Strasse der Polizei

972 72 16
                                    

Rano, po wyjściu Hansa natychmiast się ubrałam. Nie zjadłam nawet śniadania tylko od razu wyszłam z domu. Dzień był pochmurny i dość chłodny. Otuliłam się ciaśniej swetrem i ruszyłam gwarną ulicą. Musiałam spotkać się z Karlem, a jedynym miejscem, w którym wiedziałam gdzie go znaleźć była jego praca. Problem w tym, że w tym samym miejscu pracował Hans. Pójście tam było niesamowicie ryzykowne, ale tylko tam miałam szansę znaleźć Karla. Teraz tylko pozostało mi znaleźć ten budynek. Nie wiedziałam nawet jak nazywa się ulica przy której się znajdował. Raczej nie było to żadne Gestapo Strasse czy coś równie prostego. W pewnym momencie mój wzrok natrafił na jakiegoś chłopaka w niemieckim mundurze. Wyglądał na bardzo młodego i miał wręcz chłopięcą twarz.  

Poprawiałam włosy i wzięłam głęboki wdech ruszając w stronę chłopaka. Stał przy jednej z kamienic nonszalancko opierając się o jej ścianę. Gdy zobaczył, że idę do niego natychmiast się wyprostował i poprawił mundur.

- Guten Tag - przywitałam się z nim uśmiechając się przymilnie. - Mój mąż poszedł do pracy i zapomniał pewnej rzeczy z domu. Chciałam mu ją zanieść ale nie wiem jak do niego dojść. Pracuje w Gestapo. Może go pan kojarzy, Hans Lange.  

Na dźwięk tego nazwiska chłopak wyprostował się jeszcze bardziej. Chrząknął i zaczął nerwowo gnieść rękaw munduru. 

- Ja... Tak owszem, znam Hauptsturmführera Lange. Budynek Gestapo znajduje się na Strasse der Polizei. Czy... Mam panią zaprowadzić? - spytał, a w jego głosie słyszałam zmieszanie i odrobinę strachu. Skoro nawet Niemcy reagowali w taki sposób na dźwięk nazwiska Hansa to musiał sobie czymś na to zasłużyć. Wolałam nawet nie myśleć czym. Pokiwałam głową twierdząco i uśmiechnęłam się z wdzięcznością. 

- Dziękuję, bardzo by mi pan pomógł. 

- Ehm, to... Proszę za mną - wymamrotał i ruszył ulicą. 

Idąc pogrążyłam się w myślach. A co jeśli Hans mnie tam zobaczy? Co mu wtedy powiem? No chyba nie, że zapomniał śniadania z domu. Była też możliwość, że siedzi w biurze i uda mi się jakoś prześlizgnąć do Karla. Pozostawała jeszcze kwestia odnalezienia go bez wzbudzania zbędnych podejrzeń. Wiedziałam, że będę musiała kogoś spytać, potrzebny był jeszcze jedynie argument. Po co mogłabym się tam zjawić? Z tego co wiedziałam Gestapo było czymś w rodzaju policji. Po co chodzi się na policję? A no żeby złożyć zeznania albo o czymś donieść. Właśnie, donos. To był świetny argument. Uśmiechnęłam się pod nosem. Teraz wszystko może albo pójść świetnie albo całkowicie źle. Nie chciałam się jednak źle nastawiać, wolałam myśleć pozytywnie. 

Gmach siedziby Gestapo był naprawdę okazały. Wysoki, biały, podtrzymywany kolumnami. Przed bramą wjazdową stały budki wartowników, a przejazd dodatkowo blokowany był przed szlaban. Za blokadą znajdował się średnich rozmiarów plac i drzwi po których obu stronach zwisały czerwone flagi ze swastykami. Mimo iż piękny, budynek przyprawiał o dreszcze. Szczególny niepokój wzbudzały ciemne schodki do pewnego rodzaju piwnicy po lewej stronie placu. Kojarzyły mi się z zejściem do średniowiecznego lochu, o którym tata opowiadał mi w dzieciństwie. 

- To tutaj - powiedział zmieszany chłopak. 

- Dziękuję bardzo, że mnie pan zaprowadził - dziwnie było mi zwracać się do niego 'pan'. Całym sobą kojarzył mi się bardziej z nastolatkiem niż panem. 

Niemiec pokiwał głową i odszedł szybkim krokiem. Wzięłam głęboki wdech i ruszyłam w stronę bramy. Im bliżej szlabanu byłam tym większy strach mnie ogarniał. A co jeśli mnie nie wpuszczą?

- Czego Pani tu szuka? - spytał wysoki wartownik patrząc na mnie podejrzliwie. Zebrałam w sobie wszystkie pokłady energii starając się powstrzymać drżenie rąk i chęć nerwowego rozglądania się. Spojrzałam na niego z udawanym spokojem i uśmiechnęłam się nieśmiało.

- Ja jestem partnerką Hauptsturmführera Lange. Zapomniał z domu dokumentów i mu je przyniosłam - nie przemyślałam tego co powiedziałam. Całkowicie zapomniałam o tym co wcześniej sobie zaplanowałam. Miałam ogromną nadzieję, że wartownik będzie zbyt leniwy by sprawdzać czy rzeczywiście mam jakieś dokumenty. W torebce miałam jedynie portmonetkę, klucze do domu i szminkę.

- Niech mi pani pokaże te dokumenty - poprosił stanowczym tonem wartownik. Brzmiało to bardziej jak rozkaz. Poczułam jak moje serce przyspiesza. Miałam wrażenie, że zaraz wyskoczy mi z piersi. Do tej pory otaczający mnie chłód był znośny, lecz teraz zalała mnie dosłownie lodowata fala strachu. Postanowiłam grać na zwłokę. Uśmiechnęłam się przymilnie i otworzyłam torebkę. Zaczęłam w niej grzebać i postękiwać.

- Takie duże robią te torebki, nic człowiek nie potrafi znaleźć - zaśmiałam się nerwowo pod nosem. Wartownik pokiwał głową niecierpliwie mierząc moje ręce czujnym wzrokiem. Poczułam jak na kark wstępują mi kropelki zimnego potu. Zignorowałam je i dalej grzebałam w torbie. Nagle podszedł do nas jakiś mężczyzna w gestapowskim mundurze. Dość wysoki i przystojny blondyn o niesamowicie hipnotyzujących oczach. Od razu wyczułam jego pewność siebie.

- Przepraszam, co się tu dzieje? - spytał wartownika patrząc na mnie i moją rękę do połowy zanurzonej w torebce. Opuściłam wzrok starając się na niego nie patrzeć. Wywoływał we mnie dziwne, niewyjaśnione emocje. Był troszkę onieśmielający. 

Wartownik na jego widok cały się spiął. Odkaszlnął i zaczął się nerwowo tłumaczyć.

- Pani powiedziała, że przyniosła jakieś dokumenty dla Herr  Hauptsturmführera Lange i poprosiłem, żeby je pokazała - mówił szybko i niewyraźnie. Blondyn patrzył na niego pogardliwie jak na kogoś niższego sortu. Pewnie właśnie tak go postrzegał, jako pionka. Z podenerwowanego  wartownika przeniósł wzrok na mnie. 

- Jak się pani nazywa? - spytał mierząc mnie krytycznym wzrokiem z góry do dołu. Podniosłam głowę znad torebki spojrzałam mu przelotnie w oczy. 

- Kamilla... Kamilla Wolf - powiedziałam najgłośniej i najodważniej jak potrafiłam. Słysząc moje imię i nazwisko wyraz twarzy Niemca natychmiast złagodniał. Uśmiechnął się, a ja oniemiałam. Jego uśmiech mógł spokojnie konkurować z tym Hansa. Był po prostu zniewalający.

- Kamilla! Ta Kamilla! - wykrzyknął uradowany i praktycznie do mnie doskoczył. Ujął moją dłoń i ucałował ją radośnie. - Tyle o tobie słyszałem od Hansa. Heinrich Fischer, miło mi. Hans jest w tobie zakochany ponad życie, wiesz? 

Spotkałam kogoś kto zna Hansa, może nawet jego przyjaciela, który na dodatek sądzi, że właśnie do niego tu przyszłam. To wszystko nie mogło się gorzej potoczyć. Uśmiechnęłam się nieśmiało starając się zamaskować gniew i rozczarowanie. 

Heinrich objął mnie ramieniem, lecz uśmiech zniknął z jego ust w momencie gdy znów spojrzał na wartownika. 

- Zatrzymałeś tą panią bezpodstawnie. Teraz ładnie ją przeprosisz i wrócisz do pracy - warknął w stronę skruszonego mężczyzny. 

- Przepraszam panią najmocniej - wymamrotał przerażony mężczyzna. 

- To mają być przeprosiny? - wybuchł Heinrich. - Przeproś ją, chociażby na kolanach albo stracić tę pracę szybciej niż myślisz, świnio!

Stałam u boku Niemca całkowicie struchlała. Wydawał się taki czarujący, a tu w minutę przemienił się w kogoś całkowicie przerażającego. Skuliłam się w sobie i spuściłam głowę. Nie chciałam patrzeć na to jak zatrwożony wartownik przede mną klęka. 

- Przepraszam panią, nie powinienem tak pani nigdy potraktować. Taka sytuacja już nigdy nie będzie miała miejsca, przyrzekam to pani - przepraszał mnie mężczyzna łamiącym się głosem. Heinrich pokiwał głową zadowolony i pociągnął mnie za sobą mijając wstającego z klęczek mężczyznę. 

- Wracaj do pracy! - krzyknął w odwracając się w jego stronę. Następnie spojrzał na mnie z czarującym uśmiechem. - Zaprowadzę cię do Hansa. 

Requiem [zakończone]Tahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon