35- Przed zmierzchem.

2.3K 76 10
                                    

*Pov Ava*

Znowu zaczęła się szkolna rutyna. Osobiście bardzo mnie to wkurza. Codziennie tylko szkoła i tylko szkoła. No dobra, ewentualnie spotykam się z Piotrkiem, Zuzią, Edkiem i Łusią. Naprawdę się świetnie dogadujemy. Są wspaniałymi przyjaciółmi!

- Część kochanie! Siadaj szybciutko, obiad stygnie. - powiedziała moja mama z kuchni, gdy tylko usłyszała, że weszłam do domu. W przedpokoju zdjełam buty i rzuciłam torbę gdzieś w kąt. Podeszłym do mamy i usiadłam obok niej.

Na talerzu...no co mogę mówić? Co ma być na talerzu w czasie trwającej wojny. Wszystko zabiera wojsko. Poza tym jeden marny ziemniak i trochę fasoli to wszystko na co nas stać w tym okresie. Niestety. Czasy są trudne i trzeba sobie z tym jakoś radzić.

W Narni było inaczej. Lepiej. Tam zawsze było co jeść i mimo, że za każdym razem jak tam byłam, akurat trwała wojna, było naprawdę świetnie spędzić tam czas.

Moja mama siedziała tak jak ja w ciszy,  pogrążona w swoich myślach. Jej ruda pasma włosów pojedyńcze opadały na policzki, a niebieskie oczy były utkrwione w zdjecie pokazujące ją i tatę z ich dnia ślubu. Wiem, że mamie brakuje ojca. Mi również, ale to co się stało już się nie odstanie. Przekonałam się i tym na własnej skórze.

Jestem bardzo podobną do mamy i JEDYNE co odziedziczyłam po tacie to kolor oczu. Z całej rodziny tylko tata miał zielone oczy. Teraz tylko ja posiadam taki kolor. WSZYSTKO pozostałe i głos mam po mamie. Jestem tak zwanym odbiciem lustrzanym mojej rodzicielki.

Wstałam od stołu.

- Mamo, mogę wyjść z Łucją, Edmundem, Zuzą i Piotrkiem dzisiaj po południu? - zapytałam wiedząc, ze się zgodzi.

- Oczywiście!- rzekła. Z tego co wiem to uwielbia rodzeństwo Pevensie. - Tylko odrób zadanie domowe i wróć przed zmierzchem.

- Dobrze i dziękuję. - powiedziałam i pobiegłem do swojego pokoju, by zrobić pracę domową.

Po około godzinie, do drzwi ktoś zapukał. Podbiegłam do drzwi i otworzyłam je. No za nimi chyba wiadomo kto stał. Łusia.

-Cześć! - odezwałam się do małej.- MAMO! WYCHODZĘ! - krzyknęłam.

- Hej!- Szybko załorzyłam buty i poszliśmy do reszty.

- Gdzie dzisiaj idziemy?- zapytał Piotr kładąc swoją głowę na moim ramieniu.

- Może...Tam gdzie zawsze...- zaproponował Edek.

- Tak!- powiedzieliśmy zgodnie i poszliśmy w stronę wzgórza. Wspaniałe miejsce z małym jeziorkiem i kwiecistą łąką. Spędzamy tam dużo czasu. To miejsce przypomina nam trochę Narnie. Mimo, że to nie jest Narnia. Cisza i spokuj dają o sobie znać, i naprawdę można się tam świetnie bawić.

Gdy doszliśmy na miejsce usiedliśmy na kocu, a raczej większość usiadła, bo ja siedziałam Piotrowi na kolanach, a Łucja biegała za motylami.

Ta chwila może trwać wiecznie.

-Idę do wody.-  mruknął Edek i wstał z koca. Chłopak zaczął biec w kierunku wody rozbierając się przy tym do bielizny. W między czasie Zuzanna poszła do Łucji, a my zostaliśmy sami. Siedziałam na kolanach blondyna, który starał się z moich włosów uczesać warkocza. Nagle poczułam na swoim boku coś mokrego, a nim zdążyłam się zorientować Ed biegł ze mną na rękach do wody.

- Edmund! Odstaw mnie na ziemię! Natychmiast!- zaczęłam panikować lecz chłopak wchodził do wody coraz głębiej. -Edmund ja nie chce!- krzyczałam. - Edku, proszę. - powiedziałam. Król odpuścił. Gdy byliśmy już na brzegu zostaliśmy wręcz u bram wszelkich granic Piotra.

- Czy. Ty. Nie. Rozumiesz. Słowa. Nie? -  zapytał przez zaciśnięte zęby i walnął z pięści Edmunda.

- Piotrzek! Przestań! - Pociągnęłam go za ramię, ale to nic nie dało. Chłopak zachowywal się jak opentany...

Opowieści z Narnii~ Piotr PevensieTahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon