Koniec z miłością

1.3K 101 7
                                    

*piosenka,,Bauch und Kopf" Mark Forster*

Wieczorem praktycznie zaczołgałam się do pokoju. Otworzyłam drzwi i od razu skierowałam się w stronę łóżka. Przy lustrze stała Daniela. W skupieniu malowała swoje kształtne usta czerwoną szminką. Adelaide leżała na łóżku i kreśliła coś w swoim szkicowniku. Padłam na łóżko głośno wzdychając. Daniela zerknęła na mnie kątem oka.

- Co jest? - spytała nie przerywając robienia makijażu.

- Zmęczona - wymamrotałam po czym uniosłam lekko głowę obdarzając ją zdziwionym spojrzeniem. Miała na sobie białą sukienkę z falbanką, a włosy chyba ułożyła. Wyglądała jakby się gdzieś wybierała. - Dokąd sie wybierasz?

Przyjaciółka spojrzała na mnie z tajemniczym uśmiechem. Zamknęła szminkę i wrzuciła ją do małej torebki zawieszonej na ramieniu.

- Umówiłam się z jednym naszych byłych pacjentów. Pamiętasz Josepha? To ten z kulą w ramieniu, blondyn. Zaprosił mnie dziś na spotkanie. Pójdziemy na spacer - powiedziała uśmiechając się promiennie.
Kusiło mnie żeby przewrócić oczami. Co tydzień nowy chłopak, za każdym razem była tak samo ' zakochana '. Życzyłam jej dobrze, ale nie wiedziałam jak chce znaleźć prawdziwą miłość umawiając się z dziesiątkami chłopaków na jednorazowe spotkania. Nie miała nawet szansy ich bliżej poznać. Nie chciałam być jednak niemiła i zdecydowałam, że wypadałoby ją skomplementować. W końcu to zrobiłaby dobra przyjaciółka.

- Świetnie wyglądasz. Jestem pewna, że oszaleje kiedy cię zobaczy - odpowiedziałam podnosząc się na łóżku. Dziewczyna rozpromieniła się jeszcze bardziej i ruszyła radosnym krokiem w stronę drzwi. Wychodząc odwróciła się jeszcze w moją stronę i posłała mi całusa.

- Życz mi powodzenia - szepnęła rozradowana zamykając za sobą drzwi.
W momencie, w którym Daniela zniknęła na korytarzu wstałam i przebrałam się w piżamę. Padłam na łóżko wzdychając ciężko. Był poniedziałek. Oznaczało to, że jutro na kolacji dostanę pierwsze 'zamówienie'. Tak bardzo nie chciałam tego robić. Czułam się jakbym ich zdradzała. Każdego pacjenta z osobna. Wiedziałam, że jeśli chcę żyć to nie mam wyboru, ale nie mogłam pogodzić się z myślą, że nie ma wyjścia z tej sytuacji. Jeśli komuś powiem, Olga mnie wyda, a wtedy czeka mnie tylko jedno. Śmierć. Wątpię żeby mieli ochotę wywozić mnie do obozu. Pewnie zastrzeliliby mnie tuż za szpitalem i zakopali gdzieś w parku. Pracowałam w Lazarecie, ponieważ zostałam wychowana w duchu patriotyzmu. Kochałam mój kraj.
Czułam się Niemką i tyle.

Moje prawdziwe imię i nazwisko to Isabell Goldblum. Imię nadała mu babcia, bardzo wierząca osoba. Moi rodzice jednak nie praktykowali, nie byli ortodoksyjni. Jedyne co było w nich żydowskie to wygląd i nazwisko. Z tego powodu nie rozumiałam, dlaczego muszę się ukrywać skoro jedyne co łączy mnie z Żydami to nazwisko i poniekąd wygląd. Od dziecka mieszkałam w Niemczech, mówiłam po niemiecku i czułam się Niemką jednak dla innych się to nie liczyło. Wrzucali mnie do jednego wora z praktykującymi członkami żydowskiej wspólnoty.

Przez chwilę leżałam bez ruchu na twardym materacu. Nie miałam nawet motywacji by przykryć się kocem leżącym u mych stóp. Delektowałam się ciszą i spokojem, który miał zniknąć wraz ze wschodem słońca. Nagle usłyszałam skrzypienie sprężyn w materacu Adelaide, a po chwili do moich uszu dobiegł jej podekscytowany głos.

- Prawie bym zapomniała! - wykrzyknęła. Podniosłam wzrok i spojrzałam na nią. Dziewczyna szybko ruszyła w stronę jej bieliźniarki. Podniosła z niej jakąś kopertę i przysiadła na skraju mojego łóżka.

- Dziś przyszło do ciebie od jakiegoś oficera, poczta przyniosła - powiedziała z rozradowanym uśmiechem. Spojrzałam na nią z uniesioną brwią. - No otwieraj!

Powoli wzięłam list w dłonie i spojrzałam na nadawcę. Hans Lange.

- Nie ma mowy, że będę tego czytać przy tobie - powiedziałam szybko. Na twarz Adelaide wstąpił wyraz rozczarowania, lecz nie męczyła mnie specjalnie. Po prostu wstała i przesiadła się na swoje łóżko z łobuzerskim uśmiechem na ustach.

- To tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że to ktoś ważny - wymamrotała pod nosem patrząc na mnie z przyjacielską złośliwością. Przewróciłam oczami i przystąpiłam do otwierania koperty. Powoli oderwałam górną część i wyciągnęłam ze środka schludną kartkę. Pismo było staranne i bardzo ładne. Wzięłam głęboki wdech próbując dodać sobie odwagi. Bałam się zawartości tego listu. Nie mogłam przestać myśleć o tym, że nie powiedział mi o wyjeździe. Zaczęłam czytać z duszą na ramieniu ciekawa tego co chciał mi przekazać.

Droga Kamillo,
Nasze ostatnie spotkanie było czymś co zapamiętam na zawsze. Mam nadzieję, że uda Nam się to jeszcze kiedyś powtórzyć. Chciałbym prosić Cię o spotkanie. Najlepiej gdybyśmy mogli spotkać się jutro o godzinie 16 przy parku. Jest coś o czym muszę Ci powiedzieć, a nie chcę robić tego listownie. List dojdzie pewnie dopiero wieczorem, więc jeśli sprawisz mi ten zaszczyt i zgodzisz się, proszę byś potwierdziła to telefonicznie. Mój numer już znasz. Mam nadzieję, że się zgodzisz i dasz mi szansę.
Hans

Przez chwilę wpatrywałam się w kartkę. Chciał się spotkać i o czymś porozmawiać... Spodziewałam się, że był to jego wyjazd. Musiałam się zgodzić. Jeśli to była moja ostatnia szansa by się z nim spotkać, musiałam ja wykorzystać. Nie mogłam się pogodzić z faktem, że nasza znajomość skończy się na dwóch spotkaniach. Gdy go spotkałam wydał mi się idealny. Już wtedy powinnam wiedzieć, że tak się to skończy. Szczęście po prostu nie jest mi pisane. Miłość po raz kolejny zapędziła mnie w swoje sidła. Miałam rację mówiąc, że zawsze kończę skrzywdzona. Gdy tylko obdarzę kogoś uczuciem, natychmiast go tracę. Nawet jeśli nie natychmiast to po jakimś czasie. Tak było z rodzicami. Potem z moimi przyjaciółmi. Teraz historia zatacza koło i odbiera mi pierwszego mężczyznę, do którego poczułam coś więcej. Nigdy więcej. To spotkanie będzie ostatecznym przypieczętowaniem tego wszystkiego. Koniec z miłością.

*Hans*
Pisząc list do Kamilli w mojej głowie kotłowały się setki słów. Nie wiedziałem co napisać. Niby chciałem tylko spytać o spotkanie, lecz zależało mi na tym by list brzmiał jak najlepiej. Chciałem jej zaimponować i chciałem skłonić ją do rozważenia mojej propozycji. Chciałem by pojechała ze mną do Warszawy. Wątpiłem czy się zgodzi, lecz musiałem spróbować. Była ze mną na jednym spotkaniu, nie śmiałem nawet oczekiwać od niej porzucenia dotychczasowego życia. Gdybym jednak nie spróbował, dręczyłoby mnie to do końca.
Napisanie listu zajęło mi jakieś pół godziny. Gdy w końcu dobrnąłem do podpisu byłem uradowany jak nigdy dotąd. Z ulgą rzuciłem długopis na biurko. Teraz tylko pozostało mi to wysłać i czekać na odpowiedź. Mimo trudu jaki włożyłem w napisanie listu wiedziałem, że to właśnie oczekiwanie będzie najgorsze.

Requiem [zakończone]Where stories live. Discover now