Demony Przeszłości

2.4K 140 47
                                    

 ,, Ten, który z demonami walczy, winien uważać, by samemu nie stać się jednym z nich. Kiedy spoglądasz w otchłań ona również patrzy na ciebie. '' Friedrich Nietzsche 

Weszłam do sali chorych i rozejrzałam się dookoła. Na sali nie było nikogo, tylko Hildegard siedząca w dyżurce. Była pora przerwy na drugie śniadanie, dlatego wszystkie pielęgniarki wyszły przed szpital. Miałam okazję porozmawiać ze Stefanem bez świadków. Na stoliku niedaleko szafek z lekami znalazłam mój notes. Wzięłam go do ręki i podeszłam szybkim krokiem do łóżka Stefana. Mężczyzna otworzył oczy i spojrzał na mnie ze zmęczeniem. Usiadłam na stołku obok jego łóżka i uśmiechnęłam się lekko.

- Stefan, mogę zadać ci kilka pytań? 

Żołnierz obrzucił mnie obojętnym spojrzeniem.

- Może siostra, ale nic nie robię za darmo - odpowiedział. Westchnęłam. Tego obawiałam się najbardziej. 

- Co mogę dla ciebie zrobić? - spytałam.

- Niech mi siostra da morfiny - spodziewałam się tej odpowiedzi. Nie do końca wiedziałam co mam zrobić. Wiedziałam, że jeśli jej nie dostanie nici z jakichkolwiek odpowiedzi i szansy na pomoc tajemniczemu porucznikowi. Nie było sensu nawet próbować przekonać go, żeby zrobił to jednak z dobroci serca. Cierpiał i nie liczyła się dla niego w tym momencie ilość dobrych uczynków. Przez moment chciałam dać sobie spokój, wstać i odejść. Miałam już wstać gdy nagle w mojej głowie rozbrzmiały słowa doktora Königa; ,, Zostanie zwolniony ze sużby i pozostawiony sam sobie. Jak myślisz, jak człowiek niewiedzący kim jest poradzi sobie sam?". Podniosłam się ze stołka i ruszyłam w stronę szafki z lekami. Po kryjomu wyjęłam z niej ampułkę morfiny i nową strzykawkę. Otworzyłam pojemniczek i ostrożnie nabrałam zwyczajową dawkę środka. Szybko odłożyłam resztkę morfiny z powrotem do szafki i zamknęłam ją w pośpiechu rozglądając się nerwowo. Prędko podeszłam do rannego i w wbiłam igłę w jego rękę. Pospiesznie nacisnęłam tłok i odłożyłam strzykawkę. Natychmiast usiadłam przy jego łóżku, wzięłam do ręki notes i ołówek po czym zaczęłam zadawać pytania.

- Widzisz mężczyznę, który leży na tamtym łóżku? - spytałam wskazując porucznika leżącego pod drugiej stronie sali. - Podobno dobrze go znasz.

Żołnierz lekko podniósł się na łóżku jednocześnie krzywiąc się pod wpływem wciąż obecnego bólu. Obrzucił rannego znajomego wzrokiem i opadł z powrotem na łóżko. Spojrzał na mnie zmieszany.

- Tak, to Karl Brandt, porucznik Kompanii Chartów. Dlaczego siostra pyta?

- Dałam ci morfinę Stefanie, teraz mój czas na pytania - odpowiedziałam twardo. Wiedziałam, że muszę być teraz nieustępliwa i nie dać sobie wejść na głowę. Nie mogłam zdradzić mu powodu tych pytań. - Opowiedz mi coś o nim. Ile ma lat, skąd pochodzi, jaka jest jego historia.

- No dobrze... - powiedział cicho żołnierz, lecz już po chwili rozkręcił się i zaczął żywiołowo opowiadać. - Ma 24 lata i pochodzi z Frankfurtu. Wiem o nim dość dużo, znamy się od dzieciństwa. Jego matka i ojciec nie żyją. Trochę dziwna historia. Nigdy nie byli najlepszym małżeństwem. Często słyszało się ich kłótnie. Matka to krzepka kobieta była. Robotna jak mało kto, a jak się zdenerwowała to bez kija nie podchodź. Ojciec też niezły harpagan. Nie raz krzesła latały jak się ta dwójka pokłóciła. Rozumie siostra, dwóch takich pod jednym dachem to nie jest dobry pomysł. Karl nie miał łatwo z nimi. Lanie dostawał za każdą nawet najmniejszą pomyłkę, nieraz z siniakami do szkoły przychodził. Rodzina jego to nigdy tolerancyjna nie była. Jeszcze przed Hitlerem Żydów nie lubili. Karl miał siostrę, Rosa jej było. Zeszła się z takim jednym Żydem i w ciążę zaszła. Jak się ojciec dowiedział to ją zlał i z domu wyrzucił. Afera na całe miasto była. A jak się dowiedział, że Karl wiedział o tych ich randkach to też go nieźle zbił. Raz taka sytuacja była, że go ojciec na piec popchnął. Czajnik z wrzątkiem zleciał na niego i plecy poparzył. Nikt go jeszcze bez koszulki nie widział bo nawet jak się na froncie przebiera to czeka aż będzie sam. 

Słuchając tego co mówił żołnierz czułam ogromny smutek. Wychowałam się cudownej, kochającej rodzinie i nie byłam w stanie wyobrazić sobie jak rodzic może traktować dziecko w taki sposób. Nie rozumiałam po co robić coś takiego. Żeby zaspokoić swoje sadystyczne pobudki czy może po prostu bez powodu? 

- A jak było na froncie? Wyróżniał się czymś? Zdobył jakieś ordery? - spytałam usiłując zmienić temat na jakiś mniej brutalny. Okazało się jednak, że ruszyłam jeszcze drastyczniejszy wątek. 

- Każdy go kojarzył. Góra uważa go za przykładnego niemieckiego żołnierza! Nie dość, że uroda typowo nordycka to jeszcze sam jego sposób bycia. Drugiego takiego siostra nie znajdzie. Żydów tępi jak robactwo jakim zresztą są. A z jaką łatwością mu to przychodzi! Mam wrażenie, że na to wszystko miał wpływ jego ojciec. W dzieciństwie traktował go tak, że mógłbym pokusić się o stwierdzenie, że nienawidził własnego dziecka. Teraz Karl zachowuje się trochę jak on. W tym tylko różnica, że w stosunku do właściwych ludzi. Jesteśmy dumni, że możemy mieć takiego porucznika. Oko ma wytrenowane tak, że z kilometra może Żyda ustrzelić. Sokół na niego mówimy. A odznaczenie to zdobył i to nie jedno. Odznaka za rany, Żelazny Krzyż, Szturmowa Odznaka Piechoty... Niesamowity żołnierz z niego jest.

Słysząc to w jaki sposób żołnierz mówi o Żydach zrobiło mi się słabo. Za każdym razem gdy słyszałam słowo ,, Żyd '' w rozmowie z kimś moje mięśnie odruchowo się napinały, a ja nie potrafiłam nic na to poradzić. Byłam przerażona, że ktokolwiek mógłby chociażby zacząć podejrzewać mnie o  bycie Żydówką. Na początku wojny nie było nam tak źle. Dopiero potem zaczęto wprowadzać reformy. Od niegroźnego noszenia opasek na ramionach po getta i zsyłki do obozów. Po gettach krążyły pogłoski na temat tego co dzieje się za murami tamtych miejsc, ja jednak w to nie wierzyłam. Nie wierzyłam dopóki pewnego dnia nie trafił tam mój kochany tata. A miesiąc później mama. Zostałam sama i musiałam nauczyć się żyć na własną rękę z dnia na dzień. W Niemczech Żydów albo umieszczano w gettach tylko po to by ich zabić albo wywożono do obozów. Pamiętam jak moja przyjaciółka Dalila powiedziała mi o tych fałszywych dowodach, które można było kupić nawet za 100 reichsmarek. Najszybciej jak tylko się dało stworzyłyśmy swoje nowe tożsamości i nauczyłyśmy się wszystkich informacji o naszych 'nowych wcieleniach' na pamięć. Później nasi sąsiedzi, Goldsteinowie pomogli nam uciec z getta byśmy mogły zacząć nowe życie. Nasze drogi rozeszły się. Ja pojechałam pomagać rannym w Lazarecie, ona zaczęła pracę w jednym z berlińskich hoteli. Odrzuciłam wspomnienia na bok przypominając sobie cel w jakim rozmawiam z Niemcem. Chciałam jak najszybciej zakończyć rozmowę.

- To na razie wszystko - skwitowałam. - W razie czego przyjdę i zadam więcej pytań. 

- Więcej pytań, więcej morfiny - powiedział żołnierz. Widocznie czuł się już lepiej. Udałam, że go nie słyszę i wstałam ze stołka akurat w momencie, w którym na salę weszły inne pielęgniarki. W pośpiechu odłożyłam notes na stolik i ruszyłam w kierunku jednego z rannych w celu zmiany opatrunku.  Wieczorem miałam zamiar zostać dłużej i porozmawiać z porucznikiem. Podczas odwijania bandaża z poszarpanej nogi jednego z żołnierzy zastanawiałam się nad tym co mogę powiedzieć ordynatorowi i moim koleżankom by nie wzbudzić podejrzeń moimi nadgodzinami. Musiałam wymyślić coś wiarygodnego. I to szybko. 

Requiem [zakończone]Hikayelerin yaşadığı yer. Şimdi keşfedin