#18: Kłamstwo ma krótkie nogi

429 55 49
                                    

Długo szukałam kawałka, który dobrze ilustrowałby ten fragment i dalej nie wiem, czy bardziej pasuje 'Ma Baker' czy 'What is love', więc macie oba. Zaszaleję. 


12.06.1989, poniedziałek

Grzesiek obudził się z nosem wciśniętym w piersi Madzi. Zastanawiał się, czy kiedyś mógłby się tym znudzić? Pamiętał relacje swoich rodziców, którzy żyli zgodnie, ale nastoletni Grzegorz nie widział w ich relacji bliskości. On taki nie będzie. Madzia zasługiwała na wszystko, co najlepsze i on jej to podaruje. Uśmiechnął się do wspomnień poprzedniej nocy. Chciał się przy niej budzić do końca życia.

Snuł wizje ich wspaniałego, dostatniego życia. Oczami wyobraźni składał w dziecięcym pokoiku łóżeczko, czy rozkręcał magnetowid, żeby wyjąć zablokowaną kasetę i nie rozedrzeć taśmy.

— Drapiesz, Grzesiu. — Madzia obróciła się na bok, odsuwając jego niedogolony policzek.

Ciepłe promyk słońca musnął jej ramię. Grzesiek delikatnie cmoknął arystokratycznie bladą skórę, wystającą spod cienkiego koca. W Reichu widział delikatnie, lekkie puchowe kołdry. Madzi przydałaby się taka. Przyglądał się odrapanej żółtej tapecie. W promieniach porannego słońca wyglądała jak nieapetyczna jajecznica, niedokładnie przegryziona, a potem gwałtownie zwrócona. Skrzywił się na samą myśl. Obiecał sobie, że ich dziecko nie będzie dorastało wśród tej ohydnej tapety. Nie będzie patrzyło na ciemnogranatowe zasłony. Nie będzie uczyło się raczkować na linoleum i nie będzie oddychało powietrzem przesiąkniętym wilgocią, bo ciągle suszyli bieliznę nad łóżkiem. Czasem w nocy spadało na niego kilka kropel. Z obrzydzeniem wybudzał się wtedy ze snu i często nie mógł zasnąć aż do rana. Tym razem spał tak mocno, że gdyby nie natarczywe pikanie, nie podniósłby się z wersalki.

Grzesiek spojrzał na nowy nabytek - radiobudzik. Żarzące się czerwone cyfry wskazywały, że dochodziła piąta rano. Powinien wstawać, jeśli chciał coś przehandlować. Już godzinę temu rozległ się alarm, ale jego żona była tak gorąca, a potem siły go opuściły i do głosu doszły dwie nieprzespane noce. Teraz jednak nie mógł już dłużej zwlekać. Przemocą zwlókł się z wersalki, dotykając zimnego linoleum stopami. Wsunął przydeptane laczki i cicho wyszedł do łazienki. O tej porze nie spodziewał się kolejki. Niestety znowu nie było ciepłej wody, więc umył się w umywalce pod lodowatym strumieniem. Wysłużone ostrze podrapało jego szczecinę, gdzieniegdzie ją przerzedzając. Wrócił do pokoju, z ręcznikiem zarzuconym na ramię. Ubrał się szybko, pocałował Madzię w policzek i wyszedł, nie chcąc jej budzić. Odpakował auto teścia ze sztywnego pokrowca, złożył go w kostkę, próbując sobie przypomnieć instrukcje pana Słodaka, a potem ruszył w kierunku Stadionu Dziesięciolecia.

Cały towar opchnął przed ósmą. Kieszenie miał wypchane pieniędzmi tak bardzo, że aż nienaturalnie to wyglądało. Stał oparty o maskę dużego fiata i ćmił papierosa, obserwując innych handlarzy i tłumy stłoczonych ludzi. Mimo wczesnej pory było mu gorąco, a koszula zaczynała się lepić do pleców. Miał wrażenie, że koła fiata przyklejały się do asfaltu. Usiadł na miejscu kierowcy, wbijając w plecy drewniane kulki, co nie pozwoliło mu na utratę przytomności z upału, odwodnienia i braku snu. Na horyzoncie zamajaczył Przemek. Zastanawiał się, czy to nie fatamorgana, ale wtedy inni by go nie widzieli i nie rozstępowali się przed nim. Szedł otoczony dwoma osiłkami. Grzesiek poznał jednego z wyprawy do Reichu, drugiego nie znał. Odpychali ludzi i torowali drogę Przemkowi, a ten kroczył pośrodku i kłapał szczęką, żując gumę.

— Hej, tutaj! — Pomachał do niego Grzesiek.

Zamarł w połowie gestu, widząc jak osiłek Przemka, łapie za koszulę chuderlawego mężczyznę i potrząsa nim, unosząc go. Nogi nieszczęśnika zawisły w powietrzu. Nie słyszał, o czym rozmawiali, ale Grześkowi ponownie zabrakło sił. Otarł pot z czoła. Nie wiedzieć czemu, nagle zrobiło mu się jeszcze bardziej gorąco. Mężczyzna ledwo dosięgając topiącego się asfaltu, sięgnął do kieszeni i drżącymi rękami oddał zwitek banknotów. Drugi z osiłków poślinił palec i zaczął liczyć. Rachunki musiały się zgadzać, bo puścili biedaka, a ten rzucił się biegiem w przeciwną stronę.

Syndrom [Teoria chaosu 1]Where stories live. Discover now