#34: Oferta

420 56 98
                                    

Sen Edyty Bartosiewicz w mediach, bo ta część będzie trochę oniryczna i psychodeliczna, zwłaszcza pod koniec. 

Co myślicie o postępowaniu towaru?


24. i 25.03.2018, sobota i niedziela

Wyszedł. Słyszała, jak zatrzasnął drzwi. Zawsze robił to głośno, by dać jej do zrozumienia, że została sama. Po raz pierwszy, nie była skuta ani związana. Uniosła dłonie, żeby ściągnąć ohydną opaskę, która zasłaniała jej nie tylko oczy, ale i pół twarzy. Miała wrażenie, że dusiła się w ciemnościach, że nie mogła nabrać powietrza, nie będąc pewną, co czaiło się w mroku. Chciała się od tego uwolnić. Choć na krótką chwilę.

— Co robisz? — usłyszała tuż za plecami.

Serce podskoczyło jej do gardła. Był tutaj! A przecież wydawało jej się, że została sama. Powoli opuściła ręce, wstrzymując oddech. Zbliżył się, siadając na materacu. Miała otwarte usta, ale nie potrafiła wymówić słowa. Obserwował ją z zainteresowaniem. Nie widziała go, więc nie musiał się z tym kryć.

— Zadałem ci pytanie.

— Proszę, nie rób mi krzywdy — wydusiła w końcu.

— Krzywdy? Czy ja zrobiłem ci jakąś krzywdę?

— Nie! — zaprzeczyła szybko i wbrew sobie. — Krzywdzi mnie samo porwanie i trzymanie mnie tutaj.

Zbliżył się do niej, wdychając zapach jej skóry. Miał ochotę pocałować ją w czubek głowy, zupełnie irracjonalnie. Sięgnął do jej włosów i wpił w nie swoje palce. Okręcił kilka razy, odchylając jej głowę. Jęknęła. Porywacz położył jej palec na ustach, nakazując ciszę.

— Porwanie cię krzywdzi — powtórzy z niedowierzaniem. — A może to ty sama, nie stosując się do zasad? Przekonywałaś mnie kilka minut temu, że można ci zaufać. Pierwsze co robisz, nie mając związanych rąk, to ściągnięcie opaski, której ci zdejmować nie wolno. Miałbym ci dać komputer i pozwolić wejść do internetu? Chciałbym móc ci zaufać, ale nie pomagasz.

Poczuła, że mężczyzna zmienił pozycję. Usiadł za jej plecami i przysunął ją do siebie tak, że zniknęła w jego ramionach, opierając się o niego. Czuła się bardzo nieswojo.

— Dlaczego to robisz? Proszę, puść mnie...

— Nie chcesz tego.

Bardzo tego chciała. Dłoń, która jeszcze chwilę temu błądziła po jej ustach, teraz sięgnęła do jej szyi. Nie zaciskał się na niej, ale zaznaczał niewypowiedzianą groźbę. Z trudem przełknęła ślinę i odezwała się, jakby wbrew sobie:

— Tak, nie chcę tego.

— Jeśli cię puszczę, będę musiał cię związać. Masz głupie pomysły, gdy pozwalam ci na za dużo swobody. — Po czym dodał niemal pieszczotliwie, jak do niesfornego dziecka: — Nie wolno ci ściągać opaski. Jeśli to zrobisz, będę musiał cię zabić.

Mówił o śmierci tak lekko, że zabrakło jej powietrza. Czuła się osaczona. Zrobiło jej się słabo.

Porywacz czuł, że zamarła. Wręcz skostniała, wstrzymując oddech i próbując się od niego odsunąć. Sprawiło mu to satysfakcję. Niestety ta robota nie polegała na uszczęśliwianiu go, ale na przystosowywaniu towaru dla potrzeb mecenasa. Odsunął dłoń od jej szyi. Dał jej odrobinę przestrzeni.

— Wiem, że mi nie wierzysz. Zwiąż mnie, proszę. Tak będzie lepiej.

— Nie ty o tym decydujesz.

Syndrom [Teoria chaosu 1]Onde histórias criam vida. Descubra agora