19.

9.8K 267 51
                                    

Pov. Kim

Dziś postanowiłam sobie odpuścić szkołę. Zamiast tego zrobiłam sobie maraton filmowy. Winny temu wszystkiemu jest on.

Okres.

Nienawidzę go mieć, ale jak już przychodzi to trzeba przeboleć.

Nagle usłyszałam z dołu głosy.

-O mój Boże! -krzyknęła mama. -Maddie?

Kim jest Maddie?

-Cześć Rose, miło cię widzieć... -usłyszałam ciepły kobiecy głos. Kojarzyłam go, ale mimo to nie wiedziałam do kogo należy.

-Gdzieś ty się podziewała tyle czasu? -słuchałam dalej.

-Ja... -słychać było że kobieta zrobiła się zakłopotana-... musiałam wyjechać na jakiś czas.

-I nie dawałaś żadnych znaków życia?! Dlaczego nie wzięłaś ze sobą syna?

-On miał szkołę, Rose. Nie chciałam komplikować mu życia...

-Wiesz, Kay bardzo za tobą tęsknił...

Zaraz, zaraz, zaraz! Chwila!!!

KAY?!

-Wiem... Ja byłam złą matką... -głos kobiety zadrżał.

-Okej! Odłóżmy te stare sprawy w niepamięć! Było minęło kochanie, oj no już się nie smuć...

-Nie będę...

-Z czym do mnie przychodzisz Maddie?

-Ja chciałam złożyć ci propozycję...

-Tak więc słucham. Zaparzę tylko trochę herbaty...

Wiem że jestem strasznie chamska. Właśnie stroję przy schodach i podsłuchuję rozmowę mojej mamy z jakąś kobietą, która prawdopodobnie jest matką Kay'a. Cóż... niegrzeczna dziewczynka.

-Proszę... -widocznie mama podała kobiecie herbatę.

-Dziękuję.

-Więc z czym do mnie przychodzisz Maddie?

-Wiesz że ci ufam prawda? -to zabrzmiało trochę dziwnie.

-No tak! -prychnęła mama- Jesteś moją przyjaciółką przecież!

-Chciałabym ci oddać udziały w firmie... przynajmniej na jakiś czas...

-Mi?! Udziały? Maddie, coś się stało?

-No wiesz... Chciałabym nadrobić zaległości... Spędzić trochę czasu z synem... -znów głos jej zadrżał

-Maddie widzę że coś kręcisz... Co się stało?

Chwila ciszy.

Dłuższa chwila ciszy.

-Kay ma raka! -kobieta wybuchnęła płaczem, ja też.

Kay?

Kay?!

KAY?!

W tym właśnie momencie moje serce, rozleciało się na milion małych kawałeczków.

-O mój... -mama też była bliska płaczu-... Boże, Maddie. Tak mi przykro... No już, cicho... Cichutko...

Jeszcze chwilę się tak pocieszały. Ale zaraz! Dlaczego zapomniały o mnie?!

-On jest w szpitalu? -zapytała mama, ale widocznie musiała dostać odpowiedź za pomocą jakiegoś gestu. -No to dobrze... Bądź dobrej myśli Maddie. Zrobią mu wszystkie potrzebne badania... Wszytsko będzie dobrze. Ale czy lekarze już na pewno to stwierdzili? Nie ma innej diagnozy?

-Musimy poczekać na wyniki, ale na siedemdziesiąt procent to właśnie rak...

-Ale wciąż pozostaje jeszcze trzydzieści procent szans prawda? Nie wolno tracić nadziei. Nie możesz się załamać, Maddie. On cię teraz potrzebuje...

Nie ważne o czym dalej rozmawiały. Poszłam z powrotem do pokoju i zaczęłam ryczeć w poduszkę. Jak to w ogóle możliwe? Jak? Kurwa jak? Teraz tak cholernie żałuję że nie powiedziałam mu wcześniej tego co czuję. Teraz może być już za późno... Wyobrażałam sobie niewiadomo co. Myślałam że kiedyś będziemy razem, stworzymy świetną rodzinę, będziemy szczęśliwym małżeństwem z szczęśliwymi dziećmi. A tu kurwa tak?! To się nie może tak skończyć. Nie może. Mam w dupie że przez tyle lat ukrywałam swoje uczucia. Mam w dupie że robiłam się z sobie idiotkę, kiedy tylko znalazłam się w jego towarzystwie. Zamierzam mu wyznać co na prawdę czuję. Zamierzam mu powiedzieć całą prawdę. Nie ważne czy mam mu to wyznać w jego domu, czy w szpitalu czy kurwa na sali operacyjnej. Ja to powiem. Jak najszybciej.

My Bad Boyحيث تعيش القصص. اكتشف الآن