Nie ma litości

1.1K 83 13
                                    

Rano wszystko poszło naprawdę szybko. Wstałam i w pośpiechu się ubrałam. Szary sweter i ciemno zielona plisowana spódnica plus czarne trzewiki. Pożegnałam się z moimi przyjaciółkami i innymi pielęgniarkami. Rzuciłam słowa pożegnania ordynatorowi i siostrze oddziałowej i z bagażem w dłoni dziarsko ruszyłam w stronę parkingu. Przy czarnym samochodzie stał już Karl w mundurze i kierowca w eleganckim ubraniu. Na mój widok Karl uniósł brwi w geście zaskoczenia. Posłałam mu promienny uśmiech i podałam kierowcy moją walizkę. Mężczyzna skinął w moją stronę głową i uśmiechnął się sympatycznie. Wsadził mój bagaż do bagażnika i zatrzasnął go. Pomógł mi wsiąść do samochodu. Na siedzeniu obok mnie usiadł Karl. Ostatni raz spojrzałam na widok za oknem. Przy drzwiach Lazaretu stały Daniela i Adelaide. Obydwie patrzyły na mnie z delikatnymi uśmiechami. Samochód ruszył, a moje przyjaciółki zaczęły machać mi na pożegnanie. Odpowiedziałam tym samym gestem uśmiechając się smutno. W moim życiu rozpoczynał się całkowicie nowy rozdział. Przyszedł czas bym wreszcie wróciła do życia zwykłego cywila. Zdawałam sobie sprawę z tego, że będę musiała przywyknąć do nowej rzeczywistości. Po tak długim czasie spędzonym jako część jednej grupy ciężko będzie mi nawet zjeść śniadanie samej. Przyzywczajona byłam do dzielenia pokoju z przyjaciółkami, noszenia pielęgniarskiego fartucha, jedzenia wspólnych posiłków z całym personelem, wczesnego wstawania by od razu udać się na salę chorych. Bałam się, że jeśli ta cała sprawa z Hansem się nie uda nie będę wiedziała co zrobić, jak sobie poradzić. Nie powinnam nastawiać się tak pesymistycznie już na samym początku, lecz nie potrafiłam pozbyć się tego całego gdybania. Tak wiele rzeczy mogło pójść nie tak...
Nagle z zamyślenia wyrwał mnie głos Karla.

- Co się stało, że jedziesz do Warszawy?

Uniosłam głowę i spojrzałam na niego zmieszana. Jeszcze nie wiedział, a jakaś część mnie tak bardzo nie chciała mu mówić o powodzie mojego wyjazdu do Warszawy. Wiedziałam, że zrobiłam mu nadzieję. Wiedziałam, że postąpiłam źle. Było mi z tym źle, ale czasu cofnąć nie mogłam.

- Jadę do Hansa - odpowiedziałam zmieszana.
Karl odwrócił wzrok i delikatnie pokiwał głową. Miałam wrażenie, że tym kiwnięciem chciał pokazać swoją dezaprobatę. Odwrócił się w stronę szyby, a dookoła nas nastała cisza. Jedyne co słyszałam to warkot silnika i chrzęst żwiru pod kołami samochodu. Nie wiedziałam czy powinnam się odezwać czy nie mówić nic. Wybrałam bezpieczną opcję. Milczenie.

*Karl*

Siedziałem w tym przeklętym samochodzie bez jakiejkolwiek możliwości ucieczki. Nie mogłem się przejść by uspokoić nerwy, nie mogłem zapalić papierosa w samotności. Kamilla siedziała obok mnie z wzrokiem wlepionym w widok za szybą. Byłem na nią zły. Pozwoliła mi się do niej zbliżyć tylko po to by później mnie zostawić. Z jednej strony chciałem, żeby mi się wytłumaczyła. Powiedziała w czym on jest lepszy ode mnie. Nie rozumiałem dlaczego wybrała Hansa, a nie mnie. Zawsze wydawało mi się, że jest dobrą osobą i nie wyobrażałem jej sobie z kimś takim jak Hans. Ja może nie byłem aniołem, ale nie byłem też diabłem, którego on z całą pewnością przypominał. Chciałem ją zrozumieć, lecz nie potrafiłem. W pewnym momencie chciałem się odezwać, rozładować wiszące w powietrzu napięcie. Gdy otworzyłem usta poczułem, że nie potrafię udawać, że nic się nie stało. Czułem się porzucony i upokorzony. Nie potrafiłem jej nienawidzić, czy nawet nią pogardzać,  lecz nie byłem zdolny do zapomnienia o tym wszystkim. Oparłem głowę o szybę i przymknąłem oczy.

* Hans*
Wstałem bardzo wcześnie i wziąłem się za sprzątanie. Odkurzyłem meble, pościeliłem łóżko, pozamiatałem. Umyłem nawet okna i rozwiesiłem nowe zasłony. Gdy wreszcie skończyłem spojrzałem na moje ' dzieło ' z dumą. Szczerze mówiąc moje mieszkanie jeszcze nigdy nie było tak czyste. Zazwyczaj wszędzie walały się koszule, spodnie czy butelki. Teraz wszystkie ubrania leżały poukładane i wyprasowane w szafie, a w całym domu nie było ani jednej pustej butelki. Samochód z Kamillą miał przyjechać dopiero pod wieczór ale ja wolałem mieć już wszystko gotowe. Poza tym musiałem jeszcze iść do pracy. Wyjątkowo poprosiłem mojego adiutanta Erwina, żeby zajął się całą papierkową robotą bym mógł wyjść szybciej z pracy. Zazwyczaj sam zajmowałem się wszystkim nawet tym czego najbardziej nienawidziłem, papierami. Traktowałem swoją pracę bardzo poważnie i lubiłem wszystkim zajmować się osobiście.
Na dziś miałem zaplanowane dwa przesłuchania i jedno spotkanie w sprawie organizacji łapanek. Po pracy chciałem iść na zakupy, żeby ugotować Kamilli jakąś kolację. Miałem nadzieję, że lubi rosół bo była to jedyna rzecz, którą potrafiłem ugotować.

****
Słońce skryło się za chmurami, a listki na drzewach zaczęły podrygiwać ruszone podmuchami chłodnego wiatru. Po karku młodej kobiety spływały kropelki potu. Jej poranione ręce ledwo dawały radę unosić ciężkie kamienie. Biało-czarny pasiak wisiał na niej jak na strachu na wróble. Nie pamiętała kiedy ostatni raz była najedzona. Jako Niemka nigdy nie myślała, że kiedykolwiek trafi do takiego miejsca. Wydawało jej się, że Hitler da jej i jej mężowi lepsze życie. Niestety Dawid był Żydem, a ona jako jego żona również stała się ' wrogiem niemieckiego narodu '. Gdy przyszli by zabrać Dawida sprzeciwiła się. Pamiętała to jak dziś. Jej własny, rodzony brat stanął w jej drzwiach żądając by wydała swojego męża.  Wywiązała się kłótnia i szarpanina. Jedyne co zapamiętała z tego co stało się później to to, że obudziła się w bydlęcym wagonie, zmarznięta i obolała. Pamiętała kilkudniową jazdę w ścisku, w smrodzie. Nie dostawali wody, jedzenia. Nie stawali nawet by załatwić swoje potrzeby fizjologiczne. Pamiętała, że Dawid starał się ją jakoś rozweselić. Wspominał wszystkie kłopoty w jakie dostawali się w młodości, opowiadał kawały. Nie wystarczało to oczywiście by całkowicie ją pocieszyć, lecz kilka razy udało mu się przywołać uśmiech na jej zmęczoną twarz. Teraz nie widziała go już od miesiąca. Został przeniesiony do innej części obozu.
Nagle kobieta potknęła się i upadła na twardą ziemię. Kamień boleśnie przytrzasnął jej palec.

- Cholera... - zaklęła pod nosem. Odsunęła kamień i spojrzała na swoją zakrawawioną dłoń. Potrzebowała tylko chwili, tylko sekundy by zaczerpnąć oddech. Nie dane jej było jednak odpocząć chociaż przez chwilę. Nie wiadomo kiedy pojawiła się przy niej jedna z obozowych strażniczek, Aufseherin Braun. Wyjęła zza pasa swój wypielęgnowany bat i z całej siły uderzyła nim w plecy kobiety. Skórzane paski pozostawiły piekące pręgi na wychudzonym ciele więźniarki.

- Brandt, ruszaj się! Nie mamy tu litości dla nikogo, a już na pewno nie dla żydowskich ladacznic! - krzyknęła ostrym głosem strażniczka. - Nie dziwię się, że twój brat się  ciebie wstydzi...

Po tych słowach odwróciła się i odeszła zostawiając szlochającą z bólu i rozpaczy Niemkę na ziemi.

Requiem [zakończone]Where stories live. Discover now