! Tak, dobrze, nie zajmuję się już wolnymi przypuszczeniami... Będę komentował fakty. Przynajmniej się postaram... Proszę tak na mnie nie patrzeć, pani profesor. - usłyszałam głos Josha Jordana jednego z Gryfonów przez magiczny mikrofon. Zaśmiałam się cicho z przyjaciółmi. Josh zawsze coś wymyśli.

#James#

 Naciągnąłem rękawicę, prostując palce.

Za chwilę mamy rozegrać ostateczny mecz w tym sezonie. Droga do finału nie była prosta. Mało brakowało, a po drugim meczu nie wypadlibyśmy z rozgrywek. Wiele pracy kosztowało nas osiągnięcie zadowalającej formy i utrzymanie jej. Kontuzja jednego pałkarza, uszkodzenie miotły obrońcy oraz masa nauki wcale nie ułatwiały tego zadania.

- Wszyscy gotowi? – zapytałem, zerkając po twarzach zawodników.

- Mhm – mruknął niski, ciemnoskóry chłopak. Nie wyglądał na więcej niż czternaście lat, choć w rzeczywistości był w szóstej klasie. Cóż... najlepiej, aby szukający powinien być wątłej budowy ciała.

- Co wy tacy markotni?-zapytałem zdziwiony , naciągnęła na ramię opaskę z napisem „kapitan" i wykonałem parę skłonów w miejscu. Mój entuzjazm nie udzielił się jednak pozostałym.

- Nie markotni, tylko zdenerwowani, James - burknął Ted, podchodząc w stronę pozostałej części drużyny.

- Ej, spokojnie, to tylko gra -  starałem uśmiechnąć się promiennie, jednak grymas jaki zagościł na mojej twarzy, nie wskazywał, abym tak myślał.

- Nie baw się w trenera marzeń – warknął szukający, opierając głowę na drugiej ręce.

- A ty nie bądź taki zgryźliwy, Ted - położyłem dłonie na mitle, taksując chłopaka wzrokiem.  Atmosfera zdenerwowania jednak nie działała na nikogo korzystnie, wyglądało na to, że byli gotowi się pokłócić.

Do akcji postanowiła wkroczyć Anastazja, najmłodsza zawodniczka w drużynie. Grała na pozycji ścigającego. Była niska i krępej budowy ciała. Pucułowatą buzię okalały cieniutkie, popielate włosy sięgające za ucho. Mimo, iż nie wyglądała na sportowca z krwi i kości, nikt nie robił takich zwodów jak ona.

- Uspokójcie się. Jeśli koniecznie chcecie skakać sobie do gardeł, zróbcie to po meczu - spojrzała na nich wzrokiem pełnym dezaprobaty, jednak to wystarczyło. James westchnął głęboko, zaplatając ręce na piersi. Ted nie odezwał się już ani słowem.

Huncwoci i Historia TygrysaWhere stories live. Discover now