Tak zwany nowy rozdział

979 78 5
                                    

Powoli otworzyłam oczy. Bolała mnie głowa i czułam szarpanie w mięśniach. Naprzeciw mnie zobaczyłam okno za którym słońce przygotowywało się już do zajścia. Zerwałam się z kanapy na której leżałam i zaczęłam się gorączkowo rozglądać. Nie miałam pojęcia gdzie się znalazłam i jak się tam znalazłam. Moje serce biło tak szybko, że mogłoby z łatwością wyskoczyć mi z piersi, a moje myśli były rozpędzone niczym motocykl. Nagle w korytarzu usłyszałam pośpieszne kroki. Poczułam paraliżujący mnie strach. Nie byłam w stanie się poruszyć, ani wydać z siebie żadnego dźwięku.
Do pokoju weszła starsza kobieta, na oko osiemdziesięcioletnia. Była ubrana w długą, czarną spódnicę i szary sweter, a na ramiona narzuconą miała kolorową chustę. Jej włosy były siwe, praktycznie białe. Na mój widok wyrzuciła ręce w górę.

- Złotko, nie wstawaj jeszcze. Połóż się na wersalkę, odpocznij - zaczęła mówić do mnie w języku, którego nie potrafiłam kompletnie zrozumieć. Domyśliłam się, że jest to polski. Kompletnie ogłupiałam. Starsza kobieta spojrzała na mnie zdziwiona, odwróciła się i zaczęła nawoływać.

- Piotrek! Piotrek, chodź mi tutaj! - wykrzykiwała w stronę korytarza. Nagle w drzwiach pojawił się wysoki chłopak. Miał brązowe, roztrzepane włosy i radosne, zielone oczy.

- Co jest babka? - spytał wesoło. Następnie jego wzrok spoczął na mnie. Jego uśmiech powiększył się. Podszedł do mnie i delikatnie skierował ku wersalce.

- Usiądź sobie boś mi zemdlała - zaśmiał się. Nie miałam pojęcia o co mu chodzi.

- Ich... Ich verstehe nicht (Nie rozumiem) - zaczęłam nieśmiało. Uśmiech na twarzy chłopaka automatycznie zrzedł. Zaczął lustrować mnie wzrokiem od góry do dołu jakby próbował domyślić się kim jestem. Starsza kobieta za nim westchnęła.

- Niemka... Kogoś ty mi Piotrek do domu sprowadził? - zaczęła wykrzykiwać.
Chłopak podszedł do babci i położył jej dłoń na ramieniu próbując ją uspokoić.

- Babka się nie denerwuje. Widziałem, że przed Szkopami ucieka to myślałem, że nasza.

Starsza kobieta kręciła głową z niedowierzaniem i dezaprobatą. Poczułam się bardzo niezręcznie. Mimo tego, że nie rozumiałam ani słowa wiedziałam, że rozmawiają o mnie.

- Masz mi ją z mieszkania zabrać - powiedziała ostro starsza kobieta. Chłopak pokiwał i bez słowa podszedł do mnie.

- Komm mit mir (chodź ze mną) - powiedział i delikatnie poprowadził mnie w stronę drzwi. Ruszyłam za nim całkowicie sparaliżowana strachem. Nie wiedziałam czy prowadzi mnie na policję, czy zrobi mi krzywdę. Mimo to miałam delikatne przeczucie, że chłopak nie chce mnie skrzywdzić. Byłam jednak nauczona, że czasami ludzie którzy wydają się dobrzy robią złe rzeczy. Przed wyjściem na ulicę chłopak zatrzymał mnie i spojrzał mi uważnie w oczy.

- Warum haben sie dich gejagt? (Dlaczego cię gonili?) - spytał zaciekawiony. Nie wiedziałam czy powinnam mówić mu prawdę, lecz w sumie nie miałam już nic do stracenia.

- Ich habe gesehen, was sie mit Menschen machen ( Widziałam co robią z ludźmi) - odpowiedziałam dość ogólnikowo, lecz wiedziałam, że zrozumie o co chodzi. Mogłam się założyć, że takie rzeczy dzieją się tutaj praktycznie codziennie.
Chłopak pokiwał w zamyśleniu głową i poprowadził mnie w stronę głównej ulicy.

- Wer bist du? ( Kim jesteś?) - spytał w pewnym momencie.

- Ich heiße Kamilla - zaczęłam. - Ich bin Krankenschwester. Ich habe in Lazarett gearbeitet. ( Jestem pielęgniarką. Pracowałam w Lazarecie).

Gdy powiedziałam kim jestem z zawodu oczy chłopaka zaświeciły.

- Arbeitest du in Pawiak? Du musst es mir sagen ( Pracujesz na Pawiaku? Musisz mi powiedzieć)- zaczął mówić szybko. W jego głosie słyszałam ogromne podekscytowanie i... Nadzieję? Nie miałam jednak pojęcia czym jest ten cały 'Pawiak' i dlaczego miałabym tam pracować. Gdy chciałam mu odpowiedzieć po drugiej stronie ulicy usłyszałam znajomy głos.

- Kamilla? Kamilla, Gott sei Dank!

Po drugiej stronie jezdni stał Hans. Na mój widok rozluźnił się i podbiegł do mnie. Byłam zaskoczona. Nie miałam pojęcia co się dzieje. Hans przytulił mnie mocno i pocałował w czoło.

- Szukam cię odkąd wyszedłem z pracy. Gdzie byłaś? - spytał z wyraźną ulgą.

- Ja... Poznałam kolegę - skłamałam. Nie chciałam mu mówić o tym co się stało, a przynajmniej nie teraz. - To jest...

- Piotrek - dokończył za mnie chłopak.
Hans zmierzył go uważnym wzrokiem i pokiwał głową w zamyśleniu.

- Nett dich kennenzulernen ( Miło cię poznać) - powiedział mało przekonywującym głosem Hans. - Wir müssen gehen( Musimy iść).

Po tych słowach wziął mnie pod rękę i odciągnął od młodego Polaka.

- Kamilla, naprawdę cieszę się, że poznajesz nowych ludzi ale proszę cię żebyś więcej nie zadawała się z żadnymi Polakami - zaczął Hans. Nie miałam jednak zamiaru słuchać o tym, że nie powinnam się z nimi zadawać bo są 'gorsi'. Nie uważałam tak. Ten chłopak uratował mnie przed moimi własnymi rodakami. Nawet kiedy dowiedział się o tym, że jestem Niemką nie wyrzucił mnie tak po prostu z mieszkania, nie zrobił mi żadnej krzywdy. Dlatego nie chciałam nawet słuchać tego co Hans miał do powiedzenia.

- Hans, nie kończ - ucięłam rozmowę.

- Mówię to dla twojego bezpieczeństwa - zaczął na nowo. Puściły mi nerwy.

- Nie mogę się zadawać z Polakami, bo są gorsi? Z tego co pamiętam Żydzi dla was, 'prawdziwych' Niemców również są podgatunkiem. Dlaczego w takim razie w ogóle ze mną rozmawiasz? - spytałam. Było mi przykro. Naprawdę przykro. Czułam się jakbym zasługiwała na życie tylko dlatego, że zakochał się we mnie ktoś z tak zwanej rasy panów.

- I wiesz co? Zgubiłam sukienkę - dodałam po chwili. - Więc nie idę dzisiaj do teatru.
Poczułam ogromny smutek. Ten cudowny dzień w jednej chwili został całkowicie zniszczony.
Oczy zaczęły piec mnie od nadmiaru łez. Cały stres i smutek, który zdołał we mnie osiąść tego dnia teraz desperacko chciał wydostać się na zewnątrz. Hans spojrzał na mnie, a złość na jego twarzy ustąpiła miejsca zmartwieniu. Podszedł do mnie i mocno mnie przytulił. Nie miałam już nawet siły czy ochoty na szamotanie i wyrwanie się. Pozwoliłam by mnie przytulił.

- Przepraszam, nie będę ci już prawił morałów - wyszeptał po chwili. Odsunęłam się od niego i otarłam łzy z policzków.

- Ale dalej nie mam sukienki, a to wyjście było dla ciebie takie ważne - wymamrotałam pod nosem. Nie wiedziałam nawet w którym momencie pudełko z piękną suknią zniknęło. Byłam tam zajęta wszystkim co się działo, że nawet nie wyłapałam tego momentu. Hans uśmiechnął się delikatnie pod nosem.

- Pójdziesz, w którejś ze swoich zwykłych sukienek - stwierdził.
Nie spodziewałam się tego. Myślałam, że prędzej zostawi mnie w domu i pójdzie sam.

- Ale jak? Przecież wszystkie kobiety będą tam takie eleganckie i wystrojone, a ja tylko narobię ci wstydu - powiedziałam cicho.
Mężczyzna spojrzał na mnie karcąco.

- Nawet tak nie mów. Tamte kobiety mnie nie interesują. Mogą ubrać się nawet od stóp do głów w złoto, ale ty nawet w swojej najzwyklejszej sukience i tak będziesz najpiękniejsza - stwierdził tonem nie znoszącym sprzeciwu.
Uśmiechnęłam się nieśmiało i poczułam jak na policzki wpełza mi rumieniec. Może ten dzień nie był jeszcze stracony...

Requiem [zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz