Chapter 37

5.5K 202 216
                                    

Rozdział betowany przez Cessidy84



- Przynajmniej będzie to dobre dla twojej koncentracji w magii bezróżdżkowej. - droczył się Lucjusz.

- Hm? - Harry otworzył oczy. - Medytacja pomaga w magii bezróżdżkowej? - spytał Harry.

- Kierujesz swoją magię bez różdżki, Harry. Będziesz potrzebować dużo koncentracji, oczywiście, że medytacja pomaga. Jak myślisz, dlaczego twój sensei zawsze każe ci medytować?

- Ponieważ mam temperament jak tsunami. - Harry uśmiechnął się, gdy Lucjusz zachichotał. - Nie mogę medytować... Pomoże mi ćwiczyć?

- Czy powiedział ci, kogo dziś przyprowadzi? - zapytał Lucjusz, wstając i upewniając się, że w pokoju nie ma nic, co mogliby zepsuć.

- Herm, tak myślę. - Harry jęknął, wstając. - Mówił coś, że potrzebuje świstoklika.

- Gotowy?

- Tak. - Nastolatek potargał włosy i wyprostował czarną koszulę MacBetha. - Martwię się o nią.

- Harry, nie robisz nic, oprócz martwienia się o Hermionę... - Lucjusz wskazał. - Gotowy?

- Zaczynamy. - zgodził się Harry. Dwaj czarodzieje skłonili się, a następnie ustawili w pozycji obronnej.

- Ha! - Lucjusz rzucił się z kopniakiem w Harry'ego, który zablokował uderzenie i wykonał kontratak w ciszy. Kiedyś wydawał dźwięki, które pojawiały się podczas bicia się, z czego jego sensei, zwykle bardzo poważny, nie wytrzymał i się śmiał. Obaj wymienili kopnięcia i ciosy przez kolejne pięć minut. Nagle Harry zawołał:

- Specjalny atak! - Lucjusz uniósł brew w stronę chłopca, ale wyciągnął różdżkę i rzucił zaklęcie w nastolatka, przed którym Harry się uchylił, a potem uderzył w blondyna. Lucjusz zemścił się wysokim kopnięciem i zaklęciem rzuconym nisko. Harry zablokował kopnięcie, zeskakując z linii rażenia klątwy. Kiedy stopy Harry'ego wróciły na matę, Lucjusz spróbował podciąć go, celując kolejnym zaklęcie w pierś kruczowłosego czarodzieja. Harry wydał syk, tocząc się, ledwie omijając kolejną klątwę, którą Lucjusz wysłał w niego. Trwało to, dopóki Lucjusz nie uderzył Harry'ego Furnunculusem, a nastolatek wylądował na tyłku z powodu mocnego uderzenia mocą. Zaklęcie zostało zablokowane przez jego bransoletkę z urokiem przeciwko słabym klątwom, ale jednak sama siła zaklęcia wystarczyła, aby go odepchnąć. Zza drzwi dobiegł płacz i Harry nagle stwierdził, że w jego ramionach znajduje się Hermiona.

- To było niesamowite! Ale to też niebezpieczne! - Harry zaśmiał się i pocałował Hermionę w oba policzki.

- Merlinie, dobrze cię widzieć! - Uśmiechnął się do Toma, który stał w drzwiach. - I ciebie! - Tom skinął głową.

- Dumbledore jest na dole.  -Harry spiął się i zmrużył oczy.

- Czego on, kurwa, chce?

- Wierzę, że jego wymówką było upewnienie się, że Herm będzie bezpieczna. - Tom westchnął, znużony przeczesując palcami włosy.

- W takim razie lepiej zejdę na dół i rzucę mu gniewne spojrzenie. - wymamrotał nastoletni czarodziej, podnosząc się na nogi, a potem pomagając Hermionie wstać.

- Potter. - Lucjusz położył dłoń na jego ramieniu. Wrócił do postaci Sabera Upwooda, pracownika Lucjusza Malfoy'a, który został wysłany, by pilnował Harry'ego i chronić go przed wszystkim, "złymi "Czarnoksiężnikami, czyhającymi na życie nastolatka. - Dobrze się spisałeś. Znacznie lepiej niż wczoraj. - Harry uśmiechnął się szeroko.

PorzuconyWhere stories live. Discover now