Strach

2K 126 12
                                    

*piosenka,, Deep End " by Birdie*

,, To była jej ko­lej­na ucie­czka przed życiem, przed tym co może je od­mienić.

Strach przed zmiana­mi chro­nił ją nie tyl­ko przed złymi stro­nami podjętych de­cyz­ji, ale też nie poz­wa­lał, by przy­darzyło się coś dobrego. ''

Rano obudziłam się pełna energii. Prędko wstałam z łóżka i ubrałam się. Wychodząc pokoju złapałam fartuch wiszący na drewnianym kołku w ścianie i szybko go zawiązałam. Biegiem ruszyłam do miejsca, w którym serwowano posiłki. Złapałam jabłko leżące na stole i skierowałam swoje kroki w stronę sali chorych. Wesoło weszłam do pomieszczenia i ugryzłam jabłko z satysfakcją.

- Dzień dobry siostro Kamillo - zawołał z uśmiechem w moją stronę jeden z rannych żołnierzy.

- Dzień dobry Otto - odkrzyknęłam radośnie. Nie potrafiłam wyjaśnić dlaczego jestem w tak dobrym nastroju. Ze zdziwieniem stwierdziłam, że Daniela jest już na sali. Siedziała przy łóżku jednego z pacjentów i zanosiła się śmiechem. Wywróciłam oczami zdając sobie sprawę, że znów z kimś flirtuje. Czasem zazdrościłam jej tej śmiałości i łatwości w nawiązywaniu coraz to nowszych relacji. Ja byłam nieco bardziej nieśmiała. Szczerze mówiąc mimo tego, że miałam już ponad dwadzieścia lat jeszcze nigdy nie byłam z nikim w związku. Wiem, że może to brzmieć wręcz absurdalnie, lecz naprawdę tak było. Oczywiście, nie raz spodobał mi się jakiś chłopak, raz byłam nawet zauroczona, ale nigdy nie doszło do tego bym rzeczywiście zaczęła związek. Naturalnie, nie raz zostałam o to zapytana ale ja trochę się tego bałam. Bałam się, że jeśli się do kogoś przywiążę stracę go, tak jak moich rodziców. Zabrano mi ich, a ja byłam do nich tak przywiązana, że cierpiałam potem przez długi czas. Bałam się jakichkolwiek zmian. Nigdy nie mogłam przewidzieć do czego prowadzą. Nie miałam takiej możliwości, nikt nie ma. Odgoniłam od siebie te myśli i skierowałam swoje kroki w kierunku łóżka porucznika. Zanim zdążyłam tam dojść pojawiła się przy nim Daniela. Zatrzymałam się i zaczęłam potajemnie ich obserwować. Blondynka mówiła do niego z wielkim uśmiechem. Widziałam, że jej się podoba. Pracowałyśmy razem już kilka lat, więc trochę ją poznałam. Wiedziałam co oznaczał ten śmiech, ten wzrok. Robiła to za każdym razem gdy, któryś z żołnierzy wpadł jej w oko. Kompletnie nie obchodziło jej to, że jakiekolwiek romantyczne relacje pomiędzy pacjentami, a personelem są zakazane. Bezwstydnie flirtowała i oczarowywała żołnierzy. Widząc jak co chwilę wybucha śmiechem i patrzy na mężczyznę zalotnie czułam lekką wściekłość. Oczywiście nie byłam zazdrosna, przecież nawet go nie znałam. Wyleczę go, pomogę mu w odzyskaniu wspomnień, a on wróci na front. Tak zakończy się nasza historia. Najprawdopodobniej więcej go nie zobaczę i o nim zapomnę. On już to zrobił. Poczułam gniew. Nie mogłam patrzeć na roześmianą twarz Danieli. Ruszyłam w ich kierunku szybkim krokiem.

- Przepraszam cię, ale muszę zmienić opatrunek - powiedziałam wyniosłym głosem i spojrzałam na Danielę wyczekująco. Chciałam żeby wreszcie sobie poszła i dała mu spokój, lecz kobieta nie miała chyba zamiaru odejść.

- Ja się tym zajmę kochana - odpowiedziała z przesłodzonym uśmiechem i wyciągnęła dłonie oczekując, że dam jej świeże opatrunki, które trzymałam w ręku. Nie miałam zamiaru odpuścić. Była moją przyjaciółką, powinna zrozumieć.

- To mój pacjent, naprawdę, zajmę się nim - uśmiechnęłam się tak samo słodko i fałszywie jak ona. Widziałam, że zaczyna ją to denerwować. Wydawało jej się, że zawsze dostanie to czego chce tylko dlatego, że jest śliczna.

- Nie wiedziałam, że jesteś już lekarką i masz swoich prywatnych pacjentów.

Byłam coraz bardziej zła i miałam coraz większą ochotę by odciągnąć ją na bok i przemówić jej do rozsądku. Zachowywała się jak pięciolatka, która kłóci się o zabawkę z koleżanką z przedszkola. Denerwowało mnie to. Już chciałam jej odpowiedzieć, gdy usłyszałam głos porucznika.

- Szczerze mówiąc, wolałbym żeby opatrzyła mnie siostra Wolf, znamy się już - powiedział rozbawiony. Uśmiechnęłam się z wyższością i spojrzałam na Danielę usatysfakcjonowana. Dziewczyna wywróciła oczami i odeszła obrażona. Usiadłam na stołku przy łóżku mężczyzny i zaczęłam odwijać opatrunek z dumną miną. Uniosłam wzrok czując na sobie jego spojrzenie. Wpatrywał się we mnie z rozbawieniem.

- O co chodzi poruczniku? - spytałam.

- Mój pobyt tu należy chyba do najdziwniejszych rzeczy jakie w życiu przeżyłem. Najpierw kobiety noszą mnie praktycznie na rękach, później kłócą się o to, która będzie babrać się w mojej krwi - zaśmiał się.

- O nic się nie kłóciłam - żachnęłam się. Mężczyzna spojrzał na mnie z powątpiewaniem. Westchnęłam wiedząc, że ma rację, lecz w żaden sposób tego nie skomentowałam i przystąpiłam do zmiany opatrunku. Wszystko goiło się dobrze, więc byłam dobrej myśli. Sama nie potrafię tego do końca wytłumaczyć ale starałam się dotykać go najmniej jak to możliwe. Chyba to zauważył bo po chwili odezwał się znów.

- Nie gryzę, nie musi siostra aż tak uważać.

- Wcale nie uważam - odpowiedziałam cicho nie podnosząc wzroku znad jego rany.

- No to niech mnie siostra dotknie.

Słysząc te słowa odsunęłam się od mężczyzny i spojrzałam na niego zaskoczona i lekko wystraszona. Co on mi proponował? Widząc moją minę porucznik natychmiast zaczął się tłumaczyć.

- Nie wiem o czym sobie siostra pomyślała, ale chodziło mi o taki zwykły dotyk, no nie wiem, w ramię.

Przybrałam jeszcze bardziej zdziwioną minę. Nie miałam pojęcia o co mu chodzi.

- W jakim celu? - spytałam z dystansem.

- Dobra, skoro się siostra boi to niech siostra tego nie robi - odpowiedział prowokacyjnym tonem. Wiedziałam, że mnie prowokuje, ale nie mogłam się powstrzymać przed pokazaniem mu, że się nie boję. Trochę to dziecinne, ale pokusa była zbyt wielka.

- Ja nie boję się niczego - powiedziałam zdecydowanym głosem i wyciągnęłam rękę by dotknąć jego ramienia. W ostatnim momencie coś mnie tknęło i opuściłam rękę dotykając jego dłoni. Całkowicie zdębiałam. Nie miałam pojęcia dlaczego to zrobiłam. Mój mózg chyba przestał pracować. Stres przejął nade mną kontrolę i nie potrafiłam się ruszyć. W skutek tego moja ręka wciąż spoczywała na jego. Mężczyzna powoli obrócił swoją tak, że wnętrza naszych dłoni zaczęły się stykać. W tym momencie ocknęłam się. Natychmiast zabrałam swoją rękę i zerwałam się ze stołka.

- M-muszę dać Stefanowi lekarstwo, wrócę wieczorem i spróbujesz sobie przypomnieć coś więcej - powiedziałam w pośpiechu i szybkim krokiem ruszyłam w stronę Stefana leżącego po drugiej stronie sali.

- Kamilla - zawołał za mną mężczyzna. Nie odwróciłam się, lecz zdołałam zobaczyć jak Daniela patrzy na mnie podejrzliwie. Wiedziałam, że muszę być bardziej ostrożna. Zachowywałam się nieodpowiedzialnie. Głupio i nieodpowiedzialnie. Mama pewnie powiedziałaby, że powinnam coś zmienić w moim życiu, nie żyć ciągle w strachu przed zmianami. Uważała, że miłość to najlepsza rzecz jaką można wprowadzić do swojego życia. Ja byłam odmiennego zdania. Miłość to dla mnie coś jak pasożyt. Przez dni, miesiące, lata wymaga od nas działań, pracy, energii. Wystarczy jedno wydarzenie by ona sama zniknęła zabierając ze sobą wszystko co dla niej poświęciliśmy. Nie ma możliwości odzyskania tego. Zostawia nas samych, w jakimś sensie uszkodzonych. Ze mną zrobiła tak już kiedyś, a ja nie pozwolę żeby stało się to jeszcze raz. Żadnych zmian, a już na pewno żadnej miłości. To nie dla mnie.

Requiem [zakończone]Where stories live. Discover now