➫ Obietnica

852 114 11
                                    

Thomas

Czekaliśmy w ciszy...Nikt na nic nie miał siły.

Scotty słodko zasnął na nogach Matheo, położył się na ławce ,a głowę ułożył na jego nogach. Dolley bawił się jego włosami,co dawało mu jakieś zajęcie.

Ja obserwowałem ludzi za oknem i czekałem na wyrok ze strony matki.
Zdecydowanie nie będzie zadowolona z tego co odwaliłem.
  Będzie na mnie zła , na Dylana ,bo jak on twierdzi to jej ulubione dziecko tuż po mnie.
Nie mam pojęcia, jak można twierdzić, że Dylan to dobre i kochane dziecko,nosz kurwa. Przecież to tyran! I nikt tego poza nami nie widzi...

Kiedyś był cudowny,przynajmniej tak mi się wydawało, dopóki...dopóki nie zrobił tej jednej głupiej, ale strasznie raniącej rzeczy. Do tej pory się zastanawiam dlaczego to zrobił,co go podkusiło...koledzy mu do głowy wbili? Przecież nie można przestać kochać z dnia na dzień...no nie?

Nie mogę zrozumieć, dlaczego tak bardzo się zmienił i stoczył, że teraz muszę go nienawidzić. Obiecał mi... obiecał mi ,że jak pójdziemy do nowej szkoły to nic się nie zmieni, że będziemy razem na dobre i na złe... Jak się okazało okłamał mnie,dlatego nie dam się więcej razy oszukać.

Piątek,29 sierpnia 2017 rok...

Siedzę wtulony w miłość mojego życia... Niczego więcej mi  nie potrzeba.
Te wakacje minęły bardzo szybko i przyjemnie. Całe spędziłem praktycznie w towarzystwie Dylana.
Nasze mamy zabierały nas cały czas na jakieś baseny, do zoo,to w góry pojechaliśmy, to jeszcze gdzieś tam.
Ogólnie nie pozwoliły nam siedzieć  spokojnie na dupie, chociaż parę razy po prostu chcieliśmy usiąść i nic nie robić. Na szczęście teraz możemy tak zrobić. Posiedzieć w spokoju.

Za trzy dni nowa szkoła... Nowy etap, nowi znajomi, inne otoczenie, nie wiadomo co będzie lub co się stanie...Może zmieni się wszystko? może moje życie wywróci się do góry nogami? Może nic już nie będzie takie same?
Boję się, taka jest prawda...Cholernie się boję,boję się stracić Dylana,boję się, że trafie do klasy gdzie będą sami idioci, którzy będą się ze mnie śmiać albo będą mi dokuczać ,bo jestem innej orientacji... Nie lubię zmieniać otoczenia,zawsze w głowie na starcie pojawiają się same najgorsze rzeczy.

-Ej...kochanie, co się stało?- Zapytał Dylan. Najwidoczniej zauważył, że nad czymś intensywnie myślę.

-Nic takiego.-odpowiedziałem odrywając się od niego i kładąc na podłogę.
Długo sam nie poleżałem, bo zaraz nade mną znalazł się Szatyn.

-Nic takiego?- zaczął więc odwróciłem głowę w drugą stronę.
-A jednak coś, mów mi szybko o co chodzi.- Jak zwykle nie dał za wygraną.
Stanął nad moją głową z założonym rękoma. Westchnąłem głośno dźwigając się na łokcie a z łokci do siadu po turecku.
Chłopak usiadł obok mnie z widocznym zmartwieniem wymalowanym na twarzy.

-No bo...bo chodzi o tą szkołę.- powiedziałem nie chętnie. Dylan nie lubi kiedy temat idzie w tym kierunku.

-Boże Thomas ,znowu to samo. -wykręcił oczami.
-Już ci mówiłem,nie masz się czego bać,to tylko zmiana szkoły i tyle ,reszta zostaje po staremu.- Jak zwykle odpowiedział tą samą śpiewką.
-Czemu tak bardzo się boisz? to już jest męczące słońce.

-Jezu!ty nic jak zwykle nie rozumiesz! - krzyknąłem po czym wybiegłem z pokoju na podwórko.
Usiadłem na mojej huśtawce, którą - jak byłem młodszy-  zamontował tata,którego już nie ma...
To były dobre czasy...
Powoli zacząłem kołysać się w przód i tył.  Po chwili zauważyłem Dylana, który nerwowo rozglądał się dookoła. Kiedy mnie zauważył usiadł na trawie przede mną,przez co nie mogłem dalej się huśtać.

-Ej...nie wiedziałem ,że aż tak się zamartwiasz... Teraz wiem,że to naprawdę dla ciebie stresujące, przepraszam.- Powiedział po czym skierował wzrok w ziemię.
Zaczął skubać i wyrywać zieloną trawę.

-Chodzi o to,że...że ja boję się ciebie stracić,rozumiesz? że wszystko będzie inne, że ze mną zerwiesz, że znajdziesz sobie lepsze towarzystwo, z którym będziesz spędzał więcej czasu, że zapomnisz o mnie...- Zacząłem się nie potrzebnie zamartwiać.

-Hej...skarbeńku.-Podniósł głowę do góry po czym przybliżył się i chwycił moją rękę patrząc  mi w oczy.
- Nie zostawię Cię, rozumiesz? kocham ciebie i tylko ciebie,nie zastąpię cię nikim,jesteśmy w tym razem i razem w tym zostaniemy.- Fala spokoju i ulgi przepłynęła przez moje ciało. Uśmiechnąłem się lekko nie wiedząc czy aby na pewno się nie stresować.

-Obiecujesz?-spytałem pochylając się do przodu i opierając swoje czoło o to jego.

-Obiecuję. - odpowiedział pewnie ,po czym złączył nasze usta w długim, delikatnym i pełnym miłości pocałunku.
Zacząłem wierzyć, że  tak będzie,że jak mi obiecał to tak będzie. Ufam Dylanowi.
Bardzo go kocham,jednak mimo wszystko nie pokój w pełni nie odszedł.

Teraz...

-Dzień dobry,przyszłam po Thomasa i Dylana. - Usłyszałem głos mojej mamy przez co mimowolnie się uśmiechnąłem i momentalnie zeskoczyłem z ławki.

-Dzień dobry.
-Oczywiście już się zbierają.-nauczycielka odpowiedziała przesłodzonym głosem.
Fałszywa, głupia baba. Nie lubię jej.

-No dawać dawać ,zaraz pogadamy. - Powiedziała do nas po czym Nancy wyszła z klasy na korytarz.
Przed wyjściem zacząłem żegnać się z przyjaciółmi.

-Na razie wszystkim. - powiedziałem ogólnie.
-Zdrowiej Scott. - dodałem z lekkim uśmiechem.

-Dzięki. - spojrzał na mnie i także lekko się uśmiechnął.
Poprawił głowę na nogach Matheo, chłopak okrył go szczelniej kocykiem, który dostał wcześniej od nauczycielki,która łaskawie poszła do woźnego.

Muszę stwierdzić,że słodko razem wyglądają.

Nie myśląc dłużej wyszedłem na korytarz a  tuż za mną szedł Dylan.

Zaraz się zacznie udawanie i dodatkowy wpiernicz w domu od mamy. Założę się, że ciocia Lucy  siedzi w aucie ,a kiedy tylko wejdziemy do auta zaczną się kazania.

ᴜʟυвιenιec тyrana ♡ Where stories live. Discover now