26.

8.6K 252 10
                                    

Pov. Kim

Jak co dzień, zamiast iść do szkoły, właśnie kieruję się do szpitalnej sali. Jak zwykle łapię za klamkę i pcham drzwi. Jednak dziś zastaję tam inny widok. Widzę pielęgniarkę która właśnie ścieli łóżko, na którym wcześniej leżał mój chłopak. Dziś jednak go nie ma.

-Dzień dobry!-przywitałam się

-Dzień dobry!-pielęgniarka oderwała się na chwilę od swego zajęcia i promiennie się do mnie uśmiechnęła.

-Wcześniej leżał tu mój chłopak, Kay Hilfiger. Wie pani może gdzie go przenieśli?-zapytałam kulturalnie.

-Tak, Kay leży na sali po operacyjnej.-pielęgniarka złapała za poduszkę, w celu włożenia jej do pościeli. Ale zaraz, na sali po operacyjnej?

-On jest już po operacji?-zapytałam

-Tak, godzinę temu został przywieziony...-powiedziała obojętnie, skupiając całą uwagę na swoje zajęcie.

-Przepraszam, a gdzie jest ta sala?

-Na piątym piętrze, idziesz korytarzem prosto i w lewo...

-Dziękuję.-rzuciłam i wyszłam z pomieszczenia. 

Mam nadzieję że się jeszcze nie obudził. Przecież mu obiecałam.

Pokierowałam się w stronę windy, po czym wcisnęłam odpowiedni przycisk. Kiedy winda zatrzymała się na piątym piętrze, pospiesznie przeszłam korytarz i skręciłam w lewe drzwi. 

Na sali leżało kilka osób. Wszystkie były nieprzytomne bądź spały. W końcu na ostatnim łóżku dostrzegłam mojego chłopaka. Leżał na plecach z rękami ułożonymi wzdłuż talii. Na buzi miał maskę tlenową, a do nagiej piersi przyklejone były kable, w jego ręce zaś tkwiła kroplówka. W całej sali rozchodził się odgłos pikania dochodzący z kardiomonitorów, do których przypięci byli pacjenci, w tym też Kay. Podeszłam do niego. Był nieprzytomny. Usiadłam na krześle obok łóżka i złapałam go za rękę. Była taka zimna. Zrobiło mi się go tak strasznie szkoda. Chciało mi się płakać. 

Posiedziałam tak wpatrując się w niego i trzymając go za rękę przez jakąś godzinę. Wciąż się nie obudził. Chwilę potem wstałam, wciąż nie puszczając ręki chłopaka, nachyliłam się nad jego głową i przybliżyłam się do niej. Po chwili moje usta dotknęły jego czoła.

-Obudź się...-szepnęłam wprost do jego ucha. Nie oczekiwałam odpowiedzi i jej nie dostałam.

Zamiast niej, poczułam że ręka którą trzymam lekko drgnęła. Myślałam że mi się wydawało, ale na wszelki wypadek postanowiłam iść do lekarza. Już chciałam odłożyć rękę, lecz ta w ostatniej chwili lekko zacisnęła moją. Byłam taka szczęśliwa. Chłopak otworzył oczy. Przez chwilę mrużył je, ponieważ przeszkadzało mi światło. Chwilę później jednak jego oczy przyzwyczaiły się do światła. Patrzył chwilę przed siebie, wciąż trzymając moją rękę, po chwili jego wzrok powędrował na mnie. Uśmiechnęłam się.

-Cześć...-szepnęłam. Chłopak był za słaby żeby odpowiedzieć, więc po prostu delikatnie się uśmiechnął. -Już po wszystkim...-dotknęłam jego policzka i zaczęłam go miziać uspakajającym gestem. Kay znów się uśmiechnął. 

-Dziękuję...-szepnął tak cicho, że gdybym nie siedziała kilkanaście centymetrów od jego ust pewnie bym tego nie usłyszała. Jestem tak szczęśliwa. Obudził się. Już nic nie zagraża jego życiu. Wreszcie mogę być spokojna. Mam go przy sobie i już nic nas nie rozdzieli. Ani los, ani żadna osoba. 

Chłopak powoli przymknął oczy, ja za to nadal masuję kciukiem jego policzek. Jest tak cudownie. Jestem tu razem z nim. Jesteśmy parą. Wszystko jest takie piękne. Jak w bajce.

My Bad BoyKde žijí příběhy. Začni objevovat