Przełom

1.1K 96 13
                                    

*piosenka,, Don't stop believin'" cover by Imaginary Future*

Weszła na salę powoli. Nie wyglądała jak Kamilla, którą poznałem pierwszego dnia w Lazarecie. Była bledsza. Miałem wrażenie, że jej skóra poszarzała. Pod jej oczami pojawiły się sińce, wynikające zapewne z niewyspania. Zazwyczaj idealnie upięte włosy teraz związane były w niedbałego kucyka. Idąc w moją stronę była przygarbiona i powłóczyła nogami. Wydawała się o 10 lat starsza. Stanęła przy moim łóżku i bez słowa zaczęła ściągać opatrunek z mojej głowy. Z bliska byłem w stanie dostrzec jej spuchnięte i zaczerwienione oczy. Co jakiś czas pociągała nosem, bez przerwy unikając jakiegokolwiek kontaktu wzrokowego ze mną.

- Kamilla?

Słysząc mój głos spojrzała na mnie zaspanym wzrokiem. Wyglądała jak ktoś dopiero co wybudzony z długiego snu.

- Tak? - spytała jakby wciąż nieobecna.

- Wszystko w porządku? - próbowałem coś od niej wyciągnąć. Nie miałem pojęcia co się stało, a martwiłem się o nią.

- Tak, jestem tylko trochę zmęczona - mówiąc to uśmiechnęła się słabo. Chyba chciała mnie uspokoić, lecz to nie zadziałało. Widziałem, że coś jest nie tak, a jej dyskrecja martwiła mnie jeszcze bardziej.
Chciałem coś powiedzieć, lecz nagle za Kamillą pojawił się jakiś mężczyzna w mundurze Gestapo.

- Heil Hitler! - zasalutował chłopak. - Porucznik Brandt?
Pokiwałem głową twierdząco.

- Przywiozłem mundur - powiedział chłopak wręczając szare pudełko Kamilli. Uśmiechnął się do niej delikatnie, lecz ona nie odwzajemniła uśmiechu. Opuściła wzrok i położyła paczkę na stoliku przy moim łóżku. Zmieszany chłopak znów zasalutował i odszedł ze wzrokiem wlepionym w podłogę.

- Jutro wychodzisz - powiedziała nagle Kamilla. - Czujesz się już lepiej, prawda?

- Tak - odpowiedziałem patrząc na nią zaniepokojony. Przemywała ranę na mojej głowie w skupieniu. Ściągnęła brwi i twardo wpatrywała się w ranę. Odniosłem wrażenie, że stara się skoncentrować na tym jednym punkcie by nie patrzeć mi w oczy. Musiałem się dowiedzieć o co chodziło. Skoro jutro miało mnie tu już nie być chciałem chociaż wiedzieć czy jej zły stan to nie moja wina.

- Kamilla, do cholery, powiedz mi o co ci chodzi - powiedziałem zniecierpliwiony.
Mój stanowczy ton przykuł jej uwagę. Odłożyła wacik, którym czyściła moją ranę i splotła dłonie na kolanach. Spojrzała na mnie swoimi zmęczonymi oczyma i westchnęła.

- Co mam ci powiedzieć? Że miałeś rację? Że nigdy nie powinnam zaczynać spotykać się z Hansem? Że byłam głupia, naiwna i żałosna? - z każdym słowem na jej twarzy pojawiało się coraz więcej emocji. Smutek, gniew, rozczarowanie i bezradność. Jej oczy zaczęły błyszczeć od łez, które uparcie wstrzymywała.
Patrzenie na nią w takim stanie sprawiało mi ból. Nie rozumiałem jak mogło mi tak na niej zależeć. W końcu prawie w ogóle jej nie znałem. Byłem tylko obserwatorem, któremu dane było widzieć ją na codzień. Znałem tylko to co widziałem codziennie. Jej empatię, inteligencję, urodę i radość. Zdałem sobie sprawę, że nie wyobrażam sobie dnia bez widoku tego uśmiechu czy chociażby radosnego błysku w brązowych oczach tej dziewczyny.

- Nie jesteś ani głupia, ani naiwna, ani żałosna, Kamilla. To jego cechy - powiedziałem z przekonaniem. - Nie wiem co między wami zaszło i nie wiem czemu cię zostawił, ale jestem pewien, że to nie była twoja wina.

Słyszeć te słowa Kamilla spojrzała na mnie ze smutkiem. Pojedyncza łza spłynęła po jej policzku powoli rysując na jej bladej twarzy wilgotną ścieżkę.

- Karl, ja zrobiłam coś strasznego - mówiąc to jej ciałem wstrząsnął dreszcz.
Wyciągnąłem w jej stronę dłoń. Chciałem ją uspokoić, sprawić by było jej lepiej. Wiedziałem, że niewiele mogę zrobić, ale chciałem choć spróbować.

- Powiedz mi o co chodzi - nalegałem. Dziewczyna pokręciła głową.

- Nie tutaj - wyszeptała.

Wstała z krzesełka i ruszyła w stronę ordynatora stojącego przy jednym z łóżek. Zamieniła z nim kilka słów wskazując przy tym na mnie. Mężczyzna obrócił się w moją stronę i zmierzył mnie krytycznym wzrokiem. Po chwili pokiwał głową, a Kamilla wróciła do mnie.

- Zakładaj mundur, idziemy na spacer - kiwnęła głową w stronę pudełka przy moim łóżku.
Po chwili byłem już ubrany, a Kamilla czekała na mnie przy drzwiach. Minęło trochę czasu odkąd wstałem i przeszedłem dalej niż do łóżka Stefana i z powrotem. Na początku trochę kręciło mi się w głowie, lecz po chwili było już lepiej. Kamilla poprowadziła mnie w stronę ławki w pobliżu dużego parku. Pomogła mu usiąść i usadowiła się obok mnie.

- Mów o co ci chodzi - powiedziałem cicho starając się ją zachęcić.
Przez chwilę panowała absolutna cisza. Kamilla bawiła się nitką zwisającą z jej fartucha nie mówiąc ani słowa. Ja za to cierpliwie czekałem aż będzie gotowa. Po chwili zaczęła mówić.

- Tego dnia gdy umarł tamten żołnierz... Zabrakło penicyliny. Była w szafce, a potem zniknęła. Przy szafce z lekarstwami widziałam Olgę, Ukrainkę która pomaga nam w Lazarecie. Na spacerze w parku podsłuchałam jej rozmowę z dwoma mężczyznami z ruchu oporu. Okazało się, że była ich 'człowiekiem w środku'. Wykradała dla nich leki. Gdy powiedziałam jej, że wiem zaczęła mnie szantażować. Kazała mi... Robić to samo co ona. Ostatnio wykonałam pierwsze polecenie. Dałam jej dwie ampułki penicyliny i trzy morfiny. Dziś ordynator musiał zmniejszyć przydział morfiny. Stefan dostał jej mniej. To wszystko moja wina Karl, a będzie jeszcze gorzej.

Po ostatnich słowach doszczętnie się załamała. Długo powstrzymywane łzy zaczęły spływać po jej policzkach i szyi. Całym jej ciałem wstrząsnął niekontrolowany szloch, a ona jeszcze bardziej się zgarbiła. Nie zastanawiałem się zbyt długo. Nachyliłem się w jej stronę i przyciągnąłem ją do siebie. Wtuliła się we mnie starając się uspokoić. Minęło może pięć minut zanim jej oddech wyrównał się, a łzy przestały podchodzić jej do oczu. Powoli odsunęła się ode mnie i otarła oczy. Znów na mnie nie patrzyła. Widziałem, że była zawstydzona tym nagłym wybuchem.

- Kamilla, to nie twoja wina - zacząłem. - Zostałaś do tego zmuszona. Czym cię szantażowała?

- Nie mogę powiedzieć - wymamrotała pospiesznie.
Wydawało mi się to dziwne. Powiedziała mi o całej sprawie z szantażem, a nie mogła powiedzieć do końca i co chodzi. Stwierdziłem, że nie będę jej dręczyć. Jeśli nie chciała mi powiedzieć napewno miała powód.

- Zajmę się tą całą Olgą - powiedziałem cicho kładąc dłoń na jej ręce. Dziewczyna uniosła głowę i obdarzyła mnie spojrzeniem swoich smutnych brązowych oczu. Po chwili uśmiechnęła się lekko. Nie zabrała dłoni ani się nie odsunęła. Po prostu patrzyła na mnie z wdzięcznością. W tym momencie nawet jej zmęczony wygląd nie był w stanie zmienić mojego zdania. Była piękna i chyba się w niej zakochałem. Nie było nic co mogłoby zmienić ten stan rzeczy.

Requiem [zakończone]Unde poveștirile trăiesc. Descoperă acum