Szczęście (?)

1.2K 86 27
                                    

Hans otworzył drzwi i wpuścił mnie do wnętrza mieszkania. Powoli weszłam do środka i podałam mu mój płaszcz. Mieszkanie było naprawdę śliczne. Główny korytarz pomalowany był na borodowo. Po obu jego stronach znajdowały się po dwie pary drzwi. Pierwsze drzwi po prawej prowadziły do przytulnego salonu. Znajdował się w nim kominek, czarna kanapa, dwa fotele i barek z połyskującego drewna. Naprzeciw salonu była kuchnia. Stosunkowo małe pomieszczenie z podstawowym wyposażeniem kuchennym i stojącym w kącie brązowym stołem okrytym czerwonym obrusem. Idąc dalej korytarzem napotykało się kolejne pomieszczenia. Drugie drzwi po lewej prowadziły do sypialni. Jej ściany pomalowane były na ciemnozielony kolor. Naprzeciw drzwi znajdowały się dwa okna wyglądające na Warszawę. Było przez nie widać prawie całe miasto.
Po prawej stronie przy ścianie stało duże łóżko z pościelą w kolorze ścian. Naprzeciw łóżka znajdowała się obszerna, ciemnobrązowa szafa z lustrem umieszczonym na wewnętrznej stronie drzwi.
Po drugiej stronie korytarza znajdowała się łazienka. Zwykła, nic specjalnego. Na samym końcu przedpokoju znajdowały się jeszcze jedne drzwi prowadzące do gabinetu Hansa , lecz były zamknięte na klucz.

- To ze względów bezpieczeństwa - wyjaśnił prowadząc mnie do kuchni. - Zupa powinna być już gotowa.

Podeszłam do pieca i uniosłam pokrywkę garnka o wybuchając gromkim śmiechem. Hans rozkładający talerze na stole odwrócił się w moją stronę rozbawiony.

- Nie jestem mistrzem gotowania, dobrze? - zaśmiał się.

- Rozumiem cię Wolfi ale żeby zapomnieć o zagotowaniu zupy? - nie potrafiłam powstrzymać chichotu wstrząsającego moim ciałem. Gdy wychodził z domu musiał zapomnieć rozpalić pod garnkiem ze składnikami na zupę. W skutek tej pomyłki w garnku na powierzchni wody unosiły się kawałki surowych warzyw i mięsa. Przypominało to trochę wodnistą zupę, którą dostawali ranni w Lazarecie.
Hans podbiegł do garnka i zajrzał do jego wnętrza. Chwilę wpatrywał się w jego zawartość z niedowierzaniem pomieszanym z rozbawieniem. Po chwili zrobił krok w tył i spojrzał na mnie z zażenowanym uśmiechem.

- Czy ja naprawdę zapomniałem żeby ugotować zupę?

Pokiwałam głową śmiejąc się głośno. Po chwili dołączył do mnie Hans. Staliśmy tak zanosząc się śmiechem nad garnkiem nieugotowanej zupy. Po chwili uspokoiliśmy się z trudem powstrzymując śmiech.

- Jesteś pewnie głodna, a z zupy nici - powiedział Hans stopniowo wyrównując swój oddech.
Byłam głodna. Nie jadłam nic od rana, ale wcześniej jakoś tego nie zauważałam. Byłam zbyt podekscytowana faktem tego gdzie i z kim się znajduję by myśleć o takich rzeczach jak głód.

- Zjadłabym coś szczerze mówiąc - powiedziałam z uśmiechem.

- Mam... Kiełbasę - dodał po chwili namysłu.

- Przygotuj ten niesamowicie skomplikowany posiłek, a ja pójdę rozpakować moje rzeczy - zaśmiałam się i ruszyłam w stronę sypialni.

- Zostawiłem ci miejsce w szafie- krzyknął za mną Hans.
Uśmiechnęłam się pod nosem i weszłam do sypialni. Uchyliłam drzwi szafy i zajrzałam do środka. Na metalowych, połyskujących wieszakach wisiały koszule i bluzy mundurowe Hansa. Wszystkie jego ubrania pachniały intensywnie wodą kolońską. Złapałam za rękaw jednej z koszul i zaciągnęłam się znajomym zapachem. Może i przywyknę do takiego życia. Jak na ten moment było naprawdę przyjemne. Przeglądając ubrania Hansa zapomniałam całkowicie o mojej wciąż nierozpakowanej walizce. W momencie, w którym przykładałam do siebie jego czarny, galowy mundur usłyszałam gromki śmiech. Podskoczyłam i wychyliłam się zza drzwi szafy. W wejściu do sypialni stał Hans z tacą z jedzeniem, dwoma kieliszkami i wódką.

- Pasuje ci - zaśmiał się ukazując dołeczki w policzkach. - Do teatru ja zakładam sukienkę, a ty ten mundur.

Pokazałam mu język i odwiesiłam mundur z powrotem do szafy. Zdjęłam walizkę z łóżka i przycupnęłam na skraju materaca. Hans wszedł do środka i położył na łóżku tacę. Patrząc na jej zawartość poczułam ogromne rozbawienie. Spojrzałam na niego ze złośliwym uśmiechem na ustach.

- Nawet po tym co jesz  można się domyślić, że jesteś z Gestapo - zachichotałam patrząc na kiełbasę i wódkę na srebrnej tacce. Hans rzucił mi zrezygnowane spojrzenie, choć wiedziałam, że rozbawiło go to co powiedziałam.

- Miałem jeszcze wino ale wódka lepiej pasuje do kiełbasy - odpowiedział i pokazał mi język. Napełnił kieliszki alkoholem i podał mi jeden z nich. - Za jutrzejsze zakupy.

- Za nas - powiedziałam twardo.

- Może być - droczył się ze mną.

Stuknęliśmy się kieliszkami i obydwoje całkowicie je opróżniliśmy. Odłożyłam mój na tacę i wzięłam kawałek kiełbasy. Opadłam na miękki materac z westchenieniem. Było cudownie, przynajmniej na ten moment. Byłam naprawdę szczęśliwa, pierwszy raz od wielu lat.

- Na co jutro idziemy do tego teatru? - spytałam. Trochę się stresowałam tym wyjściem. Nie dość, że w owym teatrze miał pojawić się szef Hansa to ja nigdy nie byłam jeszcze na spektaklu. Moi rodzice nie byli wielkimi miłośnikami teatru, a na dodatek nie mieli czasu na takie rozrywki. Zazwyczaj byli zapracowani i zabiegani, mama nieraz nie miała czasu na zrobienie obiadu.

- Jeśli powiem, że nie wiem to wyjdę na ignoranta? - spytał Hans patrząc na mnie rozbawionym wzrokiem.

- Tak - odpowiedziałam ze złośliwym uśmiechem.

- Nie wiem, szef załatwiał mi bilety - odparł Hans wzruszając ramionami.

- Ignorant - postanowiłam trochę go podenerwować. Podniosłam się na łóżku i oparłam głowę na jego ramieniu. - Ignorant, ignorant, ignorant...

W pewnym momencie Hans odwrócił się w moją stronę i uciszył mnie pocałunkiem. Nie zastanawiałam się nad niczym i od razu oddałam pocałunek. Mężczyzna przerwał pocałunek i przyciągnął mnie do siebie. Położył głowę na moim ramieniu i pogładził mnie po włosach. Poczułam się trochę dziwnie. Naprawdę dawno nie zostałam przytulna w taki sposób. Oczywiście ludzie często mnie przytulali, zwłaszcza po tym jak zabrano rodziców, lecz był to albo przyjacielski  albo nieśmiały pocieszający uścisk. Teraz czułam, że to żaden z tych dwóch. Poczułam się potrzebna, kochana i bezpieczna. Do mojej głowy napłynęły wspomnienia z dzieciństwa. Tata i mama, moi dziadkowie. Kiedyś miałam wokół siebie tyle miłości, której wówczas nie doceniałam. Wydawało mi się, że to że mam w swoim otoczeniu kochających ludzi to normalne i że będzie tak zawsze. Później okazało się jak bardzo się myliłam. Każda z tych osób, w którymś momencie zniknęła. Zostałam sama. Teraz znów miałam kogoś kto mnie kochał i się o mnie troszczył. Ciepło wypełniło każdy zakamarek mojego ciała. Przytuliłam mężczyznę mocno, z uczuciem. Przymknęłam oczy i pomyślałam o tym kto jeszcze na tym świecie się o mnie troszczy. Z początku na myśl przyszły mi tylko dwie osoby. Hans i ordynator Konig. Na moje nieszczęście w mojej głowie rozbrzmiało jeszcze jedno imię. Karl.
Skarciłam się w myślach. Objęłam Hansa mocniej i zacisnęłam powieki. Karl się nie liczy. Tylko Hans się dla mnie liczy... Prawda?

Requiem [zakończone]Tahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon