Chart i Zając

988 85 9
                                    

Hans pocałował mnie z uczuciem w policzek i już po chwili zniknął za rogiem. Niezręczna atmosfera pomiędzy mną a Karlem nasiliła się w momencie, w którym się oddalił . Nerwowo poprawiłam fryzurę i spojrzałam na Karla nieśmiało. Zmienił się. Stał przede mną ubrany w schludny mundur Gestapo. Był dokładnie ogolony, a jego niebieskie oczy miały zacięty wyraz. Otaczała go aura zdecydowania i chłodu. Spojrzał na mnie i miałam wrażenie, że to wszystko trochę zelżało. Nie wydawał się już taki groźny choć nadal czułam się dość dziwnie.

- A więc, czy jakieś konkretne miejsca najbardziej cię interesują? - spytał tonem, który wydał mi się bardzo obojętny. Wzięłam głęboki wdech próbując zachować spokój.

- Chyba nie, pokaż mi to co powinnam znać - odpowiedziałam cicho unikając jego wzroku. Karl kiwnął głową i wykonał zapraszający gest dłonią. Ruszyłam za nim niczym posłuszne dziecko za swoim zdenerwowanym rodzicem.

- W tym miejscu znajduje się kasyno i większość porządnych sklepów w Warszawie - zaczął opowiadać. - Do kasyna możesz chodzić ale zawsze lepiej jest tam iść z mężczyzną.
Słuchając jego opowieści, tego gdzie jest jaki sklep a gdzie lepiej nie chodzić czułam jakby chciał to jak najszybciej skończyć. Opowiedzieć mi o tym o czym musi i najlepiej uciec w podskokach. Interesowało mnie co u niego, jak mu się układa, czy ma kogoś. Każda minuta słuchania jego obojętnego głosu frustrowała mnie bardziej i bardziej. W pewnym momencie nie wytrzymywałam.

- Karl czy naprawdę chcesz teraz rozmawiać o głupich kamienicach? - wypaliłam zatrzymując się gwałtownie.
Mężczyzna stanął i spojrzał na mnie podirytowanym wzrokiem.

- A o czym chcesz rozmawiać? - warknął. - Może o tym jak dałaś mi nadzieję tylko po to by później praktycznie uciec z Hansem? A może wolisz porozmawiać o tym jak uratowałem ci życie i nie usłyszałem nawet głupiego dziękuję? Tak, rozprawiłem się z tą Ukrainką, inaczej nie miałabyś tutaj takiej sielanki.

Jego głos był podniesiony. Ludzie przechodzący obok zerkali na nas z zaciekawieniem i lekkim podenerwowaniem. Nic dziwnego. Urządzaliśmy prawdziwą scenę.

- Karl, ty niczego nie rozumiesz! - krzyknęłam i poczułam jak do moich oczu napływają łzy. - Nie rozumiesz, niczego nie rozumiesz...
Po tych słowach poczułam się bezsilna. Całkowicie. Jakbym straciła energię i ochotę na cokolwiek. Poczułam jak ciepła łza spływa po moim policzku i zawisa na podbródku. Ścisnęłam mocniej pudełko, które trzymałam pod pachą i odwróciłam się. Nie mogłam znieść jego wzroku na sobie. Miałam wrażenie, że prześwietlał mnie i parzył mi skórę. Ruszyłam biegiem nieznaną ulicą. Słyszałam za sobą nawoływanie Karla ale nie zwracałam na to uwagi. Po prostu biegłam. Moje nogi wyginały się na obcasach ale nawet to nie było w stanie mnie zatrzymać. Czułam wyrzuty sumienia, smutek, frustrację. Łzy przestały się mieścić pod moimi powiekami i zaczęły masowo wypływać. Ludzie na ulicy odwracali się za mną, lecz byli zbyt wystraszeni by spytać o co chodzi. Starałam się ich nie dostrzegać. Ich nieszczęście było oliwą dolewaną do ognia trawiącego moje sumienie.
Biegłam i biegłam. Ulica dookoła wydawała się taka głośna. Mimo iż nie panował na niej jakiś wielki harmider wszystko dookoła mnie przybrało na sile. Skręciłam w jedną z małych uliczek próbując odciąć się od wszystkich Polaków, Niemców, po prostu ludzi chodzących po ulicach. Wpadłam w cichą, oświetloną jedynie kilkoma promieniami słońca uliczkę. Odetchnęłam z ulgą. Czułam się tutaj spokojna, odizolowana. Wolnym krokiem ruszyłam przed siebie. Spokój i cisza w tym miejscu wydawał się wręcz nierealny. Im dalej szłam tym głośniej się robiło. Na początku myślałam, że dochodzę do jakiejś głównej ulicy, lecz im bliżej wyjścia z uliczki byłam tym mniej słyszane przeze mnie dźwięki przypominały uliczny gwar. W pewnym momencie zaczęłam odróżniać odgłosy. Krzyki, zawodzenia i komendy wydawane głośno po niemiecku. Natychmiast zawróciłam. Nie miałam pojęcia co się tam działo, lecz napawało mnie to strachem. Przyśpieszyłam kroku chcąc jak najszybciej oddalić się od tego miejsca. Nagle usłyszałam przeszywający płacz niemowlęcia. Moje serce wzdrygnęło się, a mój mózg zaczął krzyczeć bym przyspieszyła. Nie mogłam tego zrobić. Gwałtownie zawróciłam i biegiem ruszyłam w stronę wyjścia z uliczki. Wypadłam na jakąś drogę. Po mojej prawej stały dwa wojskowe samochody otoczone przez niemieckich żołnierzy. Po lewej stronie przy ścianie jednej z kamienic ustawiono ludzi. Matki z dziećmi, starszych ludzi... Ich twarze pełne były rozpaczy, strachu i bezsilności. Dziecko chowało twarz w spódnicy matki, jakieś niemowlę zanosiło się płaczem. Naprzeciw kolumny ludzi stało trzech żołnierzy. Dwóch z nich w rękach miało karabiny wycelowane w przerażone twarze Polaków. Ostatni z nich był chyba jakimś ważnym oficerem. Mierzył wzrokiem uciśnione ofiary niczym kat przed zadaniem ostatecznego ciosu. Na jego twarzy widniał okrutny uśmiech. Stanęłam jak wryta praktycznie w samym środku tej makabrycznej sceny. Żołnierze w jednej chwili zwrócili się w moją stronę. Oficer wbił we mnie spijezenie swoich małych, potwornych oczu z gniewem wymalowanym na twarzy.

- Co ona tu do cholery robi?! Brać ją kretyni! - krzyknął mężczyzna. Byłam zbyt wystraszona by nawet zacząć się tłumaczyć. Ruszyłam biegiem uliczką, którą tam przyszłam. Moje obcasy uderzały o kostkę brukową. Jedyne co słyszałam to uderzanie wojskowych butów o drogę, głośne krzyki esesmanów i mój własny, nierówny oddech. Moje kostki boleśnie wyginały się na obcasach, które co jakiś czas wpadały pomiędzy wgłębienia w drodze, lecz wiedziałam że nie mogę się zatrzymać. Wiedziałam, że mnie doganiają. Miałam wrażenie, że lodowaty wiatr na moim karku to powietrze wydychane przez podążających za mną mężczyzn. Byłam niczym zając ze skręconą łapką uciekający przed szybkimi, rozwścieczonymi chartami. Nie chciałam nawet myśleć co ze mną zrobią. W tym momencie nie liczyła się moja narodowość. Widziałam coś czego nie powinnam i stanowiłam dla nich zagrożenie. Wiedziałam dobrze co musieli zrobić. Traciłam siłę. Moje mięśnie bolały, a płuca palił żywy ogień. Ciężkie, wojskowe obite metalem buty uderzały miarowo o kostkę brukową. Myślałam, że zaraz stracę przytomność. Nagle poczułam mocny uścisk na ramionach. Zostałam gwałtownie wciągnięta do jednej z kamienic. Ktoś położył dłoń na moich ustach. Chciałam się wyrwać, lecz uścisk był zbyt mocny bym mogła się chociaż poruszyć. Tajemnicza postać wciągnęła mnie po schodach na pierwsze piętro i wepchnęła do jednego z mieszkań. Straciłam równowagę i upadłam na podłogę. Ostatnie co usłyszałam to dźwięk zasuwy w drzwiach. Potem już tylko cisza.

Requiem [zakończone]Where stories live. Discover now