#2: Krew w windzie

995 92 250
                                    

Na razie zostajemy we współczesności, ale niebawem cofniemy się do lat 90. Muzyka z tamtych czasów na szczęście jest z nami cały czas, no i klip z Młodych wilków. 


Noc, 14/15.03.2018, środa/czwartek

Dla porwanego najgorsze było kilka pierwszych dni. Irracjonalny strach odbierał rozum. Powodował serię nieprzyjemnych objawów od dreszczy, bólów brzucha czy głowy do ataków paniki włącznie. Na początku porwania dochodziło do największej liczby groźnych sytuacji. Stres, wyrzut adrenaliny dający chwilowe poczucie nadludzkiej siły. To przysłaniało myślenie o konsekwencjach. Nie mógł towarowi na to pozwolić.

Wszedł do sypialni, ominął szerokie łóżko, na którym niewiele sypiał, a kochał się jeszcze mniej. Nikogo tu nie zapraszał. Jego partnerki musiały wierzyć na słowo, że to mieszkanie istniało. Przeszedł do garderoby. Spojrzał obojętnie na rzędy marynarek i wyprasowanych koszul. Sięgnął do szuflady z butami. Wysunął ją, odkładając na bok. Schylił się, wyciągając z ukrytej wnęki sporą walizkę. Wpisał kod i z cichym piknięciem otworzył klapę. Kajdanki. Łańcuch. Sznur. Taśma klejąca. Opaski na oczy. Kominiarka. Gaz. Nóż. Paralizator. Glock 19, kaliber dziewięć milimetrów. Zestaw pierwszej potrzeby w jego fachu. Nie było sytuacji, w której by ich nie używał.

Nie było czegoś takiego jak spokojny porwany. Porwany był towarem. Towarem wartym określoną sumę, a pieniędzy się pilnowało. Zwłaszcza gdy te pieniądze zrobiłyby wszystko, by się wydostać. Tym razem oprócz metalowych kajdanek zabrał też skórzane opaski, które nie ocierały skóry i nadawały się do długotrwałego unieruchamiania. Idealne dla rozhisteryzowanych panienek. Obstawiał, że ta też taka będzie.

Uporządkował garderobę i wrócił do kuchni. Smród niedawno palonych dokumentów zdążył już ulecieć. Wyciągnął z szafki pod piekarnikiem metalową walizkę. Podstawowe środki na otarcia, maść na stłuczenia, plastry, bandaże, witaminy, leki przeciwbólowe, igły, strzykawki, równo poukładane ampułki leków usypiających i uspokajających... Cały arsenał czekający na swój moment. Zabrał ich sporo. Po powrocie uzupełni zapasy.

Tak, dla porwanego najgorsze było przetrwanie kilku pierwszych dni. Potem strach, brak nadziei, nuda lub ból powodowały otępienie. Dla porywacza z kolei najgorzej było od momentu porwania do uwolnienia zakładnika. Sen zmieniał się w czujną drzemkę, posiłek w jedzenie w biegu, kąpiel w szybki prysznic. Jeśli chciał mieć czas dla siebie, ona musiała pozostać nieprzytomna. Z czasem doceni to, co zamierzał dla niej zrobić. Zrozumie, że lepiej być nieświadomym, niż przeżywać długie godziny niepewności, niewygody, bólu i strachu. To był akt miłosierdzia. Niektóre towary same chętnie podkładały żyłę, prosząc o kolejny zastrzyk, żeby tylko oderwać się i nie myśleć. Towary to małe ćpuny, prymitywne zwierzęta.

Spakował wszystko starannie. Mała torba na sprzęt i leki. Nieco większa na jego rzeczy. Nie będzie przecież przy niej paradował w garniturach. Spojrzał na zegarek. Dochodziła dwudziesta trzecia. Idealny czas, by pomówić z lekarzem. Lekarz był jednym z ludzi mecenasa. Jednym z nielicznych, u których potrafił połączyć numer telefonu z twarzą. Znał jego imię i nazwisko, a przynajmniej to, którego używał do wystawiania recept. To od niego dostawał ampułki anestetyków, od niego nauczył się przeliczania dawek, podawania leków i bandażowania ran. Miał do tego człowieka głęboki szacunek. Był profesjonalistą, podobnie jak on sam. Odnosił wrażenie, że ich spotkania odbywały się w wymuszonej atmosferze. Owszem, lekarz często robił dla niego więcej, niż musiał, ale miał przeczucie graniczące z pewnością, że ten człowiek działał pod przymusem. Nigdy o tym nie rozmawiali, ale to dało się wyczuć. Tym bardziej cenił jego profesjonalizm, podejście i te kilka przyjaznych gestów, na które się zdobywał. Zanim zaczął z nim pracować, zrobił wywiad na jego temat. Mimo że był człowiekiem poleconym przez mecenasa, jeździł za nim kilka dni i sprawdzał, kim tak naprawdę był pięćdziesięcioletni anestezjolog, wdowiec samotnie wychowujący nastoletnią córkę. Przekonał się, że mężczyzna nie miał niczego do ukrycia, nie był pułapką.

Syndrom [Teoria chaosu 1]Where stories live. Discover now