➫ Ucieczka

923 110 17
                                    

Matheo

-Ale to nie tak kochana nauczycielko,prawda kochani przyjaciele??-zapytałem nerwowo i spojrzałem na nich błagalnym wzrokiem o pomoc.

Kurwa...a gdzie jest Scott?!

-Emm...tak! Matheo ma rację, to nie tak.- Thomas stanął w mojej obronie.
Chociaż jeden.

-Tak? To jak wytłumaczycie to całe zamieszanie, hm? Wmówicie mi,że wszystko co tutaj widziałam to sen? albo może wmówicie mi,że jestem głucha i wcale nie słyszałem jak Matheo przyznaje się do całej winy,hm?- wychowawczyni w miarę możliwości panowała nad tym aby nie wybuchnąć krzykiem.
-Macie wszystko mi dokładnie powiedzieć.-zażądała.

-Wszystko?- nasza czwórka zapytała równo.

-Wszystko.-potwierdziła.
-Jak uciekliście z lekcji,jak rzucaliście w siebie ciastem i oblewaliście kawą,jak Scott rozwalił stół,jak przeklinaliście w niebo głosy.Mam wymieniać dalej?-zapytała pokazując na palcach liczbę wywinień. Zgodnie ze sobą pokiwaliśmy głową na "nie".

Jaki przypał ! Czy ja wcześniej mówiłem,że jak spierdalamy to porządnie?
zapomnijcie o tym ,okej?

-Nie proszę Pani.-Brad zabrał głos.
-My tylko...to takie żarty.- rozpoczął najgorszą wymówkę na świecie.
Mam ochotę sobie walnąć porządnego ,mocnego facepalma w twarz.
Oby to wszystko okazało się złym snem,z którego zaraz się wybudzę.

-Brad, kochanie co ty do mnie mówisz?-zapytała patrząc na niego z litością.
-To nie są żarty dzieciaki! Ciekawa jestem kto zapłaci za całą szkodę!

Oł...a o tym nie pomyślałem.

-Nie wiemy...-skruszył się mój brat.
-Ale na prawdę tego nie planowaliśmy!- nie wytrzymałem i walnąłem jednak tego facepalma.

-Zamknij mordę,proszę...zamknij mordę.-zacząłem szeptać załamany pod nosem.

-I na pewno nie planowaliście uciec też z lekcji,prawda? -nikt nic nie odpowiedział.
-Przestańcie ze mną pogrywać! W tym momencie wymierzę wam  taką karę,że zapamiętacie mnie do końca życia, rozumiecie? Matheo dostanie podwójną.- Otworzyłem szeroko buzię z niedowierzania.

-No co?! jak to!-zacząłem protestować.

-Srak to! Koniec dyskusji,zaraz dzwonię do waszych rodziców.-oznajmiła przez co zalaliśmy ją głośną falą niezadowolenia. W kawiarni zrobił się chaos.
Kobieta próbowała nas uciszyć ale na darmo.

-Proszę nie dzwonić,obejdzie się bez tego.- Thomas chciał ją jakoś ubłagać,ale suka jest nie ugięta.

-Oczywiście Thomasie.-uśmiechnęła się ciepło.

-Serio?-zapytał uradowany.

-NIE!-wrzasnęła i zmieniła minę na :"nie podchodź do mnie bliżej,bo cię pokroje na kawałeczki i rozdzielę twoje ciało na śniadanie,obiad i kolację a jak coś zostanie to na deser i podwieczorek"

-Och jest Pani nie miła!- Brad założył ręce na piersi i obrócił się do niej plecami w ramach obrazy.

-Tak super, idź się poskarż mamie.- odpowiedziała przez co parsknąłem śmiechem,ale szybko przestałem.
-Gdzie jest Scott?- spytała. Sam chciałbym wiedzieć...

-Jaki Scott?kto to Scott?nie znam takiego,nikogo tu nie ma.-zacząłem zmyślać i wmawiać jej bzdury. Nie wiem gdzie jest i nie wiem dlaczego go bronię.

-Ten Scott ,z którym się miziałeś.- rozszerzyłem oczy i spaliłem buraka.

Nie miziałem się ze Scottem! Ktoś to widział?! poza tym...ona jest wychowawczynią! Jak może mówić do ucznia takie rzeczy?

-Aaa ten Scott.-zaśmiałem się głupio i dostałem pytające spojrzenia od Lydi, Thomasa i Brada.
-Nie mam pojęcia gdzie jest. - oznajmiłem machając ręką.

-Nie masz pojęcia gdzie jest? W takim razie kto siedzi pod stołem? - Każdy automatycznie powędrował tam wzrokiem. Thomas przywalił sobie Facepalma. Lydia wystawiła mu środkowego palca, Brad się załamał, a ja westchnąłem.

-Na pewno nie Scott. - odpowiedziałem wracając wzrokiem do wychowawczyni. Czarnowłosa głośno wypuściła powietrze z ust.
Kurwa jakby można było zabijać wzrokiem, właśnie zostałby ze mnie prochy.

-Dość tego! dzwonię do waszych rodzi... - Nie dokończyła ponieważ dostała ciastem prosto w twarz od Scotta,który nagle wyskoczył z pod stołu.

-Uciekajcie! - krzyknął a wszyscy zaskoczeni rzucili się do wyjścia zaczynając biec jak pojebani.

Zatrzymałem się przy wyjściu czekając na chłopaka. Scott dale wcierał w wychowawczynie ciasto, po czym także zaczął spierdalać. Kiedy wybiegł zamknąłem drzwi od kawiarni i tyle nas tam widzieli.

Biegliśmy  przed siebie, skręcaliśmy w różne uliczki aż wylądowaliśmy w jakimś zakamarku obok śmietników. Każdy runął na ziemie i zaczął ciężko dyszeć.

-Scott! Coś ty kurwa zrobił! - zaczął wkurwiony Thomas ledwo łapiąc oddech.
Biedny...jak dzisiaj się nie udusi to będę pełen podziwu.

-Nie ma za co Tom,nie musisz dziękować. - wykręcił oczami.
-Co miałem innego zrobić? dać się wiedźmie?

-Wiesz co teraz będzie?! Jeszcze większe kłopoty! - zaczęli się pomiędzy sobą sprzeczać.

Usłyszałem jakieś głosy i szmery, które słychać było coraz wyraźniej.

-CICHO!-krzyknąłem dzięki czemu od razu zamilkli.
- Ktoś się zbliża. - oznajmiłem rozglądając  się uważnie dookoła. Kiedy się obróciłem do nich twarzą nikogo nie było. Typowe.
Każdy z wyjątkiem mnie wszedł do śmietnika. Westchnąłem ciężko ale postanowiłem zrobić to samo.

ᴜʟυвιenιec тyrana ♡ Where stories live. Discover now