➫ Walka

740 95 31
                                    

Pers:Thomas
Poukładaliśmy już piłki sportami i teraz zabieramy się za kije. Podczas wyciągania jednego zahaczyłem o kogoś.Jak się okazało walnąłem nie chcąco w brzuch Brada.Jęknął głośno i skulił się z bólu.

-Jezu przepraszam!-od razu podszedłem do niego.Jedną ręką zakryłem sobie usta a drugą położyłem na jego ramieniu.

-Spokojnie...nic się nie stało.- Głośno wypuścił powietrze z ust. Usłyszeliśmy śmiechy tych gnomów z drugiego końca pomieszczenia. Spojrzałem w ich stronę i posłałem zabójcze spojrzenie.

-Haha no nie źle.-zaczął Dylan wycierając sobie łzę śmiechu z kącika oka.

-Masz jakiś problem?- zapytałem bezczelnie wiercąc mu dziurę w brzuchu swoim spojrzeniem.

-Najpierw siebie chciałeś zabić ,a teraz jego?- znowu wybuchli głośnym śmiechem.Nie wytrzymałem. Zebrałem się na odwagę i podszedłem do niego i stanąłem twarzą w twarz.

-Nas jakoś to nie bawi O'brien.- założyłem ręce na piersi.

-Ktoś przestał się bać.- Stwierdził z uśmieszkiem na twarz i się przybliżył.Nie chcąc z tchórzyć zadarłem do góry głowę.

-Kogoś najwidoczniej to boli.- Odpyskowałem.

-A co jeśli nie?- Otworzyłem usta ,żeby odpowiedzieć ale podeszła do niego czarnowłosa wiedźma. Nie minęło parę sekund a przy moim boku znalazła się Lydia. Cała przeładowana wkurwieniem.

-Co się sadzisz ruda? Nic nie zdążyłem zrobić. Jeszcze hah.- Zaśmiała się wrednie Kayka. Oczywiście Lydia nie mogła nie odpowiedzieć.

-Spróbowałabyś czarna wywłoko.

-I co w tedy? Znowu byś mnie pobiła?

-Nie mówiłabym o tym głośno,aleee skoro tak bardzo chcesz to możemy zrobić powtórkę.- Zacisnęła ręce w pięści.Popatrzyłem na nią i rozluźniłem jej ręce.Pokręciłem głową na nie.

-Daj spokój Lydka,nie warto.- pokiwała głową i cicho odpowiedziała 'okej' obróciliśmy się z zamiarem powrotu do pracy.

-Nie wdzięczna dziwka.- usłyszeliśmy komentarz Kayky. Od razu przełknąłem głośno ślinę,bo domyślam się co teraz zrobi Lydia...Popatrzyłem na nią.Stanęła,zacisnęła pięści ale po chwili rozluźniła. Odetchnąłem z ulgą tak samo jak Brad. Jednak nie trwało to długo bo rudowłosa chwyciła piłkę lekarską-tą ciężką- i z całej pety cisnęła nią w rywalkę.Dziewczyna dostała prosto w brzuch.Momentalnie się skuliła i upadła na ziemię tocząc się pod szafkę.Otworzyłem oczy ze zdziwienia.

-Kay'a!- Krzyknął Dylan i od razu z Minho podeszli do niej.

-Lydia!- ochrzaniłem ją natychmiastowo.
-Co zrobiłaś?!

-Już mi lepiej.- Powiedziała do siebie z uśmiechem na twarzy ,patrząc na wijącą się z bólu dziewczynę.Otrzepała ręce,po czym spojrzała na mnie.
-No co? należało jej się.- powiedziała i najprościej w świecie wróciła do układania rzeczy.

-Teraz pożałujesz wiewióro.- Kayk'a wstała z ziemi i przywaliła Lydii w głowę kijem od unihokeja. Ruda poleciała do przodu troszkę,ale się nie wywróciła,ale odwróciła się gwałtownie i też chwyciła kij.

-Chyba coś ci nie wyszło.- Powiedziała po czym zaatakowała ją. Ta się obroniła i zaczęła walka. Wszyscy stanęliśmy pod ścianą i zaczęliśmy wszystko oglądać z wielkim zainteresowaniem.
Szczerze mówiąc...dobre są. To lepsze niż zapasy. Nawalają się i to ostro. Jednak więcej jest obrony i uderzania kijami o siebie niż ciosów takich trafionych,ale i tak muszę przyznać szacun.
Stojąc tak jeszcze chwilę i patrząc poczułem jak ktoś posłał mi kuśkańca w żebro. Obróciłem głowę w tą stronę i zobaczyłem jak Dylan rzuca mi kij. Złapałem go z łatwością.

-Dobry refleks.- pochwalił mnie.

-A co myślałeś? - prychnąłem w odpowiedzi.- A teraz,po chuj mi kij?

-Dobry refleks ,logika gorsza.Dawaj.Zobaczymy co potrafisz szkapo.- Zmierzyłem go wzrokiem i bez zapowiedzi ruszyłem na niego. Niestety obronił się skubaniec. Zaczęliśmy walkę jak prawdziwi początkujący ,którzy nic a nic nie umieją... ale ciul z tym mam okazję skopać mu dupę.
Uderzyłem go po kolanem tak,że upadł na jedno, przez to klęczy teraz przede mną. Wykopałem mu kij z ręki.Poleciał gdzieś na drugi koniec. W dodatku szybko przyłożyłem swój do jego szyi. Dlatego koniec końców musiał unieść głowę do góry i na mnie patrzeć.

-I co teraz,O'brien? - zapytałem uśmiechając się podle. Nie potrwała chwila a on już zaczął mnie łaskotać przez co upuściłem kij.
-Ej to nie sprawiedliwe!-krzyknąłem na co się zaśmiał. Oddał mi go i chwycił swój. Zaczęliśmy kolejną rundę. Szło dobrze,ale w tym momencie zbliżyliśmy się twarzami i kijami.Zaczęliśmy nimi napierać na siebie mając je w poprzek i uniesione na wysokość naszych oczu. Nie powiem...strach troszkę mnie obleciał,bo mam aż ciarki...a może to nie ciarki?

-Teraz ja zapytam. I co teraz Sangster? - Nic nie odpowiedziałem.Po prostu patrzę mu prosto w oczy i nic zrobić nie mogę. Nagle usłyszeliśmy jakiegoś dzieciaka,który zaczął drzeć pysk na całą sale gimnastyczną.

-PSZEEE PANIII! TAM SIĘ GWAŁCĄ W KANTORKU Z MOPAMI!- wszyscy przestali napierdalać się kijami,opuściliśmy je na dół i zaczęliśmy się na siebie patrzeć. Po chwili wyszliśmy z pomieszczenia i bez zgody nauczycielki wybiegliśmy na korytarz czym prędzej pędząc do tych dwóch jełopów.

-Hej Tommy.- usłyszałem przy uchu. Nie zdążyłem się obrócić jak poczułem całusa na policzku.Zwolniłem tępo i popatrzałem na zadowolonego z siebie Dylana,który przyspieszył.
No mnie zaraz coś trafi! Co on wyprawia?... co raz bardziej wierzę w to,że nic co stało się w szpitalu nie było moim snem i wymysłem. Stał się...milszy. Nie wyzywa mnie często,nie bije,nie zamyka,nie krzywdzi. Potrząsnąłem głową ,żeby o tym nie myśleć. Ponownie wznowiłem bieg i dotarłem do drzwi.

-No nareszcie.- Wysapała zmęczona rudowłosa przyjaciółka.

-Dlaczego jesteś kurwa czerwony na polikach jak burak? to nie był długi odcinek i na pewno byś się nie zmęczył.- Zdziwiony dotknąłem dłonią polików. Kurwa...ona ma rację! Jestem wręcz rozpalony. Wzruszyłem ramionami i olałem ją. Dylan zaczął się głupio uśmiechać.

-Dobra odejdźcie ,trzeba wyważyć drzwi.- Powiedziałem na co Dylan ja,Brad i Minho równo zaczęliśmy uderzać z rozbiegu drzwi. Po paru razach udało nam się. Z pomieszczenia wypadł Scott z Matheo,a raczej Scott na Matheo. Oby dwoje włosy rozwalone i poliki zaróżowione. No nie wierzę...jestem pewien,że się miziali! Inaczej by tak nie wyglądali,a Scott nie miał b tylko podkoszulki jak dzisiaj był w bluzie. Wszyscy stanęliśmy w rządku i zaczęliśmy na nich patrzeć dziwnie i z wyrzutami.

-Emm...coś nie tak?- zapytała jak gdyby nigdy nic Scott, za co dostał w łeb od Lydi. Skrzywił się i od razu jej oddał w nogę. Uśmiechnąłem się. Wrócił Scotty.

♡ ▀▄▀▄   ▄▀▄▀ ♡ ▀▄▀▄   ▄▀▄▀ ♡ ▀▄▀▄   ▄▀▄▀ ♡

Mam dla was rozdział,zgadnijcie jaki? Nie sprawdzany! Hah!
Nie no dobra to nie było śmieszne... to było słabe
Wiecie co? Zapomnijmy o tym,okej? XD
Do nastepnego misie❤️

ᴜʟυвιenιec тyrana ♡ Место, где живут истории. Откройте их для себя