Po właściwej stronie

1.4K 100 14
                                    

- Proszę mu powiedzieć, że zgadzam się - przekazałem tą wiadomość starszej pielęgniarce.
Kobieta pokiwała głową energicznie i uśmiechnęła się przyjaźnie. Odwróciłem wzrok i wróciłem do lektury pamiętnika. Czytałem całą noc i byłem już w połowie. To co przeczytałem o mojej pracy w Gestapo naprawdę zachęciło mnie do powrotu. Zacząłem już nawet czytać część dotyczącą moich początków w wojsku. Z tego czego się dowiedziałem, nie było to najprzyjemniejsze doświadczenie. Nie chciałem przechodzić przez to jeszcze raz, a ciepła posadka w tak szanowanej i ważnej organizacji jak Gestapo to chyba marzenie każdego Niemca.
Poranne słońce oświetlało salę wypełnioną łóżkami. Złotawa poświata padała na zmęczone twarze rannych. Nie potrafiłem skupić się na dalszym czytaniu. Odłożyłem pamiętnik i omiotłem salę znudzonym spojrzeniem. Te same twarze, ci sami nudni ludzie. Monotonia zasłoniła moje oczy niczym wielka, szara kurtyna. W momencie, w którym na salę weszła Kamilla, zasłona ta opadła gwałtownie. Rude włosy spięła w niski kok. Jej brązowe oczy wodziły po sali, badały sytuację. Miałem wrażenie, że upewnia się czy wszyscy są w swoich łóżkach, czy nie wydarzyło się nic złego. Nagle jej wzrok na coś natrafił. Już po chwili wyszła z sali na tyły szpitala, a ja straciłem ją z oczu. Monotonia znów powróciła.
*Kamilla*
Gdy rano weszłam na salę w oczy rzuciło mi się dziwne zachowanie Olgi. Wiedziałam, że nie mogę dłużej zwlekać z tą rozmową. Każdy dzień mojego zwlekania mógł przynieść kolejny wypadek, kolejną śmierć. Musiałam się przemóc i z nią porozmawiać.
Dziewczyna stała na skraju parku i oglądała się za siebie. Byłam prawie pewna, że idzie znów spotkać się z tymi dwoma Ukraińcami. Musiałam do niej dobiec zanim wejdzie do parku. Bałam się, że jeśli powiedziałabym o tym co słyszałam przy mężczyznach mogliby mnie w okrutny sposób uciszyć. Zapewne zrobiliby to bez jakichkolwiek wyrzutów sumienia, w końcu byłam Niemką. Ruszyłam szybkim krokiem w jej stronę. Dziewczyna odwróciła się by odejść, lecz ja byłam zdesperowana.

- Olga, zaczekaj! - krzyknęłam za nią. Ukrainka odwróciła się w moją stronę i spojrzała na mnie lekko przestraszona. Dobiegłam do niej i złapałam ją za ramię.

- Chodź, musimy porozmawiać - powiedziałam stanowczo prowadząc ją w mniej oczywiste miejsce. Chciałam porozmawiać z nią z dala od tego przeklętego parku i wszechobecnych pielęgniarek. Tak byłoby lepiej i dla mnie i dla niej. Dziewczyna stawiała się i nie chciała iść.

- Ale o co chodzi? - wypytywała gorączkowo. Zatrzymałam się bez ostrzeżenia i posłałam jej karcące spojrzenie.

- Posłuchaj mnie Ukrainko, nie obchodzi mnie to czy chcesz ze mną rozmawiać czy nie. Idziesz za mną i nie otwierasz ust dopóki ci nie pozwolę, zrozumiano? - spytałam ostrym głosem.
Dziewczyna od razu się uspokoiła i pokiwała głową w milczeniu. Jeszcze nigdy nie zachowałam się tak szorstko w stosunku do nikogo. Zazwyczaj byłam delikatna i nieszkodliwa. Miałam jednak w głowie wspomnienia z dnia śmierci tego żołnierza, gorączkowe poszukiwania lekarstwa i jego cierpienie. Nie potrafiłam patrzeć na Olgę tak jak kiedyś. Jak na dobrą i porządną dziewczynę. Teraz była dla mnie kimś całkiem obcym. Obcym i pozbawionym jakichkolwiek skrupułów.
Zaciągnęłam ją pod boczną ścianę Lazaretu. Prawie zawsze było tu pusto, ponieważ było to miejsce tylko i wyłącznie do postojów ciężarówek z lekami i innymi towarami potrzebnymi w szpitalu. Jeśli pielęgniarki przebywały już na zewnątrz to było to zazwyczaj z przodu lub z tyłu budynku. Paliły papierosy i jadły drugie śniadanie.
Teraz dookoła panowała cisza. Wszystkie sanitariuszki krzątały się na sali karmiąc żołnierzy i wymieniając opatrunki. Dzięki temu nie musiałam się martwić, że ktoś nas przyłapie. Puściłam ramię Ukrainki i spojrzałam na nią twardo.

- Słuchaj, powiem od razu, bo nie chce mi się z tobą rozmawiać. Byłam w lesie podczas twojego ostatniego spotkania. Myślę, że wiesz o co mi chodzi. Słyszałam wszystko. Dobrze wiem, że to ty ukradłaś penicylinę tamtego dnia. Umiem także połączyć fakty i to właśnie ciebie podejrzewam o regularne podprowadzanie leków. Na początku zastanawiałam się czy powinnam na ciebie donosić. Moja moralność mówiła mi, że ty też masz kraj, o który chcesz walczyć, dbać. Teraz jednak wiem, że przez ciebie zginął jeden z dzielnych żołnierzy walczących o MÓJ kraj. Miał rodzinę, wiesz? Żonę i małego synka. Jego kolega dziś rano wrócił na front. Był jednak tak zmizerniały, że wątpię by tam wytrzymał. On będzie kolejną osobą na twoim sumieniu.

Im dłużej mówiłam tym większy gniew mnie ogarniał. Zalewał mnie i odbierał zdrowe zmysły. Powoli stawałam się nim zaślepiona. Miałam ochotę rzucić się jej do gardła. Patrzyła na mnie tymi swoimi sarnimi, niewinnymi oczętami podczas gdy tak naprawdę była zwierzęciem. Przywodziła mi na myśl srokę. Dla własnych korzyści była w stanie zabić kogoś słabszego. Sroka zabija młode innych ptaków. Robi to by usunąć dorastającą ptasią 'konkurencję' ze swojego terenu. Olga kradła środki, które mogły pomóc rannym, słabym, w niektórych przypadkach bezbronnym żołnierzom. Pomagała w tym sposób swoim ludziom, lecz też zmniejszała ilość niemieckich żołnierzy . Może i nieznacznie, lecz jednak.
Olga patrzyła na mnie na początku lekko przestraszona, lecz po chwili na jej twarzy pojawił się okrutny uśmiech. Przestałam mówić i zaczęłam patrzeć na nią zaniepokojona.

- Ładny odcień farby - wypaliła nagle.

Poczułam się słabo. Miałam wrażenie, że zaraz zemdleję. Zrobiłam krok w tył i oparłam dłoń o szorstką powierzchnię ściany znajdującej się za mną. Mój najgorszy koszmar właśnie zmieniał się w rzeczywistość. Nie potrafiłam nic powiedzieć. Zaschło mi w gardle, a język odmawiał posłuszeństwa. Pozostawało mi tylko słuchać.

- Myślisz, że tylko ty coś na mnie masz? - zaśmiała się złośliwe. - Mylisz się. Żyjesz tu sobie sielankowo i pomagasz Szkopom. Wydawało ci się chyba, że jesteś tu bezpieczna, że nikt się nie dowie, co? Gdy tylko słyszysz słowo 'Żyd' zaraz się denerwujesz. Masz rozbiegane spojrzenie, zaczynasz nerwowo odpowiadać i starasz się unikać tematu. Myślałaś, że nie zauważę? Mam to do siebie, że przyglądam się ludziom. Połączyłam fakty. Te cholerne brązowe oczy, dziwny odcień rudego na głowie i nerwowe rozglądanie się za każdym razem gdy ktoś wymówi słowo ,, Żyd ". Nie byłam pewna, dlatego przeszukałam twój pokój. Ładne zdjęcie z rodzinką chowasz pod bielizną - wycedziła.

Czułam się coraz gorzej. Miałam wrażenie, że serce wyskoczy mi z piersi. Moje dłonie stały się lodowate jakby nie pozostała w nich ani jedna kropla krwi. To był koniec.

- Ale spokojnie, nie powiem nic nikomu. Będę milczeć jak grób - zaakcentowała ostatnie słowo. - Potrzebuję tylko twojej pomocy. Pomożesz mi?

Przerażona pokiwałam głową. Nie mogłam się nie zgodzić. Nie miałam wyboru.

- Co środę masz mi przynosić lekarstwa, które zapiszę na kartce. Będę ją zostawiać pod twoim talerzem na kolacji co wtorek. Lekarstwa masz zanosić co środę do parku. Pod największym świerkiem o 18 będzie czekał przyjaciel mojego narzeczonego, Borys. Grzecznie dasz mu to co nam się należy i odejdziesz, by wrócić za tydzień. I za kolejny. I za kolejny. Lepiej żebyś się wywiązywała.

Po tych słowach poklepała mnie w policzek ze sztucznym uśmiechem.

- Rozchmurz się. Pomożesz wreszcie właściwej stronie. Nie zapomnimy ci tego jak już przegracie.

Po chwili odwróciła się i odeszła w stronę parku. Oparłam się plecami o chropowatą ścianę i spróbowałam wyrównać oddech. Nic z tego.

Requiem [zakończone]Where stories live. Discover now