22.

10.3K 250 17
                                    

Pov. Kim

Wyszłam, a właściwie wyleciałam ze szpitala na skrzydłach miłości. Czułam się tak lekko, byłam taka szczęśliwa że żadne słowa nie potrafią tego opisać. Może tylko jedno słowo trafnie określa to jak się teraz czuję.

Miłość

Tak, jestem zakochana. Zakochana na zabój. Cieszę się że wreszcie mam przy boku tego właściwego mężczyznę. Nie wiem jak mogłam myśleć że to z Harrym chcę być już zawsze. Teraz widzę jakim kłamcą byłam, jak perfidnie się okłamywałam. Postanowiłam, że pierwszymi osobami które dowiedzą się o moim szczęściu będą Vivian i Vicky. Od razu do nich zadzwoniłam. Umówiłyśmy się w KFC. Po kilkunastu minutach spotkałyśmy się na miejscu. 

-No dawaj dawaj!-zaczęła Vicki

-Opowiadaj!-dodała Viv.

Przytuliły mnie.

-Może najpierw coś zamówimy?-chciałam trzymać je przez jakiś czas w niepewności

-Do dobra, ale szybko...-zgodziły się

Postanowiłyśmy złożyć jedno wspólne zamówienie zamiast składać indywidualne. Zdecydowałyśmy się na Kubełek 15 Hot Wings. 

-NO! To gadaj! Gdzie byłaś? Co robiłaś? I dlaczego nas tu ściągnęłaś...-powiedziała Viv, wgryzając się w kurczaka. Vicky na nasze dzisiejsze spotkanie postanowiła odpuścić sobie dietę, bo teraz obżera się udkiem kurczaka. 

-Ok...-zaczęłam z uśmieszkiem-...ściągnęłam was tu po to żeby...-specjalnie przedłużałam 

-Możesz trochę szybciej?!-sfrustrowała się Vicky 

-...powiedzieć wam że za wami tęsknię...-zażartowałam i dokładnie oglądałam ich reakcję. Moja kuzynka zadławiła się, a moja przyjaciółka wyglądała jakby miała chęć kogoś zamordować. Hm, ciekawe kogo?

-Chyba sobie żartujesz?!-wybuchnęły chórem

-Pewnie że tak...-zaśmiałam się- MAM CHŁOPAKA!

Teraz obydwie zaczęły się dusić. 

-Co?- Vivian wydusiła z siebie pomiędzy kaszlnięciami.

-Kogo?-tak samo miała Vicky. Nie dały mi jednak dojść do słowa. Wymieniły porozumiewawcze spojrzenia i od razu, jak na zawołanie przestały się krztusić. 

-HILFIGER?!-zapytały chórem. Nie odpowiedziałam, tylko skinęłam głową. 

-O Boże...-odezwała się z podekscytowaniem Vivian

-NARESZCIE, KURWA! NARESZCIE!- darła się na cały głos Vicky

-Opowiadaj...-Vicky położyła łokcie na blacie i podparła głowę dłońmi.-...Jak to było? Gdzie to się stało?! 

-W szpitalu...-odpowiedziałam trochę zmieszana. Ich uśmiechy zniknęły z twarzy.

-Co? Jak to w szpitalu?-zapytała Vivian

-On leży w szpitalu?-zawtórowała Vicky, ponownie skinęłam głową- Ale...-zaczęła

-...co się stało?-dokończyła moja przyjaciółka 

-Podobno dostał piłką w brzuch na treningu...

-I co? 

-I wytworzył się mały guzek.

-O Boże. Ale wszystko będzie ok?

-No po operacji tak...

-Współczuję...

-Ale jesteście razem w tak pięknym momencie... akurat w tedy kiedy on cię potrzebuje...-rozmarzyła się moja kuzynka. 

*******************************************************

Stoję właśnie przed domem. Jestem tak okropnie zdenerwowana. Moja mama pewnie urządzi mi niezłą aferę. Ok, weź się w garść. Powiedziałaś Hilfigerowi co do niego czujesz, to z mamą też sobie poradzisz. Złapałam za klamkę i weszłam do środka. Moja mama stała sobie w kuchni opierając się o blat i popijając kawę. Na mój widok uśmiechnęła się promiennie. O co chodzi?

-Cześć córciu!- powiedziała, nie krzyczała, powiedziała!-Jesteś wreszcie! Choć odgrzeję ci obiad...

-Cześć mamo...-powiedziałam niepewnie-...a, nie jesteś zła?

-O co?-spojrzała na mnie z rozbawieniem 

-No o to że się nie odzywałam i że tak długo mnie nie było...

-A, o to! Pewnie że nie! Victoria wszystko mi opowiedziała!-a to jędza. Boże jaka jestem jej wdzięczna 

-Aha...-trochę posmutniałam na wspomnienie sprzed kilku godzin

-Ale nie smuć się dobrze córeczko?-podeszła do mnie i pogładziła mój policzek dłonią. 

-Nie będę. A jak tam udziały?

-Wiesz, to trochę bardziej skomplikowane niż nam się wydawało...

-No to jak będzie?

-Na razie firma zostanie w rękach Maddie, to znaczy pani Hilfiger, a ja będę jej prawą ręką. Później być może dostanę współudział. Wiem tylko tyle że nie będzie jej tak często w pracy...

-Aha...-połowy rzeczy nie zrozumiałam 

-A Kay? Co z nim?

-Wiesz, na razie chyba w miarę. Nie boli go...

-No to dobrze. A będą coś robić z tym guzem?

-Tak...-znów posmutniałam-...wytną go.

-Nie smuć się...-mama osuszyła moje policzki.-...jeżeli go wytną to znaczy tylko tyle że będzie lepiej. Pamiętaj...

-Cześć dziewczynki! Wróciłem!-z przedpokoju dał się słyszeć donośny głos taty.-Nie zgadniecie kogo dziś widziałem...Ej! Córcia co się stało?-powiedział kiedy zobaczył moje łzy.

-Nic...-szepnęłam

-Kogo widziałeś?-zapytała mama

-Harry'ego!-wrzasnął a ja znów ryknęłam płaczem, nie chcę słyszeć o tym dupku


My Bad BoyWhere stories live. Discover now