Obawy

1.2K 96 34
                                    

Obudziło mnie trzaśnięcie drzwi. Uniosłam się na łóżku ziewając sennie. Daniela musiała dopiero wrócić, ponieważ wciąż miała na sobie makijaż i eleganckie ubrania. Widząc, że mnie obudziła uśmiechnęła się przepraszająco.

- Przepraszam - szepnęła zerkając na wciąż pogrążoną w śnie Adelaide.

Posłałam jej zaspany uśmiech i machnęłam ręką lekceważąco.
Podniosłam się na łóżku i omiotłam pokój sennym spojrzeniem. Trzy metalowe łóżka, duża szafa, dwa krzesła i stolik, na którym stał mały, przeźroczysty wazonik z bukieciecikiem niezapominajek w środku. Ściany pomalowane na błękitny kolor, a podłoga zrobiona była z ciemnobrązowego drewna.
Powoli wstałam z łóżka zrzucając z siebie kraciasty koc. Podeszłam do szafy i szybko przebrałam się w pielęgniarski strój. Daniela spojrzała na mnie lekko zaskoczona.

- Masz jeszcze półtorej godziny - zauważyła.

- Chcę się przejść przed pracą - skłamałam. Tak naprawdę szłam zobaczyć co z porucznikiem. Czułam się źle z tym, że poświęcam jego leczeniu tak mało czasu. Tak naprawdę jego zdrowie powinno być moim priorytetem. Teraz gdy Hans wyjeżdża, znów będę skupiać się na Karlu i jego zagubionych wspomnieniach.
Po cichu opuściłam pokój i ruszyłam w stronę sali chorych. Korytarz wypełniony był chłodnym, porannym powietrzem. Przyśpieszyłam kroku czując dreszcz przebiegający wzdłuż mojego kręgosłupa. Weszłam do sali i rozejrzałam się. Wszyscy pacjenci spali nieruchomo. Przez okna wpadały pierwsze promienie porannego słońca. Nagle mój wzrok natrafił na łóżko porucznika. Chyba spał. Ruszyłam w jego stronę zastanawiając się czy powinnam go budzić. Po chwili namysłu stwierdziłam, że to zrobię. Chciałam zyskać trochę czasu, którego ostatnio dość dużo straciłam. Podeszłam do niego i położyłam mu rękę na ramieniu. Mimo iż zrobiłam to delikatnie, mężczyzna natychmiast usiadł na łóżku rozglądając się nerwowo. Odskoczyłam od niego lekko wystraszona. W momencie, w którym jego wzrok spoczął na mnie, uspokoił się. Opadł na łóżko ciężko wzdychając. Widząc moją wystraszoną minę uśmiechnął się przepraszająco.

- Przepraszam, to wszystko przez front - zaśmiał się niezręcznie.
Uspokoiłam się i usiadłam na krzesełku przy jego łóżku.

- Jak ci idzie czytanie? - spytałam cicho.

- Już prawie kończę - przyznał z lekkim uśmiechem. Spojrzałam na niego zaskoczona. Nie spodziewałam się, że pójdzie tak szybko. Ba, bałam się, że nie zdążymy przed zwolnieniem.

- Co? Naprawdę? - spytałam niedowierzając. Blondyn pokiwał głową bez słowa. - Dawno mnie tu nie było, przepraszam. Zaniedbałam trochę mój obowiązek względem ciebie, a tu okazuje się, że doskonale poradziłeś sobie beze mnie.

Słysząc słowa mojego uznania porucznik uśmiechnął się pod nosem. Spojrzałam na niego pytająco, na co jego uśmiech jeszcze bardziej się powiększył. Zaśmiałam się po cichu, nie chcąc obudzić pacjentów leżących na sali. Karl miał coś w sobie. Zastanawiałam się jak to jest, że nikogo nie ma. Był przystojny, zabawny i naprawdę męski. Spodziewałam się, że przez służbę w wojsku nie ma czasu na poszukiwania miłości.
Skarciłam się w myślach. Koniec z myśleniem o miłości. Karl był po prostu moim pacjentem, a ja nie powinnam myśleć o jego życiu prywatnym. Nie byliśmy nawet przyjaciółmi.

- Nie potrzebujesz pomocy z dobrnięciem do końca? To musi być trudne. Wiesz, to całe przypominanie sobie - zaproponowałam. Chciałam mu jakoś wynagrodzić moją nieobecność.

- Nie, dziękuję, poradzę sobie sam. To nic trudnego - zapewnił mnie, lecz odniosłam wrażenie, że nie jest ze mną w stu procentach szczery. Odrzuciłam od siebie tą myśl. Po co miałby mnie okłamywać?

- Zgodziłem się - powiedział nagle. Spojrzałam na niego pytająco. - Wracam do Gestapo.

- Naprawdę? - rozradowałam się. To były świetne wieści.
Praca w Gestapo była napewno o wiele bezpieczniejsza, zwłaszcza dla osoby, która już kilka razy była ranna. Najwyższy czas by wrócił do zajęcia, które nie naraża go aż tak jak walka na froncie.
Słysząc entuzjazm w moim głosie Karl uśmiechnął się. Dopiero teraz zwróciłam uwagę na jego uśmiech. Rozświetlał jego twarz i ścierał z niej surowy wyraz. Gdy się uśmiechał mrużył oczy, a w ich kącikach pojawiały się małe zmarszczki. Uważałam, że powinien się uśmiechać częściej.

- Mówię jak najbardziej poważnie - zaśmiał się.

- To świetnie! - wykrzyknęłam zapominając o tym gdzie się znajdujemy.
Nagle obok moich nóg wylądowała gazeta rzucona przez jednego z oburzonych pacjentów. Zaśmiałam się cicho i posłałam mu przepraszający uśmiech. Karl wpatrywał się we mnie rozbawiony. Mój humor momentalnie się poprawił.
Do sali zaczęły schodzić sie pielęgniarki. Niektóre z nich od razu zasiadały do pracy z pacjentami. Westchnęłam zdając sobie sprawę, że ja też muszę wziąć się za wypełnianie obowiązków. Skoro miałam już coś robić to równie dobrze mogłam robić to z Karlem.

- Sprawdzę jak się goi - poinformowałam go nachylając się w stronę jego głowy.
Delikatnie oderwałam plaster i zdjęłam opatrunek zapewniając sobie dobry widok ranę. Goiła się dość dobrze, nie wdało się żadne zakażenie. Mimo to musiałam ją przemyć. Nasączyłam wacik wodą utlenioną i zaczęłam powoli przemywać ranę. Bez przerwy zerkałam na twarz Karla upewniając się, że nie ma na niej żadnych oznak bólu. Oczywiście jak zawsze pozostawał niewzruszony, wręcz obojętny.
Po chwili zaprzestałam przemywania i odłożyłam wacik na metalową tackę niedaleko mnie.

- Wszystko jest w dobrym stanie - stwierdziłam z uśmiechem.

- Kiedy stąd wyjdę? - spytał mężczyzna.

- Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia - przyznałam szczerze. - Wydaje mi się, że nawet w tym tygodniu. Wszystko się świetnie goi, a ty czujesz się już chyba lepiej, prawda?

Mężczyzna pokiwał głową twierdząco. Widziałam, że odzyskiwał już siły i byłam pewna, że ordynator już myśli o terminie wypisu. Z jednej strony cieszyłam się, że stąd wyjdzie, wróci do bezpiecznej pracy w Gestapo. Jednak było mi też trochę przykro, że już go to nie będzie. Moje życie znów stanie się mało interesujące. No może nie licząc tego w co wplątała mnie Olga. O tak, Olga. Stała teraz po drugiej stronie sali przemywając stoliki przy łóżkach rannych. Wyglądała naprawdę niewinnie. Brązowe włosy splecione w długi warkocz, sarnie, niewinne oczęta i delikatne, blade ręce. Nie kojarzyła się z kimś kto wykrada lekarstwa z Lazaretu pełnego osłabionych, chorych żołnierzy. Myśląc o tym, że dziś na kolacji mam dostać listę z 'zamówieniami' robiło mi się niedobrze. Było jeszcze gorzej, gdy myślałam o całym procesie wykradania i dostarczania lekarstw. Nie mogłam tego zrobić. Wiedziałam, że nie będę do tego zdolna. Stanę przed szafą i zdębieję. Nie dam rady. Nie zrobię tego moim żołnierzom. Wiedziałam co mnie czeka. Nie dostarczę lekarstw, nie będę potrzebna. Nie będę potrzebna, zabiją mnie. Wiedziałam zbyt dużo by pozwolili mi żyć. Wątpię, żeby mieli nawet wyrzuty sumienia. Musiałam komuś powiedzieć, potrzebowałam kogoś kto by mi pomógł, kogoś ważnego. I chyba nawet znałam taką osobę. Hans.

Requiem [zakończone]Where stories live. Discover now