Rozdział 33

1.5K 187 14
                                    

Clarke's POV:

Bellamy wyjechał z powrotem na studia, zostawiając mnie samą w tym strasznym mieście. Przez większość czasu siedziałam w pracy, na praktykach lub w zakluczonym na kilka zamków mieszkaniu. Bałam się mojego brata. Nie widziałam go od czasu, kiedy walnął mojego przyjaciela, ale wiedziałam, że w każdej chwili może wrócić i odegrać się za to, że go nie posłuchałam. Znowu wrzuci mnie do auta, następnie do łóżka i zacznie robić to, czego dzieciom nie wolno oglądać. Ja już przyzwyczaiłam się do widoku nagiego męskiego ciała, ale cały czas brzydzi mnie dotyk wielkich dłoni i innych części ciała na moim ciele.

Otworzyłam lodówkę, wędrując wzrokiem po pustych pułkach. Westchnęłam, po czym zamknęłam drzwiczki. 

Nie mam kompletnie żadnych pieniędzy. Nie zapłaciłam rachunku za wodę i boję się, że wkrótce mi ją odetną.

Szybko złapałam za dzbanek i wlałam wody do pełna. 

Czytałam gdzieś, że człowiek może przeżyć bez jedzenia średnio miesiąc, a bez wody zaledwie tydzień. Jeśli to prawda, to nie mam czym się obawiać. Mogę poczekać z jedzeniem do wypłaty. A ona jest za... Który dzisiaj jest? 

Podeszłam do kalendarza zawieszonego na ścianie koloru beżowego i zauważyłam zaznaczoną czerwonym flamastrem datę. 

Do wypłaty zostało mi półtora tygodnia. Wytrzymam. 

Muszę chodzić do pracy pieszo, bo nie mam już paliwa w baku. To też da się zrobić. Chodzę w weekendy do pracy, by zarobić pieniądze na opłacanie mieszkania i inne rachunki, bo z pieniędzy z praktyk starczy mi jedynie na wyżywienie i inne potrzebne rzeczy do życia.

Jakoś sobie poradzę.

Normani's POV:

Oczy wszystkich więźniarek spoczęły na białej więźniarce prowadzonej przez blok D. Jakiś czas temu wrzucono ją do izolatki, co dziwne. Ta białaska trzymała się z Cabello, a latynoska dba o swoich ludzi, więc nie powinna ona trafić do izolatki. No chyba, że trafiła tam z jej winy.

- Pokój 8, górna prycza po lewej. - powiedział klawisz Mendes, wprowadzając dziewczynę do pokoju na przeciwko mnie.

- Przepraszam, mam pytanie. - powiedziała Elisha w stronę młodego funkcjonariusza. - Odwrócił on się i spojrzał na moją współlokatorkę. - Dlaczego wprowadzasz białaskę do bloku D? - zapytała, mocno akcentując ostatnie dwa słowa.

- Bo mogę. - powiedział, delikatnie się uśmiechając.

- Blok D jest tylko dla czarnych osób. - przypomniała.

- W innych nie ma miejsca. - oznajmił klawisz, wzruszając ramionami.

- Mam to gdzieś, wrzućcie ją wtedy do czubków. - kłóciła się dalej kobieta.

- W bloku A również nie ma miejsca. 

- Jak nie ma? Tydzień temu, jak tamtędy przechodziłam to widziałam staruszkę, która siedziała w pokoju sama i zajadała się tymi super budyniami, co tam dają.

- Dużo się zmieniło przez tydzień. Daj mi spokój, Hendersen. - warknął już lekko wkurzony.

- To Henderson, nie Hendersen. - poprawiła go, a klawisz coś mruknął pod nosem i wyszedł. - Co to ma znaczyć w ogóle? Wpuścili wilka do łabędzi.

- Nazwałaś nas łabędziami? - zapytałam z uśmiechem na twarzy.

- Nie powinnaś się śmiać, to typiara od Cabello. - powiedziała z przejęciem.

- Wiem, będą z nią problemy, więc lepiej pilnujcie jej. - poleciłam, a niektóre czarnoskóre spojrzały się na mnie pytająco.

- Powiedziałaś "pilnujcie"? - zapytała jedna kobieta, której nie znałam. - A ty to co?

- Och, tylko stwierdzam, co trzeba zrobić. - mruknęłam lekko zażenowana.

- Potrzebujemy lidera w bloku. - powiedziała inna.

- By nasz blok się przyporządkowywał jednej osobie? - zapytałam z lekką kpiną w głosie. - Chcecie kolejny blok B? Powaliło was do reszty? 

Zapanowała cisza, którą przerwało kilka szeptów. Nikt nie mówił nic głośno.

- Trzeba wypędzić stąd białaskę i nie pozwalać, by żadna więźniarka z innego bloku tu wchodziła. - odezwała się niska brunetka z afro na głowie.

- Jestem za! - wykrzyczało kilkanaście kobiet na raz.

- To rasizm. - stwierdziłam.

- Nie, to jest ochrona swoich. - oznajmiła Elisha.

- Dokładnie. - przytaknęła jedna.

- Nie przyznasz nam racji, bo twoja kochana Beyoncé jest biała. - powiedziała moja współlokatorka, a wszyscy spojrzeli się na mnie ze zdziwieniem. 

Zaciągnęłam się mocno powietrzem, kręcąc głową przez głupotę osób przede mną.

- Wiesz doskonale, że dużo czasu spędzam też z Ally i to w sumie od bardzo dawna. - stwierdziłam.

- Ta chrześcijańka bez kawałka tyłka? - zapytała z uśmiechem na twarzy.

- Tak, dokładnie ta. Poznałaś ją kilka miesięcy temu, gdy przyszła do mnie po raz pierwszy. Była miła i nie odpowiedziała na twoje rasistowskie komentarze.

- Co to ma do rzeczy?

- To, że jesteś cholerną rasistką, która myśli, że wszystkie białe kobiety to dwulicowe idiotki! - trochę mnie poniosło. Usłyszałam ciche komentarze za mną.

- Jak mnie nazwałaś? - dopytała z wrogością wypisaną na twarzy.

- Mówisz, że Cabello jest zła, a chcesz stworzyć z naszego bloku coś podobnego do bloku B. Dać jakiegoś niepotrzebnego lidera. Nie wpuszczać obcych i być ogólnie źle do nich nastawionych, bo mają inny kolor skóry. Patrzysz na rzeczy powierzchownie i nie widzisz tego, że jedna trzecia naszego bloku robi interesy u Cabello. - powiedziałam, po czym usłyszałam kolejne szepty. - Plotki w tym bloku rozchodzą się najszybciej, więc słyszę tu o każdej tabletce, którą ktoś schował pod materacem. Nie wypierajcie się teraz, bo wszyscy wiemy, że tak jest.

- To prawda. - wszyscy odwrócili się słysząc głos brunetki, którą przyprowadził dzisiaj klawisz. - Znaczy z tym, że jedna trzecia robi interesy u Cabello. Mieszkałam z nią wystarczająco długo, by zauważyć jak często przychodzą do niej czarnu... to znaczy osoby z bloku D. - poprawiła się szybko.

- Nikt cię nie pytał o zdanie. - warknęła Elisha.

- Nie pytał, ale stawiam stronę jej. - powiedziała, wskazując na mnie.

- Ja też się zgadzam z Hamilton. - odezwał się jakiś głos z tyłu.

- Ja też. - kolejne głosy.

- I nagle wszyscy ciebie popierają. - powiedziała z kpiną moja współlokatorka. - Jak tak bardzo przeszkadza ci rasizm tutaj, to idź do bloku, gdzie jest twoja ukochana. Proś o przeniesienie, no dawaj. - warknęła, zbliżając się do mnie.

- Zrobiłabym to z chęcią, byle by nie widzieć twojej gęby. - stwierdziłam, po czym poczułam jej dłonie na moim barku, które odepchnęły mnie do tyłu.

- Co masz taką niewyparzoną gębę Hamilton? - zapytała, po czym się uśmiechnęła. 

- Przemoc jest tutaj zbędna. - stwierdziłam, robiąc krok do przodu.

- Ach tak? Normani Hamilton... Taka mocna w gębie, a stroni od przemocy? Czyż to nie zabawne? - zadała kolejne pytanie, przysuwając się do mnie.

- Ej, ej! - wtrąciła się szybko biała kobieta, stając pomiędzy nami. - Przestańcie. - zabrzmiało to bardziej jak prośba niż rozkaz.

Współlokatorka rzuciła mi wrogie spojrzenie.

- Pożałujesz tego. - warknęła, a ja kiwnęłam głową.

- Oczywiście. - mruknęłam, z lekkim uśmiechem na twarzy.

DUИGЕОИ | CamrenWhere stories live. Discover now