Dobre intencje

1K 87 10
                                    

Po szybkim śniadaniu i kawie Hans zaprowadził mnie do małego sklepiku. Na manekinach spoczywały długie, wieczorowe suknie w najróżniejszych kolorach - od delikatnych odcieni beżu aż po ciemne, czarne i granatowe. Za ladą stał na oko trzydziestoletni Polak z małymi, okrągłymi okularami na nosie. Na nasz widok uśmiechnął się nerwowo i ruszył w naszą stronę szybkim krokiem.

- Witam Herr Hauptsturmführer, witam przepiękną panią. W czym mogę pomóc? - spytał bardzo dobrą niemszczyzną.

- Szukamy sukienki wieczorowej. Chcielibyśmy by nadawała się do teatru - odpowiedział Hans rozglądając się wokoło. Nerwowy Polak pokiwał głową i zniknął pośród różnorakich sukien.

- Normalnie zabrałbym cię do krawca i dostałabyś suknię na miarę ale nie ma na to czasu - wyjaśnił Hans. - Zostawiam cię tutaj na jakiś czas. Wrócę za pół godziny.
Po tych słowach pocałował mnie w policzek i wyszedł ze sklepu. Spomiędzy manekinów wyłonił się zestresowany chłopak z kilkoma sukniami w dłoniach.

- Przyniosłem kilka propozycji - uśmiechnął się i rozwiesił sukienki przede mną.
Były to trzy przepiękne kreacje. Pierwsza z nich była przepiękną długą suknią sięgającą do ziemi w czarnym kolorze ze srebrnymi aplikacjami. Nie miała ramiączek i dołączone do niej było białe futerko.
Druga sukienka była bardziej prosta i w kolorze szmaragdu.
Trzecia z nich to szafirowa suknia, lekko rozkloszowana ozdobiona w niektórych miejscach małymi kryształkami.
Wszystkie trzy z nich zapierały dech w piersiach, lecz to ta pierwsza urzekła mnie najbardziej. Kojarzyła mi się z tymi, w których zjawiskowe aktorki pojawiały się na premierach filmów. Widząc uśmiech i niedowierzanie na mojej twarzy młody sprzedawca nieco się rozluźnił.

- Chciałaby pani którąś przymierzyć? - spytał. Pokiwałam głową bez słowa. Podeszłam do czarnej sukni przejechałam dłonią po srebrnych aplikacjach na jej powierzchni. Była przepiękna. Sprzedawca widząc wyraz mojej twarzy uśmiechnął się pod nosem.

- Tam jest przebieralnia - powiedział wskazując w kierunku malutkiego pomieszczenia, które od reszty sklepu oddzielała beżowa kotara. 

Szybkim krokiem ruszyłam w jej stronę. Moje serce biło szybko z ogromnego podekscytowania. Nie pamiętałam już kiedy ostatnio byłam na porządnych zakupach. Praktycznie zapomniałam jak wiele radości sprawiają. Zasunęłam zasłonę i nałożyłam na siebie suknię. Opinała się tam gdzie powinna, a efekt był niesamowity. Białe futerko, które narzuciłam na nagie ramiona potęgowało cały efekt. Westchnęłam zachwycona. Z jednej strony mogłabym tam stać bez końca wpatrując się we własne odbicie w lustrze. Wyglądałam bajecznie. Z drugiej strony chciałam jak najszybciej zdjąć ją z siebie i natychmiast kupić. Wybrałam drugą opcję, to chyba nic zaskakującego. Praktycznie wyskoczyłam z sukni i wybiegłam z przymierzalni z szerokim uśmiechem. Takie proste przyjemności, właśnie tego mi brakowało. 

- Poproszę tą - powiedziałam energicznie. Sprzedawca uśmiechnął się i wziął ode mnie sukienkę. Złożył ją  w staranną kostkę i wsadził ją do pięknego kremowego pudełka, które obwiązał jasnobrązową wstążką. Wyjrzałam przez witrynę sklepu. Hans przebiegł przez ulicę i szybko wszedł do sklepu z uśmiechem. 

- Wybrana? - spytał wesoło. 

Pokiwałam głową energicznie. Już po chwili wychodziliśmy ze sklepu trzymając się za ręce. Pod pachą trzymałam pudełko z moją wieczorową kreacją. Na mojej twarzy widniał szeroki, radosny uśmiech. Czułam się naprawdę beztrosko. Słońce ogrzewało przyjemnie moją twarz, delikatny ciepły wietrzyk rozwiewał moje włosy,  a cienie latających po niebie ptaków migały mi przed oczami. Przytuliłam do siebie ramię Hansa i westchnęłam z rozkoszą. Właśnie takie dni wyobrażałam sobie jako mała dziewczynka. Słońce, ciepło i miłość. Teraz miałam to wszystko, lecz wciąż czegoś mi brakowało... Pracy? Mojego pielęgniarskiego fartucha? A może kogoś. Ordynatora, Adelaide, a może Danieli? Była jeszcze czwarta opcja, której wolałam do siebie nie dopuszczać. Nie mogłam jednak też zaprzeczyć. Myślałam o nim. Zastanawiałam się gdzie jest i co robi, jak mu się układa. Czasem nawet chciałam go spotkać. Jakoś przez przypadek, tak po prostu. Z drugiej strony miałam nadzieję, że nigdy do tego nie dojdzie. Wiedziałam, że jeśli go znów zobaczę nie będę potrafiła wybić go sobie z głowy. Byłam szczęśliwa. Moje życie było praktycznie bajką, a ja myślałam o innym mężczyźnie. Z zamyślenia wyrwał mnie nagły krzyk Hansa.

- Karl! Tutaj!

Otrząsnęłam się i pierwszym co zobaczyłam był Karl w swoim zadbanym mundurze zmierzający w naszą stronę. Stałam się nerwowa. Moje serce przyspieszyło, a oczy próbowały znaleźć jakikolwiek kierunek, w który tylko mogłyby zerknąć i go nie widzieć. Niestety nie mogłam uciekać wiecznie, ponieważ już po chwili Karl stanął dokładnie naprzeciw mnie. 

- Kochanie, muszę biec do pracy, a jest jeszcze jedna rzecz o którą chciałem zadbać - wyjaśnił Hans z uśmiechem. - Chciałem to zrobić osobiście ale obowiązki wzywają. Dlatego poprosiłem Karla, żeby oprowadził cię po Warszawie. Przyda ci się to, ponieważ wątpię, żebyś dała radę wysiedzieć cały dzień w domu.

,, Chyba sobie żarty robisz '' pomyślałam gniewnie. Wiedziałam, że chciał dobrze, widziałam to w jego radosnych, pełnych nadziei oczach. Dobre intencje nie zawsze jednak przynoszą same korzyści.




Jeju kochani, nareszcie dałam radę coś napisać... Liceum to jest katorga, więc taki wieczór w który mogę sobie po prostu usiąść i coś napisać długo długo mi się nie zdarzył. Teraz olałam matematykę, żeby coś dla Was napisać więc trzymajcie za mnie kciuki jutro bo nie wiem jak to napiszę haha. To taki krótszy rozdział, mam nadzieję, że w najbliższym czasie 'urodzi' mi się coś dłuższego. I wraca Karl. To dobre wieści (zależy dla kogo) haha.

Requiem [zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz