#3: Zapach jej perfum

876 84 321
                                    

"Pytanie tylko jedno mam, dlaczego ja?" śpiewa Aneta Lipnicka. 

Ja też mam jedno pytanie, do kogo bardziej pasuje powyższe: do porywacza czy do jego przyszłej ofiary?


15 i 16.03.2018, czwartek i piątek

Ludzie myślą, że to byłoby ekscytujące. Mają swoje nudne życie i nudną pracę od dziewiątej do piątej i gdy już w końcu wyrwą się na randkę, nowo poznanej kobiecie mogą powiedzieć o sobie tylko tyle, że cały dzień układali towar w sklepie, podliczali słupki w Excelu albo sprawdzali literówki w gazecie. Tymczasem, gdyby byli porywaczami lub zbirami do wynajęcia, ich życie byłoby tak ekscytujące, że wyrwaliby tę laskę i jej ładniejszą koleżankę też. Bzdura.

Ekscytacja w życiu prawdziwego porywacza zaczynała się i kończyła na wyborze koloru koszuli. Wahał się między szarym a niebieskim, decydując się na ten pierwszy. Podstawą w tym fachu było nierzucanie się w oczy. Gdyby zachowywał się jak zły chłopczyk, wpadłby przy pierwszej robocie. Pewnie nawet by jej nie dostał. Jego zleceniodawcy nie byli idiotami. Zawiązał krawat, ostatni raz spojrzał na ascetycznie urządzone mieszkanie skąpane w blasku świtu.

Było krótko po siódmej rano, gdy wsadził do bagażnika dwie duże sportowe torby. Jedną wypełniały jego rzeczy. Drugą zamierzał spakować po drodze. Zatrzasnął klapę bagażnika, wsunął się na chłodny, skórzany fotel, dotknął kierownicy.

— Pora zacząć kolejną robotę — mruknął do siebie.

Wrzucił jedynkę i ruszył sprzed apartamentowca, dołączając do długiej linii samochodów wlekących się przez Rotterdam. Nie spieszył się. Musiał zrealizować receptę i chciał to zrobić w pobliskim miasteczku. Nie mógł oddalić się za bardzo, bo wydałoby się to podejrzane. Nie chciał też robić zakupów w swoim mieście, bo nie srał tam, gdzie jadł. Wjechał na A20 i wypatrywał zjazdu na A12 w kierunku Goudy. Trzydzieści kilometrów było przyzwoitą odległością, ocenił, wychodząc z auta przed niewielkim salonem z czerwonym krzyżem w szyldzie. Miła aptekarka z uśmiechem podała mu opakowanie stu tabletek. Szczebiotała o nowym preparacie witaminowym. Wziął i jego. Była miła. Dlaczego nie miałby się odwzajemnić? Zapłacił gotówką i wyszedł, zakładając okulary słoneczne. Reklamowane przez farmaceutkę witaminy wyrzucił do kosza.

Niewielki dyskont z kasą samoobsługową właśnie się otwierał, postanowił skorzystać z okazji i zaopatrzyć się w podstawowe kosmetyki dla niej: najtańszy dezodorant, bezzapachowe mydło o prostej etykiecie i tani szampon. Miała być czysta, nie musiała być zadbana. Droższe były nawilżone chusteczki do demakijażu, ale ona używać ich nie będzie. Musiał zetrzeć jej makijaż. Stojąc przed półką z podpaskami, zastanawiał się, czy nie lepiej było wybrać dla niej sportowy żel do ciała i włosów, zamiast dwóch produktów. Wybrał złe miejsce do rozmyślań, bo podeszła do niego dziewczyna z obsługi, oferując pomoc w wyborze asortymentu kobiecego, jak go określiła. Na tamponach i podpaskach znał się pewnie lepiej niż większość facetów, zawsze je kupował, porywając kobiety, ale pozwolił sprzedawczyni na doradzenie mu. Sięgnął po dwie paczki i wycofał się do kasy.

Wyrzucił paragony, zapakował wszystko do pustej sportowej torby i wrócił na autostradę. Było przed nim jeszcze tysiąc trzysta kilometrów. Z dwoma przystankami powinno mu to zająć czternaście do piętnastu godzin.

Gdy o drugiej w nocy wszedł do jednego z tych anonimowych pokoi hotelowych, był wyczerpany. Cały dzień w samochodzie nie był dla niego wyzwaniem, ale krążenie po kilku miejscowościach i zdobywanie rzeczy dla towaru stanowiło nieprzyjemny obowiązek. Gdyby jechał prosto, nie straciłby pięciu godzin, które odbiły się takim zmęczeniem. Cicho zamknął drzwi, jakby ktoś spał w jego łóżku i nie chciał go obudzić. Taki nawyk. Zachowywał się cicho. Zasłonił okna, ściągnął marynarkę, koszulę i buty. Rozpiął pasek i rozporek. Chciało mu się lać. Ulżył pęcherzowi. Tej nocy nie miał problemów z zaśnięciem.

Syndrom [Teoria chaosu 1]Where stories live. Discover now