1.

10.4K 806 207
                                    


Alec

Dzisiaj nadszedł ten wielki dzień. Izzy, moja siostra od pięciu minut wypłakiwała mi się na ramieniu. Być może właśnie widzimy się ostatni raz. Nie może, a raczej na pewno. Rodzice przyglądali się temu z kamiennymi twarzami, jak zwykle zresztą. Cokolwiek by się nie działo chowali swoje emocje gdzieś głęboko w środku. Czasem się zastanawiałem czy moi rodzice faktycznie cokolwiek odczuwają.. Max, mój najmłodszy, kochany braciszek, nie rozumiał do końca co się dzieje, ale widziałem, że jest przerażony. Powtarzałem mu, że jest bezpieczny, że wszystko w porządku, ale wyraz jego twarzy nie zmieniał się. Za to Jace aż kipiał ze złości. Nie dziwiłem mu się, sam na jego miejscu byłbym wkurzony, że nie mogę go uratować. Ale na szczęście postawiłem na swoim i to ja właśnie odchodziłem. Kiedy w końcu oderwałem się jakoś od zapłakanej siostry podszedłem do niego.

-Dobrze wiesz, że tak musi być Jace..

-Nic nie musi! Dlaczego akurat Ty?!

-Izzy i Max są zbyt młodzi, a Ty na pewno przy pierwszej lepszej okazji zabiłbyś swojego Pana ściągając na nas jeszcze większe niebezpieczeństwo!

-Mogli iść rodzice, Alec..- brat mocno mnie objął, czułem jak drży. Musiałem być silny.. Nie mogłem im pokazać, że się boję, ale było mi tak cholernie ciężko..

-Ktoś musi się wami zająć Jace. Nic mi nie będzie. Hej! - poczułem jak Jace moczy mi koszulkę. Byłem wstrząśnięty, bo mój brat nie płakał nawet po przegranej wojnie.. Tak przegraliśmy. Potomkowie Aniołów, Nefilim, nocni łowcy.. nie daliśmy rady pokonać demonów, które zbuntowały się przeciwko nam.. Kiedy po ich stronie stanęła ponad połowa podziemia byliśmy bez szans.. I tym oto sposobem z samej góry drabiny spadliśmy na sam dół, przestaliśmy w ogóle się liczyć w hierarchii. Teraz rządziły Demony. I musieliśmy się albo dostosować albo zginąć. Ja wybrałem tą drugą opcje. Każda rodzina musiała oddać jednego członka demonowi. Od razu wiedziałem, że to muszę być ja. Kiedy tylko przyszli do nas nie zastanawiałem się długo. Bałem się jednak tego co nadejdzie. Demony niezbyt delikatnie obchodziły się z nocnymi łowcami.. - Będzie dobrze!

-Gówno będzie! - Jace wyszedł zapłakany i obrażony posyłając rodzicom mordercze spojrzenie. Mam nadzieję, że nie będzie długo żywił do nich urazy. To była także moja decyzja.

-Trzymajcie się. - spojrzałem ostatni raz na moja rodzinę, starając się zapamiętać każdy szczegół z ich twarzy. Miałem ochotę wtulić się w rodziców i rozpłakać, uciec stąd jak najdalej.. ale nie mogłem. Nie było już odwrotu. Podążyłem za strażnikiem do wyjścia ze strefy zero. Zagonili całą resztę łowców, która przeżyła wojnę, a nie było nas zbyt dużo, do jednego miejsca, które następnie solidnie ogrodzili i nazwali strefą zero. Tym właśnie teraz byliśmy, zerem. Nie przelewało się tutaj. Ciągle brakowało jedzenia, czy nawet wody pitnej.. A my nie mogliśmy wychodzić. Wiedziałem, że gdyby udało mi się umknąć za ogrodzenie, dałbym radę coś upolować, kiedyś byłem znakomitym łucznikiem. Ale były trzy przeszkody. Po pierwsze strażnicy - wilkołaki, którzy mieli bardzo dobry słuch i węch i bez ostrzeżenia rozszarpaliby mnie gdybym tylko zbliżył się do ogrodzenia. Po drugie - mój łuk, który został zabrany zaraz po wojnie razem z całą resztą naszego sprzętu. Demony wszystko zniszczyły, a wiadomo, że nocny łowca bez noży serafickich i stelli staje się tak naprawdę zwykłym przyziemnym. Może nadal byliśmy silni i przeważaliśmy sprytem, ale to zdecydowanie było zbyt mało.. Udało mi się schować swoją stelle, którą miałem zawsze przy sobie, ale nikomu o tym nie mówiłem. Czułem, że jeszcze mi się przyda. I w końcu, po trzecie, po dwóch latach nie wiedziałem kompletnie jak wygląda świat za ogrodzeniem. Tutaj nie mieliśmy telewizorów, telefonów, zero jakichkolwiek informacji. Może przez demony świat przestał istnieć?.. Nie będę opowiadać też tego co pół demony robiły z łowcami, którzy odważyli się spróbować uciec. Przykre, że przez tyle lat, nawet wieków, żyliśmy koło siebie nie zabijając się nawzajem, a teraz.. Spojrzałem jeszcze raz na całą strefę zero i wyszedłem za strażnikiem. Przy samochodzie czekał na mnie demon. Momentalnie spuściłem głowę, nie chciałem go denerwować.

-Nie spodziewałem się tak młodego łowcy. - demon się uśmiechnął, a mnie przeszły ciarki.- Ale to dobrze, bardzo dobrze. - chwycił mnie mocno za kark i zaczął oglądać. Kiedy już skończył uderzył mnie parę razy w twarz patrząc na moją reakcje. Nie ukrywam, strasznie mnie bolało, ale nie chciałem nic pokazywać. Widziałem, że spodobała mu się taka reakcja. -Właź do tego samochodu! Szybciej! - kopnął mnie, co tylko przedłużyło moje wsiadanie. Byłem przerażony i wiedziałem jedno, od dzisiaj Alec Lightwood przestał istnieć.

Magnus

Siedziałem spięty na kanapie, co raczej mi się nie zdarza. Kiedy tylko wczoraj ojciec zapowiedział się z wizyta czułem się strasznie. Nienawidziłem go i on o tym doskonale wiedział. Wielki Demon.. Wzdychnąłem ciężko zastanawiając się o co mogło mu chodzić. Kiedy usłyszałem pukanie do drzwi podskoczyłem. To naprawdę nie było w moim stylu, tak działał na mnie mój własny ojciec. Starałem się opanować, on od razu wszystko wyczuje..

-Magnusie!! - dobrze chociaż, że przybrał ludzką postać, do najurodziwszych to on nie należał, jak każdy demon zresztą.

-Asmodeusie.. Co Cię do mnie sprowadza? - niechętnie wpuściłem go do środka. Dopiero teraz spostrzegłem, że był z jakimś młodziutkim nocnym łowcą, który miał lekko spuchniętą lewą stronę twarzy. Przywróciłem oczami. Może łowcy nie traktowali nas przez wszystkie lata należycie, ale nie zasłużyli sobie na taki los. Nefilim służący demonom? Dobre sobie. Nie rozumiałem po co przyszedł tu z nim, dobrze znał mój stosunek do tej sprawy. Pomimo wszystkiego cały czas szanowałem łowców i było mi ich najzupełniej w świecie szkoda.. Naprawdę przechodzili teraz przez istne piekło, na które przecież nie zasłużyli.

-Urodziny mojego ulubionego syna! - prychnąłem pod nosem. Miałem wrażenie, że moja nienawiść do niego po prostu go bawi.

-Nie musisz składać mi życzeń. Nie robiłeś tego od jakiś czterystu lat. Tak więc przywykłem już.

-Nie zamierzałem. Chce tylko zostawić Ci prezent.

-Mhm, jaki? - nie ukrywam, zżerała mnie ciekawość. Ojciec z szyderczym uśmiechem wskazał na nocnego łowcę. - Chyba żartujesz? Nie potrzebuje żadnego łowcy!!

-Nie wolno gardzić prezentami Magnus.

-Dajesz mi go w prezencie?!

-Tak. Uznałem, że tego właśnie Ci trzeba.

-Czego?! Radzę sobie doskonale sam.

-Ale po co masz się przemęczać? Posprząta, pogotuję, oczywiście możesz go też wykorzystać pod innymi względami. Jest cały Twój Magnusie. - ton jego głosu jasno sugerował o jakie wykorzystanie mu chodzi. Spojrzałem na chłopaka, który cały czas miał spuszczoną głową, ale widziałem, że jest zdenerwowany.

-Nie i koniec! - nie wierzyłem w to co słyszę. Jak on mógł tak mówić o tym chłopaku i to jeszcze w jego obecności? - Możecie już sobie iść!

-Skoro Ty go nie chcesz, będę musiał go zabrać do siebie. Młodziutki, przystojny, w sumie szkoda mi było go oddawać. - ojciec uśmiechnął się złośliwie. Zagotowałem się. Los tego chłopaka był właśnie w moich rękach..

SługaWhere stories live. Discover now