Anioł

1.6K 121 6
                                    

Kolejny raz odłożyłam rozmowę z Olgą na później. Nie potrafiłam zebrać się w sobie. Może nawet trochę się bałam. Drugim powodem był jednak ten mężczyzna, który przyszedł dziś porozmawiać z porucznikiem. Uczepił się moich myśli. Bez przerwy miałam go w głowie. Jego piękny uśmiech, niesamowite szare oczy i idealnie ułożone blond włosy. Koniec mojej zmiany nadszedł szybko. Nawet nie zorientowałam się, że inne pielęgniarki zaczęły już opuszczać szpital. Wiedziałam, że powinnam zostać z porucznikiem. Nie mogłam jednak skupić się nawet na mojej pracy, więc byłabym kompletnie bezużyteczna. Widziałam jak podnosi się na łóżku i na mnie czeka. Powoli do niego podeszłam.
- Dziś musisz popracować sam, mam coś do zrobienia - powiedziałam pośpiesznie i zaczęłam odchodzić. Chciałam jak najszybciej się od niego oddalić, by nie musieć odpowiadać na jego pytania. Nagle usłyszałam za sobą jego głos.
- Będziesz z nim, prawda?
Udałam, że tego nie słyszałam. Bez słowa ruszyłam w stronę dyżurki. Siostra Hildegard segregowała papieru w jednej z szuflad. Gdy usłyszała moje kroki natychmiast obróciła się w moją stronę.
- Kamilla, kwiatuszku nasz oddziałowy, coś się stało? - spytała zatroskana kobieta. Pospiesznie pokręciłam głową.
- Nie, nie wszystko w porządku - zapewniłam staruszkę. - Czy mogę zadzwonić? Podobno Hauptsturmführer Lange zostawił tu swój numer.
Słysząc moje słowa kobieta spojrzała na mnie podejrzliwie, lecz w żaden sposób nie skomentowała tego o co ją prosiłam. Byłam jej za to wdzięczna.
- Oczywiście, karteczka z numerem leży przy telefonie - wskazała na czarny telefon stojący po mojej prawej stronie.
- Dziękuję - odpowiedziałam z uśmiechem i wzięłam skrawek papieru do ręki. Wykręciłam numer i przyłożyłam czarną, połyskującą słuchawkę do ucha. Po chwili oczekiwania po drugiej stronie usłyszałam znajomy, męski głos.
- Słucham.
Wzięłam głęboki wdech i mimowolnie ścisnęłam słuchawkę mocniej.
- Dziś o 17 przy wejściu do parku - powiedziałam szybko i poczułam jak bicie mojego serca przyspiesza. Oczekiwanie na odpowiedź było jednym z najgorszych rodzajów oczekiwań jakich kiedykolwiek doświadczyłam.
- Oczywiście - odpowiedział mężczyzna. Byłam pewna, że się uśmiechał. - W takim razie do zobaczenia.
Po tych słowach zakończył połączenie. Odłożyłam słuchawkę i jeszcze przez chwilę stałam nieruchomo. Na moje usta wstąpił delikatny uśmiech. Wybiegłam z dyżurki bez pożegnania. Pominęłam w kierunku pielęgniarskich kwater i wpadłam do małego pokoju, który dzieliłam z Danielą. Nie było jej tam co bardzo mnie ucieszyło. Nie układało się między nami w ostatnim czasie, dlatego wolałam, żeby nie wiedziała że wychodzę gdzieś z tym gestapowcem. Otworzyłam szafę i zaczęłam przeglądać moje ubrania. Większość z nich nadawała się jedynie do pracy. Swetry, koszule i plisowana spódnica. Nic co nadawałoby się na takie wyjście. W pewnym momencie mój wzrok natrafił na coś innego. Na samym tyle wisiała piękna, czerwona sukienka do kolan. Miała krótkie rękawki i piękną, białą falbankę na samym dole. Pokryta była dużymi, białymi grochami. Na moją twarz wstąpił uśmiech. Szczęśliwa wyjęłam kreację z szafy i natychmiast wyskoczyłam z pielęgniarskich ubrań. Powoli założyłam pończochy i wciągnęłam na siebie sukienkę. Stanęłam przed lustrem i spojrzałam na swoje odbicie. Wyglądałam nieziemsko. Nie pamiętałam kiedy ostatni raz tak się ubrałam. Przywykłam do wygodnych, niezbyt widowiskowych ubrań, w których chodziłam do pracy. Teraz czułam się całkiem inaczej. Delikatny, czerwony materiał delikatnie opinał moją talię i rozchodził się ku dołowi. Czegoś jednak brakowało. Podeszłam do kuferka Danieli i wyciągnęłam jej czerwoną szminkę. Przejechałam nią kilka razy po wargach, zamknęłam i schowałam na miejsce dokładnie zamykając kuferek. Następnie ułożyłam włosy i założyłam czarne buciki na obcasach. Na pasku miały śliczną złotą klamrę, która wyglądała naprawdę świetnie. Ostatni raz zerknęłam w lustro i wyszłam z mieszkania. Powoli skierowałam się w stronę parku. By wyjść jak najbliżej musiałam przejść przez salę chorych. Gdy weszłam do pomieszczenia wszystkie oczy skierowały się na mnie. Niektórzy z żołnierzy nie potrafili powstrzymać gwizdów. Nawet Stefan podniósł się na łóżku patrząc na mnie zachwycony. Lekko się uśmiechnęłam i poczułam jak rumieniec wpełza na moje policzki. Bez słowa wyszłam z sali i poszłam w stronę wejścia do parku. Akurat w momencie, w którym się tam pojawiłam kawałek dalej zajechał czarny samochód. Wyszedł z niego on. Jego czarny mundur był czysty i świeżo wyprasowany. Włosy zaczesał do tyłu, a twarz dokładnie ogolił. W dłoni trzymał przepiękną białą różę. Gdy się do mnie zbliżył otoczył mnie zapach jego wody kolońskiej. Widząc mnie uśmiechnął się i pocałował moją dłoń. Następnie wręczył mi kwiat.
- Pięknie wyglądasz - powiedział patrząc na mnie z zachwytem. Czułam się cudownie. Jeszcze nigdy nie doświadczałam tak wielu silnych emocji będąc w towarzystwie mężczyzny. Do miłości nastawiona byłam sceptycznie, ale nie potrafiłam mu się oprzeć. Był po prostu zbyt idealny.
- Ty też wyglądasz całkiem dobrze - odpowiedziałam nieśmiało.
- Myślę, że czas się porządnie przedstawić. Nazywam się Hans Lange- przedstawił się wyciągając dłoń w moją stronę. Z nieśmiałym uśmiechem uścisnęłam jego rękę.
- Kamilla Wolf.
- Piękne imię. Pozwól - powiedział i wyciągnął w moją stronę swoją rękę. Wzięłam go pod ramię i ruszyłam jego śladem pomiędzy drzewa. Żwir chrzęścił pod naszymi stopami wypełniając ciszę. Dookoła nie było nikogo. Tylko my i siedzące w koronach drzew ptaki.
- A więc, jak to się stało, że pracujesz w Gestapo? - spytałam przerywając ciszę.
- Odkąd dowiedziałem się o istnieniu Gestapo wiedziałem, że to właśnie tam chcę pracować. Mój ojciec uważał, że wszyscy ludzie są równi i nawet Polacy czy Żydzi zasługują na dobre traktowanie... Zabawne, że w ogóle byliśmy spokrewnieni. Szerzył defetyzm i dał się wciągnąć w tą całą żydowską propagandę.
Słuchając jego słów byłam coraz bardziej zmartwiona. Każdy rozsądny Żyd wycofałby się z tej rozmowy i nawet znajomości, lecz ja wiedziałam, że nie będę w stanie. Coś mnie do niego przyciągało, a ja nie miałam pojęcia co to było. Pokiwałam tylko głową bez słowa.
- Przepraszam, poniosło mnie. Chyba nie o tym rozmawia się z kobietami na pierwszym spotkaniu - zaśmiał się. - A jak ty trafiłaś do Lazaretu?
*****

- Zawsze chciałam pomagać. Gdy tylko mama powiedziała mi o kursach pielęgniarskich natychmiast się na nie zapisałam. Świadomość, że robię coś dobrego dla innych jest naprawdę świetna - powiedziała uśmiechając się. Miała przepiękny uśmiech. Podczas uśmiechania się ukazywała rząd równych, białych zębów. Czerwona szminka, którą miała na ustach wyglądała niesamowicie w połączeniu z intensywnie czerwoną sukienką. Jej rude włosy świetnie komponowały się z odcieniem jej skóry. Ciemnobrązowe oczy dziewczyny miały w sobie wesołe iskierki, gdy mówiła o pomaganiu ludziom. Fascynowała mnie. Była piękna, wesoła i inteligentna. Im dłużej z nią przebywałem tym intensywniejsze było uczucie kwitnące w moim sercu. Na codzień wyzbywałem się emocji. Bardzo utrudniałyby mi pracę, a co dopiero życie. W życiu miałem wiele kobiet, lecz były to przelotne romanse. Szczerze mówiąc nie widziałem w nich nic poza ciałem. Teraz czułem coś tak dziwnego, że samo wytłumaczenie tego zajęłoby mi całe wieczność. Było w tej dziewczynie jednak coś dziwnego. Jej uroda była dość niespotykana. Gdyby nie kolor jej włosów zastanawiałbym się nad jej pochodzeniem. Nie chciałem jednak zastanawiać się nad jej korzeniami. Wsłuchiwałem się w każde jej słowo. Mówiła bardzo dużo. Z początku nieśmiało opowiadała o swojej pracy by później trochę bardziej odważnie opowiedzieć mi o tym jak w dzieciństwie pomagała zwierzętom. Z każdą chwilą intrygowała mnie coraz bardziej, a ja z trudem powstrzymywałem się przed pocałowaniem jej. Minęła godzina. Z powrotem stanęliśmy przy wejściu do parku. Nie chciałem by to spotkanie się kończyło, lecz musiałem jechać do pracy. Zostało mi tylko kilka pism do podpisania, lecz musiałem to zrobić dzisiaj. Stanąłem naprzeciw niej. Była niższa ode mnie mimo tego, że miała na sobie buty na obcasie.
- Szkoda, że to już koniec - powiedziała uśmiechając się nieśmiało.
- Musimy to kiedyś powtórzyć i napewno to zrobimy - zapewniłem ją. Patrzenie na nią napawało mnie prawdziwym szczęściem. Tym rodzajem radości jakiego jeszcze nie czułem. Chyba zaczynałem wariować. Miałem ogromną ochotę by ją pocałować. Po prostu nachylić się i połączyć nasze usta w pocałunku. Wątpiłem jednak czy ona też tego chce. Odniosłem wrażenie, że tym co powiedziałem na początku zepsułem atmosferę. Miałem nadzieję, że będzie chciała się ze mną jeszcze spotkać. Oparłem się pokusie i odsunąłem się od niej mimowolnie poprawiając mundur.
- Późno się już zrobiło, a ja muszę coś jeszcze zrobić... Było naprawdę miło - powiedziałem starając się ukryć zmieszanie.
- Było naprawdę przemiło - odpowiedziała z promiennym uśmiechem patrząc na mnie swoimi roześmianymi oczami. - Dziękuję bardzo za różę.
- Przyjemność po mojej stronie - zaśmiałem się. - To ja już pójdę.
- Do zobaczenia - zawołała za mną. Wsiadłem do samochodu i zacząłem wyjeżdżać z parkingu. Ostatni raz spojrzałem na nią w lusterku. Stała wśród drzew i wąchała kwiat z uśmiechem. Miała zamknięte oczy, a wiatr delikatnie rozwiewał jej włosy. Była przepiękna, lecz miałem wrażenie, że za dobra dla mnie. Taka łagodna, delikatna i dobra. Nie powiedziałbym, że jestem zły ale na pewno nie jestem tak czysty jak ona. Kojarzyła mi się z aniołem. Ja byłem najwyżej grzesznikiem, który potrzebował by go prowadziła. Towarzyszyło mi dziwne uczucie. Jakbym przez życie szedł ślepy i dopiero teraz odzyskał wzrok. Zawdzięczałem to tej pięknej istocie, która jednak nigdy nie miała być moja. A ja nigdy nie miałem być zbawiony.

Requiem [zakończone]Where stories live. Discover now