Zaczynamy. Dajcie się wciągnąć w ruchome piaski.
14.03.2018, środa
Pik, pik. Pik, pik.
Zastygł ze sportową koszulką w dłoni.
Zaczęło się. Wiedział o tym, gdy tylko usłyszał sygnał telefonu. Zwykły dzwonek, który przekreślił jego plany na wieczór. Nie było sensu się ubierać. Dziś biegać nie pójdzie.
— Słucham, Jakubie? — rzekł aksamitnym głosem, którym mógłby reklamować nieprzyzwoicie drogie samochody.
Poświęcał rozmówcy całą swoją uwagę i chciał, by on o tym wiedział. Nie każdy mógł nazywać mecenasa Jakubem. Był pewien, że to imię było zmyślone na potrzeby ich kontaktu. To nie miało znaczenia. Jego mocodawca był człowiekiem rozsądnym i poza jego głosem, imieniem, którym się mu przedstawił i numerem telefonu, który zmieniał zbyt często, nie łączyło ich nic więcej. Nie wspominając sporej ilości gotówki, brudnej jak się domyślał, której tamten nie musiał już prać.
— Robisz się nieostrożny.
Tubalny głos pozorował złość. Udawał. Gdyby chciał być groźnym, nie dzwoniłby. Ktoś zgarnąłby go z ulicy i nikt nie prowadziłby z nim negocjacji.
— Przeciwnie. Zapamiętałem ten numer. Już go użyłeś.
Wszystko co ważne miał w głowie. Mógł polegać tylko na sobie. Nigdy nie zawiódł siebie ani zleceniodawców. Gdy pierwszy raz popełni błąd, będzie on jego ostatnim. Jeśli będzie miał szczęście, zdąży się wycofać z biznesu. Jeśli nie, cóż... Wolał o tym nie myśleć. Teraz musiał się skupić.
— Kiedy będziesz gotowy?
Minęły prawie trzy miesiące od ostatniej roboty i zaczynał się nudzić. W każdej chwili był gotowy do podjęcia zlecenia. Mecenas o tym wiedział.
— Co mam zrobić?
— Upewnisz się, że pewna osoba zniknie.
— Na zawsze?
— Na kilka tygodni.
— Robota w Europie?
— Tak.
— Potrzebuję co najmniej dwóch tygodni na przygotowania.
— Masz dziesięć dni.
Wiedział, że mecenas nie negocjował. On też nie. Sprawa musiała być pilna.
— To podniesie koszty i obniży bezpieczeństwo.
— Koszty nie grają roli. Zleciłem rozpoznanie i wstępne przygotowania. Ty masz ją tylko zgarnąć i się zaopiekować. — W głosie mecenasa brzmiała większa niż zwykle stanowczość.
Zdziwiło go słowo opieka. Nie prowadził przedszkola. Myślał o sobie jako o porywaczu. Jego robota była prosta: zgarnąć, przetrzymać, wypuścić lub zabić. Tam nie było miejsca na cackanie się.
— Potrzebuję więcej informacji.
— Miejsce spotkania dostaniesz na maila. Ta sprawa ma najwyższy priorytet. — Nigdy wcześniej nie usłyszał podobnego sformułowania. Był zaintrygowany, ale nie mógł tego okazać. To mogło być niebezpieczne. — Posłuchaj uważnie. Ta dziewczyna ma być w dobrym stanie. Jeśli nie będzie mogła współpracować, będzie bezużyteczna.
Przedrzeźniał w myślach mecenasa. Za kogo on go uważał? Był profesjonalistą. Dziewczyna nie będzie bita i gwałcona, dopóki zleceniodawca sobie tego nie zażyczy. Nie będzie miała na ciele widocznych śladów niewoli, ale nie będzie jej też zbyt przyjemnie. Jeśli poczuje się pewna siebie, zacznie myśleć o głupotach, a potem realizować te plany. Nie można było do tego dopuścić.
![](https://img.wattpad.com/cover/217073383-288-k442088.jpg)
YOU ARE READING
Syndrom [Teoria chaosu 1]
General FictionDziewczyno! Tak ty, do ciebie mówię! Jak masz na imię? Zresztą nieważne. Kiedy znikniesz, twoje imię przepadnie razem z tobą. Zapomnij o dawnym życiu, bo ono już zapomniało o tobie. Nie masz dokąd uciec. Jest tylko tu i teraz. W jednej chwili jej n...