Rozdział 82

1K 145 31
                                    

Camila's POV:

Dopiero gdy pętla zacisnęła się mocno na mojej szyi, to zaczęłam myśleć o Lauren.

O Boże, nie mogę jej zostawić. Przecież ją kocham.

Moje dłonie automatycznie złapały za prowizoryczną linę, gdzieś wysoko i szybko zaczęłam próbować się podciągnąć. Przez słabszy dopływ tlenu było to bardzo trudne.

Co ja zrobiłam? Co ja zrobiłam? Co ja, do cholery, zrobiłam?

Metal znajdujący się na mojej lewej nodze był teraz dla mnie strasznym obciążeniem i ciągnął mnie na dno. 

Cóż za ironia losu, Cabello. Nawet zabić się nie umiesz. Zamierzasz tak teraz wisieć i czekać aż dopiero ci wysiądą ręce, a potem dopiero pozwolisz się zabić? 

Myślałam, że uraz w mojej psychice pozwoli mi bez problemu opuścić ten świat. Myślałam, że jestem wystarczająco silna, by się zabić. Wystarczająco odważna, by stawić czoła śmierci.

Lexa's POV:

Gdy wychodziłam z siłowni do stołówki, by iść na śniadanie, to minęłam po drodze korytarz prowadzący przez blok B. Normalnie to o tej godzinie był już pusty, ale ja zauważyłam jedną osobę, którą mogłaby rozpoznać z daleka. Gdyż pod pachami miała kule, a jedna noga była uniesiona za pomocą jakiegoś dziwnego urządzenia. Nie wyglądało to normalnie, jak ona się poruszała, gdyż szła bardzo szybko. Nie wiem, czy przy kulach można biegać, ale jeśli tak, to właśnie to ona robiła. Nie wiem jednak, czy można to określić w ten sposób. Nie zastanawiając się długo poszłam za nią, a ona po chwili zniknęła za drzwiami, które widziałam tu nieraz, ale nigdy się nie zastanawiałam co jest za nimi. 

Stałam przed drzwiami i nasłuchiwałam. Po chwili usłyszałam dźwięk przypominający przewracające się wiadro. Następnie usłyszałam jęk jakby z bólu i potem chwila ciszy. 

Co się tam dzieje? Co ona robi? Weszłabym, ale bałam się, że zastanę ją w jakiejś niezręcznej sytuacji.

Gdy usłyszałam dziwny dźwięk przypominający piszczącego, gumowego kurczaka, to złapałam za klamkę i pociągnęłam za nią. Otworzyłam drzwi i zauważyłam coś, czego kompletnie się nie spodziewałam.

Cabello wisiała, trzymając się rękoma sznura, utworzonego ze spodni więziennych. Pętla stworzona z tego samego materiału oplatała jej szyję. Twarz brązowookiej była cała czerwona, a na czole znajdowały się kropelki potu.

Szybko podbiegłam do niej i kucając, założyłam sobie jej wiszące nogi na ramiona. Wyprostowałam się, łapiąc mocno za uda kobiety i trzymając kobietę na przysłowiowego barana. 

- Dasz radę rozplątać pętlę ze swojej szyi? - zapytałam dość szybko.

Camila zaczęła się wiercić, po czym usłyszałam głośno nabrany haust powietrza. Szybko złapałam ją za biodra i zdjęłam ją z moich barków, układając ją na moich rękach w stylu panny młodej. Kilka sekund później Camila wybuchnęła głośnym szlochem, kuląc się. Westchnęłam, zaczynając ją delikatnie bujać na boki niczym niemowlaka. Płacz brązowookiej był tak chaotyczny i głośny, że nie mogła się uspokoić. Od czasu do czasu przestawała płakać, by odkaszlnąć lub pociągnąć nosem.

- Nie masz pojęcia jakie masz szczęście, idiotko. - warknęłam, a brunetka zacisnęła pięść na materiale mojej koszuli i skuliła się jeszcze bardziej. Jej szloch był okropny. Brzmiał tak, jakby właśnie zrywano z niej skórę. 

Z młodszą kobietą wyszłam z pomieszczenia. Na korytarzu było pusto, więc obeszło się bez dziwnych spojrzeń. Zaniosłam ją do jej łóżka, po czym położyłam ją i zakryłam szczelnie kołdrą. Gdy podwijałam jej pościel pod brodę, to młodsza zaczęła się krztusić. Natychmiast zerwała się do pozycji siedzącej, kaszląc. Myślałam, że albo zaraz wypluje własne płuca albo zwymiotuje. Nic takiego się jednak nie stało, bo brunetka przestała kaszleć i kontynuowała swój płacz leżąc.

Niech Lauren wróci tu szybko, bo nie korci mnie jakoś, by słuchać dłużej tego płaczu.

- Powinnaś się uspokoić, bo zaraz się udusisz. - poleciłam, a brązowooka na moje słowa zaczęła się ponownie krztusić. Ten atak kaszlu trwał nieco krócej niż poprzedni. - Dobra, nie ma tu Lauren, więc musimy coś ustalić pomiędzy nami. - powiedziałam, zwracając uwagę kobiety. Zachowywała się teraz jak dziecko, ale nic na to nie poradzę. - Nie jestem twoim wrogiem, Camila. Lauren cię kocha. To, że chciała się ze mną przespać, to nie znaczy, że przestałaś być dla niej ważna. - stwierdziłam, a brązowooka starała się zapanować nad oddechem. - Gdy tylko Lauren o tobie opowiada, to świecą jej się oczy, a uśmiech nie schodzi jej z twarzy. To co czuje do ciebie, a to co czuje do mnie to kompletnie dwie inne rzeczy. Ciebie ona kocha, a do mnie czuje pociąg seksualny. Wiedziałam to już wcześniej, dlatego chciałam jej jakoś pomóc. - powiedziałam, a Camili zadrżała dolna warga. - Nie sądzisz, że lepiej jakby zrobiła to ze mną niż z jakąś całkowicie obcą jej osobą. - oznajmiłam, po czym przeklęłam w myślach za niezbyt dobry dobór słów. - Jestem na sto procent pewna, że milion razy bardziej wolałaby zrobić to z tobą, ale ty po prostu jej do siebie nie dopuszczasz. 

- M-mam do c-ciebie prośbę. - szepnęła Cabello, a ja spojrzałam się na nią z lekkim zdziwieniem, po czym się przybliżyłam do niej, by mogła powiedzieć to, co chciała. - Ale b-będzie do spełnienia d-dopiero za ponad p-półtorej roku. - jąkała się przez drżący głos, ale i tak wszystko doskonale ją zrozumiałam.

Podniosła się, stykając się wręcz nosem z moją małżowiną uszną. Jej oddech wciąż był nierównomierny, więc jak dmuchała mi tak wprost do ucha, to brzmiało to dość przerażająco. Wtedy wypowiedziała dość wolno te pięć zdań, które, jestem pewna, że mocno odmienią moje życie.

- Mówisz serio? - zapytałam, a ona się delikatnie uśmiechnęła.

- Z-zadbam o to, by t-to się udało.

DUИGЕОИ | CamrenKde žijí příběhy. Začni objevovat