16- Ale na pewno pomaga.

3.2K 108 12
                                    

*Pov Piotr*

Jesteśmy już gotowi do walki. Jest tylko jeden problem. Liczebność. Nas jest o połowę mniej. Wszyscy czekają na mój rozkaz. Ava i Ed są w bezpiecznym miejscu, ale uczestniczą w walce. Martwię się o nich. W końcu jestem za nich odpowiedzialny...jak coś im się stanie to będzie moja wina, bo to ja się zgodziłem, żeby walczyli...

- Nadchodzą mój Panie. - z zamyślenia wyrwał mnie głos gryfa lądującego obok mnie. - Mają przewagę w liczbie i uzbrojeniu.

- To nie liczebność daje zwycięstwo. - powiedział Oreus.

- Nie, ale na pewno pomaga. - skomętowałem.

Po chwiwi wielki minotaur wszedł na skałę i zaczął ryczeć zapowiadając przy tym pobyt swojej 'władczyni', a następnie dał sygnał do walki.

W naszą stronę zmierzyły olbrzymy, cyklopy, wilkołaki, krasnale, karły, i wszystkie pozostałe po stronie Białej Czarownicy.

Spojrzałem w stronę brata i Avy, oboje kiwneli głowami. Są świadomi co się zaraz stanie. Wyciągnąłem z pochwy miecz i podniosłem co w górę. Narnijczycy zaczęli wydawać z siebie głośne okrzyki bojowe.

Ruszyli na nas, ale ja czekałem na odpowiedni moment. Wkrótce dałem sygnał gryfą. Stworzenia posłusznie wykonywały swoje zadanie. Zrzucały ciężkie głazy za przeciwników, jednak nie na długo. Łucznicy Czarownicy zaczęli strzelać do naszych.

- Jesteście ze mną?- zapytałem Oreusa po raz ostatni.

- Do samego końca!  - zapewnił.

- Za Narnie! I za Aslana!!!- krzyknąłem i ruszyliśmy pełnym cwałem na przeciwników.

Zaczęło się.

Centaury swoimi dzidami nabijali nadbiegających z naprzeciwka. Po raz pierwszy i mam nadzieję, że ostatni zabijam tyle żywych istot w tak krótkim czasie. 

Walka trwała i trwała, a przeciwników nie było końca. Nagle, podleciał Fenix i swym ogniem podpalił trawę wyznaczając linię. Czyli już za chwilę polecą strzały. Ogień, jednak Czarownicy nie jest straszny i swoją mocą ugasiła to wchodząc na teren krwawej bitwy.

- ODWRÓT! WCIĄGNĄĆ ICH MIĘDZY SKAŁY!- wydarłem się i zawróciliśmy.

Na naszym terenie mamy większe szanse. Nagle koń, na którym jechałem dostał strzałą i upadł na ziemię. Spadłem. Podniosłem się szybko, gdy tylko zobaczyłem jak Czarownica zbliża się w moją stronę.

- Stój!- krzyknąłem, ale Oreus nie słuchał. Idzie na pewną śmierć... Skacze na Czarownice i zaczyna wymiachiwać mieczem, ona robi jednak zwinnie uniki, a na konec zabiła centaura zamieniając co w kamień.

- Edmund! TO KONIEC! ZNAJDŹ AVE I SIOSTRY I ZAPROWADŹ DO DOMU!!- wydarłem się do obok walczącego brata.

- Słyszysz co mówi? Idziemy! - bóbr pociągnął go za rękę i zaczęli biec.

*Pov Edmund*

Nie mogę tak po prostu sobie odejść! Tu toczy się wojna, a ja mam stchórzyć? Nie tym razem. Pobiegłem do brata widząc, że w jego stronę zmierza wiedźma.

- Brat co kazał uciekać! - powiedział bóbr jakbym tego nie wiedział.

- Królem jeszcze nie jest!- krzyknąłem i ponownie wbiegłem na pole toczącej się walki. Zacząłem walczyć z jędzą. I nie uwierzycie...udało mi się zepsuć jej różdżkę. Ona nie dawała za wygraną i jednym ze swoich mieczy odtrąciła moją uwagę, a drugi wbiła mi w brzuch. Ubadłem na ziemię trzymając się za bolące miejsce. No to chyba mój koniec.

Opowieści z Narnii~ Piotr PevensieWhere stories live. Discover now