Dziennik

1.7K 112 15
                                    

Napełniłam strzykawkę przezroczystym płynem i deliketnie wbiłam ją w przedramię mężczyzny. Nacisnęłam tłok i obserwowałam jak cieczy powoli ubywa. Poczułam spływający na mnie spokój. Wypuściłam powietrze z płuc i odłożyłam pustą strzykawkę na metalową tackę. Stefan leżał na łóżku z zamkniętymi oczami. Nie ruszał się prawie w ogóle, tylko jego klatka piersiowa unosiła się co jakiś czas. Byłam przekonana, że śpi, lecz w momencie w którym chciałam odejść usłyszałam jego cichy głos.
- Siostro, nie powiedziałem siostrze wszystkiego.
Stanęłam w miejscu i odwróciłam się w jego stronę z ciekawością. To co chciał mi powiedzieć mogłoby mi pomóc w jakiś sposób. Na razie nie miałam pojęcia co jeszcze powinien przypomnieć sobie Karl. Usiadłam na metalowym stołku i spojrzałam na mężczyznę wyczekująco.
- Czy Karl miał coś przy sobie? - spytał Stefan. Przez chwilę przywołałam wspomnienia z dnia, w którym pierwszy raz go zobaczyłam. Jeśli miał coś przy sobie zostało to pewnie umieszczone w schowku do którego trafiają wszelkie dobra materialne pacjentów do czasu ich zwolnienia. Możliwe, że zostało to tam umieszczone przed moim przybyciem.
- Nie mam pojęcia ale mogłabym się dowiedzieć - odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
- Niech siostra spyta o dziennik - powiedział cicho. Pokiwałam głową i uśmiechnęłam się do niego z wdzięcznością.
- Dziękuję - odpowiedziałam i pogładziłam jego ramię. Stefan nadal nie otwarł oczu, lecz kąciki jego ust lekko się uniosły . Ruszyłam w stronę dyżurki do której trafiały zazwyczaj rzeczy pacjentów. Siostra oddziałowa Hildegard siedziała na krześle ze wzrokiem wlepionym w jakąś gazetę. Gdy usłyszała moje kroki natychmiast uniosła głowę i spojrzała na mnie przeciągle. Po chwili na jej twarz wstąpił dobrze mi znany ciepły uśmiech.
- Kamilla, dziecko moje - wykrzyknęła wesoło. - Dawno tu nie zaglądałaś! Czego potrzebujesz kochanieńka?
Moje usta rozciągnęły się w szerokim uśmiechu. Uwielbiałam tą kobietę. Miała w sobie tyle ciepła, empatii i radości, że na oddziale robiła za szpitalną babcię. Pacjenci ją uwielbiali, pielęgniarki tak samo, a nawet sam ordynator dążył ją ogromną sympatią.
- Praca, wiesz ile jej ostatnio mamy - zaśmiałam się przyjaźnie. - Szukam jednej rzeczy. Czy porucznik Karl Brandt miał ze sobą coś?
- Karl Brandt... - wymamrotała starsza kobieta i zamyśliła się na chwilę ściągając brwi. Wstała z krzesła i podreptała w stronę szafek z rzeczami. Zaczęła przeglądać pudełka z imionami w poszukiwaniu konkretnego nazwiska. Po kilku minutach wykrzyknęła uradowana.
- Mam!
Podeszła do mnie szybkim krokiem i postawiła przede mną mały karton. Otworzyłam go i moim oczom ukazał się oprawiony w czarną skórę, mały notatnik. Powoli wyjęłam go z opakowania i przejechałam palcem po jego grzbiecie. Był nieco poszarpany i pobrudzony, zapewne były to ślady 'pobytu' na froncie. Wsadziłam go do dużej kieszeni mojego fartuszka i spojrzałam na staruszkę z wdzięcznością.
- Dziękuję, sama na pewno nie połapałabym się w tych wszystkich kartonach.
- Nie ma za co - zaśmiała się życzliwie starsza kobieta. - A na co ci on, dziecino?
- Prosił o niego jeden z pacjentów - odpowiedziałam starając się brzmieć jak najszczerzej się dało. Chyba zadziałało, ponieważ kobieta nie zadawała więcej pytań.
- Wspomnienia to najcenniejsze co mamy - wyszeptała w zamyśleniu i wróciła do lektury. Zadowolona wyszłam z dyżurki i pognałam na salę. Podeszłam do łóżka porucznika i po kryjomu położyłam dziennik na stoliku obok. Udając zajętą sprzątaniem bałaganu wyszeptałam.
- Przeczytaj to. Powinno pomóc.
Po tych słowach szybko odeszłam zostawiając mężczyznę z prawdopodobnie jedyną rzeczą, która będzie w stanie mu pomóc. Kusiło mnie by zobaczyć co jest tam zapisane, lecz wiedziałam że nie powinnam. Były to w końcu jego wspomnienia, coś bardzo prywatnego i osobistego. Gdybym prowadziła pamiętnik bądź dziennik sama nie chciałabym by ktokolwiek go zobaczył. W życiu kierowałam się dobrem i uczuciami innych. Moje własne były dla mnie na drugim miejscu. Miałam tak od dziecka. Za moich dziecięcych lat przejawiało się to w nieco inny sposób. Pomagałam każdemu znalezionemu zwierzęciu. Nie liczyło się dla mnie czy był to wróbelek, kotek czy chociażby jaszczurka. Każde zwierzę zabierałam do domu mimo ostremu sprzeciwowi mamy. Pomagałam zwierzakom w starej szopie za moją kamienicą. Niegdyś tata zajmował się tam stolarstwem, lecz gdy stracił palec szopa stała bezużyteczna. Przerodziła się ona wówczas w moją własną, małą klinikę weterynaryjną do której trafiało każde zwierzę potrzebujące pomocy. Jeden z pacjentów, piesek Ferbus został u mnie nawet na dłużej. Mieszkał ze mną przez kolejne 5 lat aż do czasu swojej śmierci. Później moja chęć pomocy przerodziła się w pragnienie pomagania ludziom. I tak trafiłam na kursy pielęgniarskie. Jako całkowicie nowa osoba zaczęłam uczyć się pilnie tego fachu. Z łatwością zdałam egzaminy i zostałam wysłana na front, do Lazaretu. Pamiętałam swój pierwszy dzień w pracy. Byłam wtedy delikatna i wydawało mi się, że pomaganie ludziom nie będzie różniło się wiele od pomagania zwierzętom. W momencie, w którym zderzyłam się z okrutną i trudną rzeczywistością wszystko stało się inne. Ogromne ilości krwi, krzyczący ludzie, umierający żołnierze i wszechobecne cierpienie sprawiły, że musiałam się dostosować. Musiałam stwardnieć i uodpornić się na wiele widoków. Po roku spędzonym na pomocy ludziom byłam już o wiele bardziej wytrzymała i silna. Mało co potrafiło mnie zaskoczyć lub przerazić. Oczywiście, czasem miałam gorsze momenty, lecz nie zdarzało się to często. Stałam się całkiem inną osobą.
- Kamilla - usłyszałam za sobą głos ordynatora. Odwróciłam się w jego stronę z promiennym uśmiechem na twarzy.
- Tak doktorze? - spytałam wesoło.
- Przelicz jeszcze raz wszystkie lekarstwa. Ostatnio trochę ich ubyło, a nie zauważyłem by było to zarejestrowane. Potrzebuję wiedzieć ile ampułek zniknęło - powiedział w pośpiechu mężczyzna i pobiegł w stronę sali operacyjnej, do której został wezwany. Pokiwałam niepewnie głową i ruszyłam w stronę szafki. Otworzyłam szufladę i zaczęłam szukać mojego notesu. Nigdzie nie umiałam go znaleźć mimo, że przeszukałam komodę już kilka razy. Po chwili przypomniałam sobie, że miałam tam zapisane wszystkie szczegóły dotyczące Karla i zostawiłam go przy jego łóżku. Ruszyłam szybkim krokiem w jego stronę. Gdy zjawiłam się przy nim poczułam jego wzrok na sobie, lecz zignorowałam to. Ku mojemu przerażeniu nigdzie nie było mojego notatnika. Podniosłam metalową podstawkę, przeszukałam szufladę, zajrzałam pod stolik. Nic.
- Widziałeś gdzieś mój notes? - spytałam podenerwowana.
- Nie. Kamilla... - zaczął.
- Nie mam na to czasu. Lekarstwa znikają - burknęłam pod nosem i zaczęłam przeszukiwać szufladę po raz kolejny. W momencie gdy ją zamknęłam usłyszałam za moimi plecami głos Danieli.
- Tego szukasz?
Odwróciłam się w jej stronę i zobaczyłam mój notes w jej ręce. Poczułam jak na moim karku zbiera się zimny pot. Wiedziałam, że tam zajrzała. Jeśli rzeczywiście to zrobiła, mam ogromny kłopot.

Requiem [zakończone]Where stories live. Discover now