Pov. Kay
To już dziś. Dziś jest ostatnia walka. Od rana mam złe przeczucia co do niej, ale przecież nie zostawię Liama. Nie mogę.
Jest już 21.45 i teraz czekam na Liama pod moim domem. Kim wiele razy nalegała żebym ją ze sobą zabrał, ale nie mogę tego zrobić. To zbyt niebezpieczne. W końcu doczekałem się. Zobaczyłem czarnego Jeepa parkującego na podjeździe. Wszedłem do auta i od razu włączyłem ogrzewanie, bo było mi cholernie zimno.
-Siema stary! -przywitał się
-Hej... -odpowiedziałem i zacząłem pocierać rękami o siebie w celu wytworzenia ciepła.
-Gotowy?
-Nie! -to Prawda- Stary! Ja mam jakieś złe przeczucia... Serio.
-No coś ty! Nie cykorz! Wygrałeś tamte walki to wygrasz i tę!
-Obyś miał rację...
-Mam rację! Zaufaj mi!
Pov. Kim
Siedziałam na kanapie w jego, a raczej naszym domu i wpatrywałam się w ścianę. Była już 23.30. Dziś czekałam sama bo Vivian musiała pomóc rodzicom, a później była zmęczona i poszła spać.
Nagle usłyszałam dzwonek mojego telefonu. Wzięłam urządzenie do ręki i spojrzałam na wyświetlacz.
Liam.
Ale czego on chce? Niepewnie kliknęłam zielony telefonik i przyłożyłam komórkę do ucha. Od razu w jego słowach dało się wyczuć strach, niepokój, zmartwienie i wszystko co najgorsze.
-Kim? Musisz tu szybko przyjechać!-jego emocje natychmiast przeszły na mnie- Kay, wygrał... Wygrał ale...
-IDĘ!-krzyknęłam nie dając mu skończyć. Gwałtownie poderwałam się z kanapy, wsunęłam telefon do kieszeni i wybiegłam z domu. W biegu zarzuciłam na siebie kurtkę i sprawdziłam adres.
Jakoś pięć minut później byłam już przy starym, opuszczonym metrze. Rzuciłam się na schody niczym ptak. W środku metra, przed wejściem do jakiegoś pokoju, z którego dało się słyszeć głośne krzyki i wiwaty, leżała postać, a obok niej klęczał Liam.
Podbiegłam do nich i automatycznie zamarłam. Wmurowało mnie w ziemię. Nie mogłam się ruszyć. Wszystkie najgorsze emocje mną zawładnęły. Od razu wybuchnęłam płaczem.
Na ziemi leżał Kay. Leżał na ogromnej kałuży krwi, która ciurkiem sączyła się z jego skroni. Chłopak był brutalnie pobity i posiniaczony. Dostrzegłam, że jego klatka piersiowa nierówno i prawie niedostrzegalnie podnosi się i opada. Ulżyło mi. Na twarzy miał kilka czerwonych miejsc z których z pewnością powstaną siniaki i wyraźnie coś nie tak z nosem, z którego również sączyła się krew.
-Co to jest?-wydusiłam z siebie. Wskazałam na dziury w koszulce mojego chłopaka. Nie muszę chyba wspominać że one również ociekały krwią.
-Kim...Ja ci wszystko wytłumaczę- chłopak wstał i objął mnie ramieniem-... Kay wygrał, a tamten,...nie wiem gdzie go zabrali... Później jak wychodziliśmy ktoś rzucił się na niego od tyłu. Nikt się tego nie spodziewał a już na pewno nie Kay. Zanim zdążył cokolwiek zrobić, ten typ powalił go, a Kay uderzył głową o tamto...-wskazał na wystający kawałek cegły-...i rozciął głowę...-faktycznie miał rozcięcie od policzka aż po skroń.-...Później ten koleś chciał się upewnić że Kay nie wstanie, więc podźgał go kilka razy nożem... Od tamtej pory leży nie przytomny. Wybacz mi Kim... Gdybym wiedział...
-ZAMKNIJ SIĘ CHOLERNY IDIOTO!!!-przerwałam mu wrzeszcząc- TO WSZYSTKO PRZEZ CIEBIE!!!
Uklęknęłam przy moim chłopaku, złapałam jego zimną, posiniaczoną rękę i zaczęłam gładzić go po włosach.
-Jestem przy tobie kochanie...-szepnęłam do niego-...nie bój się aniołku, karetka już jest w drodze...-znów się popłakałam.
Ratownicy przyjechali jakoś pięć minut później. Od razu odciągnęli mnie od Kay'a i zaczęli go ratować.
-Żyje! Zabieramy!-usłyszałam. Cały czas płakałam. Widziałam jak go pakują do karetki.
Wciąż płakałam.
YOU ARE READING
My Bad Boy
RomanceNazywam się Kim Levis, mam 16 lat. Nie jestem jedną z tych najpiękniejszych dziewczyn w szkole, ale na swoją urodę nie narzekam. Niby mam chłopaka, nazywa się Harry, jest ode mnie starszy dwa lata, można powiedzieć że uważa się za gwiazdę ten szkoły...