Hollywood

1K 86 7
                                    

Spojrzałam na siebie w lustrze. Purpurowy materiał sukienki okrywał mnie i podkreślał wszystkie moje atuty. Może nie była to sukienka, w której myślałam, że pójdę do teatru ale czułam się jakoś komfortowo. Byłam ubrana w purpurową sukienkę za kolano. Jej krój był naprawdę prosty. Odkrywała ramiona i opinała się w pasie. Była lekko rozkloszowana u dołu. Zarzuciłam na siebie białe futerko, które znalazłam gdzieś na dnie torby. Było dość stare ale nie pamiętałam bym kiedykolwiek wcześniej je założyła. Włosy rozpuściłam, ponieważ nie miałam żadnego pomysłu na upięcie. Bardzo zależało mi na tym wyjściu. W końcu mieli tam być ważni funkcjonariusze niemieccy, w tym również przełożony Hansa. Chciałam żeby nie musiał się za mnie wstydzić. Miałam nadzieję, że będę w stanie choć trochę dorównać reszcie obecnych tam kobiet. Nie chciałam się zbyt odznaczać. Spodziewałam się jednak, że one wszystkie napewno ubiorą się w drogie, gustowne suknie, na głowach będą miały przeróżne upięcia i dodatki i zapewne całe będą aż błyszczeć od złota ich biżuterii. Westchnęłam przeglądając się w lustrze po raz ostatni. Poprawiłam futerko na ramionach i ruszyłam w stronę drzwi. Zamknęłam mieszkanie na klucz i zbiegłam po schodach. Przy czarnym samochodzie czekał już Hans. Widząc mnie uśmiechnął się i otworzył mi drzwi. Czułam się jak w bajce. To co się działo było naprawdę bajeczne, lecz w moim sercu wciąż tkwiła drzazga w postaci tęsknoty za pracą. Odrzuciłam od siebie te myśli. Ten wieczór nie kręci się wokół mojej pracy. O tym zdążę jeszcze z Hansem porozmawiać...
Wsiadłam do samochodu i pogładziłam dłonią skórzaną tapicerkę. Na początku czułam się naprawdę świetnie, radośnie i beztrosko. W momencie gdy samochód ruszył poczułam bolesny skurcz w brzuchu. Zaczęłam się stresować. Wiedziałam, że tak naprawdę nie mam powodów do stresu. Przecież miałam tam być z Hansem, możliwe że nikt nie zwróci na mnie uwagi. Możliwe, że było to jednak tylko moje pobożne życzenie.
Nie wiedzieć kiedy samochód zaparkował przy teatrze. Z zamyślenia wyrwał mnie dopiero głos Hansa.

- Gotowa? - spytał z uśmiechem. Pokiwałam słabo głową.
Wysiadłam z samochodu i uniosłam głowę mierząc wzrokiem ogromny budynek. Nieświadomie zacisnęłam palce na materiale mojej sukienki. Ledwo poczułam ramię Hansa obejmujące mnie w pasie i popychające lekko w kierunku wejścia. Moje nogi były jak z ołowiu, miałam wrażenie, że zmieniłam się w maszynę. Całe uprzednie podekscytowanie i radość ustąpiły miejsca zdenerwowaniu. Co sobie o mnie pomyślą? Jak wypadnę na tle innych kobiet? Nie potrafiłam odpędzić tych myśli, nie ważne jak bardzo się starałam. Wzięłam głęboki wdech i przekroczyłam próg teatru. W środku było pełno ludzi. Mężczyźni z kobietami, niektórzy stali czwórkami rozmawiając w najlepsze. Czerń mundurów wręcz uderzała. Wszystkie żony, narzeczone, partnerki były poubierane pięknie. Cała sala niemal błyszczała od dziesiątek klejnotów, pereł i złotych zegarków. Przytłaczało mnie to wszystko. Nie byłam miłośniczką wystawnych przyjęć. Byłam przyzwyczajona do małych, rodzinnych spotkań na których panowało prawdziwe ciepło i bliskość. Nie było sztucznego napięcia. Tutaj miałam wrażenie, było go pełno. Każdy miał ogromną chęć zaimponowania innym, w tym również i ja. Nie wiedziałam skąd bierze się taka wręcz obsesyjna potrzeba. Trochę poniosło w mnie w rozmyślaniach, bo nie zdążyłam się nawet przygotować do tego co miało się wydarzyć następnie.
Nagle do mnie i do Hansa podeszła jakaś para. Mężczyzna miał na sobie czarny, elegancki mundur, a jego żona ubrana była w czerwoną, długą suknię wieczorową. Prezentowali się nienagannie. Idealne, niemieckie małżeństwo. Poczułam wręcz wstyd myśląc o mojej zwyczajnej sukience.

- Hans, miło cię widzieć - powiedział mężczyzna z uśmiechem. Był naprawdę przystojny, lecz roztaczał wokół siebie jakąś dziwną aurę. Trochę mnie przerażał tym szerokim uśmiechem.
Hans uścisnął jego wyciągniętą dłoń z uśmiechem.
Mężczyzna przeniósł swój wzrok na mnie. Na jego twarzy pojawił się dziwny uśmiech.

- Erwin Weber, miło mi panią poznać - powiedział całując mnie w czubek dłoni. - To moja żona, Lotte.

Kobieta uśmiechnęła się w moją stronę sympatycznie. Wydawała się naprawdę miła.

- Kochanie, zostań tutaj proszę z tą uroczą damą a ja i Hans pójdziemy coś załatwić - powiedział mężczyzna z enigmatycznym uśmiechem. Jego żona posłusznie pokiwała głową i spojrzała na mnie zachęcająco.

- Jak masz na imię? - spytała.

- Kamilla - odpowiedziałam wciąż trochę nieśmiało, lecz z większą pewnością w głosie.

- Może usiądziemy? - zaproponowała kobieta wskazując na małą kanapę stojącą przy ścianie. Pokiwałam głową i razem ruszyłyśmy w jej stronę.
Gdy już usiadłyśmy miałam okazję by trochę lepiej się jej przyjrzeć. Mogła mieć może trochę ponad 40 lat, lecz na twarzy miała już zmarszczki. Wyglądała na dość zmęczoną życiem. Jej jasnobrązowe włosy były poprzeplatane pojedynczymi siwymi włosami. Mimo to wyglądała pięknie. Miała wręcz idealną figurę, była szczupła i miała idealnie zarysowane biodra. Patrzyła na mnie z subtelnym uśmiechem, który przywodził mi na myśl moją mamę. Był to życzliwy i sympatyczny uśmiech, który chciałoby się widzieć częściej. Mimo różnicy wieku czułam, że mogłybyśmy naprawdę się zaprzyjaźnić.

- Jak się poznaliście? - spytała nagle kobieta. Zarumieniłam się. Wiedziałam, że będzie mi dziwnie i tym mówić, lecz stwierdziłam, że w sumie nie będzie to nic złego pochwalić się trochę naszą historią. Może nie wdając się tylko w pewne niewygodne szczegóły...

- Pracowałam w Lazarecie - zaczęłam. - Pewnego dnia Hans przyjechał odwiedzić jednego z wyjątkowych pacjentów.

Przy tych słowach ciężko było się nie uśmiechnąć. Pamiętałam ten dzień. Ten stres związany z przyjmowaniem kogoś takiego. Pamiętałam każdy dzień gdy Karl musiał tak naprawdę nauczyć się swojego życia. Wątpliwe było to bym kiedykolwiek zapomniała o drodze, którą przeszliśmy.

- Wyjątkowy pacjent? Któż to? - zapytała wyraźnie zaciekawiona kobieta.
Już chciałam odpowiedzieć gdy nagle coś zobaczyłam. Moje serce zabiło szybciej. Nie wiedziałam czy było to bardziej podekscytowanie czy gniew.
Przez drzwi przeszły właśnie dwie osoby. Jedną z nich był Karl w eleganckim mundurze. Wyglądał naprawdę niesamowicie. Otaczała go aura pewności siebie i siły. Większe emocje wywołało we mnie jednak to kto szedł u jego boku. Pod rękę z nim szła jakaś dziewczyna. Dość wysoka blondynka o brązowych oczach, drobnym nosie i pełnych ustach. Wyglądała jak amerykańska aktorka. Długie nogi, wąska talia i piękna, granatowa suknia. Poczułam intensywne ukłucie zazdrości. Bardzo zdenerwował mnie ten widok...
To nie był jednak koniec negatywnych emocji. Te najintensywniejsze miały dopiero nadejść...

Requiem [zakończone]Onde histórias criam vida. Descubra agora