Bezsilność

1.6K 109 8
                                    

*piosenka,, All the angels" by My Chemical Romance*

,, Bez­silność naj­straszniej­szym z uczuć ja­kich człowiek doświadcza. "

Chciałam coś zjeść, lecz nie byłam w stanie. Miałam wrażenie, że mój żołądek zacisnął się w supeł. W głowie wciąż słyszałam słowa Olgi i tych dwóch mężczyzn. Wiedziałam, że muszę z nią porozmawiać. W momencie, w którym się na to zdecydowałam zobaczyłam jak wchodzi na salę. Nerwowo rozejrzała się dookoła i ruszyła w stronę szafki z lekarstwami. Nie mogłam na to pozwolić. Nie tym razem. Ruszyłam w jej stronę, gdy nagle usłyszałam krzyk jednego z pacjentów.
- Siostro! Pomocy! Potrzebujemy pomocy!
Odwróciłam się w stronę, z której dobiegał ów głos i zobaczyłam, że jeden z pacjentów wstał i stanął przy łóżku innego. Ruszyłam biegiem w ich stronę. Leżący na łóżku szeregowy trzymał się za gardło. Słyszałam jego świszczący oddech i nagle poczułam jak jedna z jego dłoni zaciska się na moim fartuchu. Próbował coś powiedzieć, ale ja położyłam mu palec na usta.
- Nic nie mów, pomożemy ci - wyszeptałam. - Pomocy! Lekarza!
Usłyszałam szybkie kroki i już po chwili pojawił się przy mnie ordynator.
- Co się dzieje? - spytał rozgorączkowany.
- Dusi się - odpowiedziałam w pośpiechu. Ordynator złapał za jeden z końców opatrunku na obojczyku mężczyzny i zerwał go szybkim ruchem. Na ogromną ranę wstąpiła ropa.
- Zakażenie i powikłania pooperacyjne - syknął doktor. - Kamilla, biegnij po penicylinę, natychmiast.
Ruszyłam biegiem w stronę szafki z lekami przy której jeszcze przed chwilą stała Olga. Otworzyłam ją pośpiesznie i zaczęłam szukać penicyliny. Dawno nie mieliśmy dostawy, więc rzeczy w szafce nie było zbyt wiele. Nie potrafiłam znaleźć penicyliny. Resztka napewno jeszcze była. Dziś wieczorem miało przyjechać zaopatrzenie, a my zostawiliśmy trochę na nagły wypadek. Teraz był nagły wypadek, a po penicylinie ani śladu.
- Kamilla! - usłyszałam krzyk doktora. Do oczy podeszły mi łzy bezsilności. Nie mogłam nic zrobić, nie miałam możliwości. Zaczęłam przeszukiwać szafę jeszcze raz choć wiedziałam, że to bez sensu. Wszyscy pacjenci na oddziale obserwowali walkę o życie ich towarzysza broni. Łzy zaczęły ciec po mojej twarzy. Odwróciłam się w stronę lekarza i podbiegłam do niego.
- Nie ma penicyliny - zaszlochałam. Ordynator pobiegł do szafy poszukać lekarstwa. Zostałam z rannym i pochyliłam się nad nim.
- Trzymaj się, żołnierzu - wyszeptałam gładząc jego nieogolony policzek. Mężczyzna złapał mnie za rękę i mocno ścisnął. Ostatkiem sił wskazał głową na list leżący obok niego. Zrozumiałam, że chce żebym go wysłała. Pokiwałam głową przez łzy i uścisnęłam jego trzęsącą się dłoń. Mogłam go uratować. Gdybym tylko wcześniej porozmawiała z Olgą... Może zdążyłabym powstrzymać ją przed zabraniem lekarstw. Teraz ten mężczyzna umierał przez moje zaniedbanie. Jego przyjaciel, który mnie do niego zawołał stał przy ścianie blady jak duch. Patrzył na kamrata z przerażeniem i zaciskał dłoń na metalowym oparciu jego łóżka. Doktor przybiegł z powrotem do nas.
- Nie ma... Trzeba przyspieszyć transport na wypadek innych takich wydarzeń - wydyszał ordynator i ruszył w stronę swojego gabinetu.
- Co z nim? Trzeba mu pomóc! - krzyknęłam załamana. Lekarz przystanął i spojrzał na mnie ze smutkiem.
- Jedyne co możesz dla niego zrobić to zostać z nim - odpowiedział po czym odszedł. Oczy wszystkich pacjentów skierowane były na mnie i konającego szeregowego. Nie obchodziło mnie to, skupiłam się w pełni na umierającym. W szkole pielęgniarskiej uczyli mnie by nie przywiązywać się do pacjentów, lecz ja nie miałam takiej natury. Czułam się poniekąd odpowiedzialna za życie każdego z nich. Gdy umierali, było mi przykro. Czułam się jakbym zawiodła. Mimo długiego stażu w Lazarecie każda śmierć bolała mnie tak samo. Ludzie mogliby powiedzieć, że nie nadaję się na pielęgniarkę, ja jednak uważałam inaczej. Dla mnie bycie pielęgniarką to nie tylko robienie zastrzyków i wymienianie basenów. To dotrzymywanie pacjentom towarzystwa, przejmowanie się ich stanem zdrowia i również towarzyszenie im przy śmierci. Nikt nie chciał umierać sam, a już na pewno nie żołnierz znajdujący się daleko od rodziny. Dlatego pozwoliłam by ściskał moją rękę. Na początku robił to bardzo mocno, lecz z każdą sekundą uścisk słabł. W pewnym momencie zobaczyłam jak po jego policzku spływa samotna łza. Już po chwili jego oczy zrobiły się szkliste, a uścisk jego dłoni rozluźnił się. Jego ciało przestało drżeć i teraz leżało na łóżku jak zepsuta lalka. Powoli odsunęłam się od niego układając jego rękę na materacu. Jego przyjaciel spojrzał na mnie i przełknął głośno ślinę.
- Nie żyje? - spytał cicho.
- Już nie - odparłam szeptem. Wyciągnęłam rękę w stronę szeregowego. Położyłam dwa palce na każdej z jego powiek i delikatnie zamknęłam mu oczy. Za mną stały już dwie pielęgniarki, które miały wynieść jego ciało. Stanęłam z boku i patrzyłam jak podnoszą go zawiniętego w prześcieradło. Ostatnia łza spłynęła po moim policzku. Otarłam ją i odwróciłam się w stronę Olgi stojącej przy drzwiach. Miałam zamiar uciąć sobie z nią małą pogawędkę.
Ukrainka była blada i patrzyła na mnie z zakłopotaniem. Czułam ogromną złość. Nie miałam pojęcia jak ona mogła to robić. Właśnie patrzyła na ofiarę swoich działań. Wiedziałam, że służy swojej ojczyźnie tak jak ja służę mojej, lecz nie mogłam uwierzyć jak zaburzona była jej moralność. Nie byłam pewna czy wyleczenie rzeżączki u jej kilku kolegów było warte życia naszego dzielnego żołnierza. Starałam się ją zrozumieć, lecz po tym jak trzymałam go za rękę i patrzyłam na to jak bardzo nie chciał umierać nie potrafiłam znaleźć zrozumienia dla Olgi. Czułam na sobie palące spojrzenia innych pacjentów. Ruszyłam szybkim krokiem przez salę. Potrzebowałam zejść im z pola widzenia. Nie mogłam patrzeć na zrozpaczonego przyjaciela zmarłego i puste łóżko.
- Kamilla, dziecko, chodź tutaj - usłyszałam cichy głos siostry oddziałowej Hildegard. Spojrzałam na nią i weszłam do dyżurki. Kobieta usadziła mnie na jednym z krzeseł i wręczyła mi kubek parującej wody z miodem.
- Kochanie, musisz się do tego przyzwyczaić. Oni czasem umierają, wiesz o tym - zaczęła mi tłumaczyć oddziałowa. Za każdym razem to mówiła i myślała, że w końcu przestanę się przejmować. Ja sama chętnie przestałabym się tym martwić, lecz po prostu nie potrafiłam. Nie byłam do tego zdolna. Moje emocje zawsze wchodziły mi w drogę.
- Wiem siostro... Ja po prostu nie potrafię inaczej. Mogłam coś zrobić... - zaczęłam, lecz starsza kobieta mi przerwała.
- Nie mogłaś, kochanie. Nie miałaś takiej możliwości - powiedziała delikatnie. Poczułam ścisk w gardle. Nawet nie wiedziała jak wiele mogłam zrobić...
- Ma siostra rację - ucięłam temat. Nie chciałam wdawać się w jeszcze dłuższą rozmowę na ten temat. Wiedziałam, że mogłam temu zapobiec. Nie dało się cofnąć czasu, lecz wiedziałam co muszę zrobić. Muszę porozmawiać z Olgą i zmusić ją do zaprzestania tego co robi. Jeśli się nie uda, doniosę na nią. Nie ma innego wyjścia. Zrozumiałam, że ona nie jest tu żeby nam pomóc. Wykorzystała naszą ufność i przyczyniła się do śmierci jednego z naszych. Wiedziałam, że może do niego dołączyć jeszcze wielu innych jeśli temu nie zapobiegnę...

Requiem [zakończone]Where stories live. Discover now