#13: Kim jesteś?

585 61 134
                                    

To zaczynamy zabawę, w kim jest towar?


21.03.2018, środa

Miała dwadzieścia osiem lat i absolutnie nikogo na świecie. Wcześniej nie czuła ciężaru samotności. Potrafiła się dobrze bawić sama ze sobą, osiągać satysfakcjonujące wyniki w pracy i nie odstawać towarzysko w grupie singli. W obliczu tego, co stało się wczoraj, płytkość jej relacji została boleśnie obnażona. Nie liczyła, że ktokolwiek zgłosił jej zaginięcie. Zastanawiała się, czy policja zdąży ją odnaleźć, zanim ten człowiek ją zabije. Wiedziała, że był do tego zdolny i w pewnym momencie to zrobi. To tylko kwestia czasu, który dramatycznie się kurczył.

Nie miała pojęcia o swoim położeniu. Nie była w stanie powiedzieć nawet słowa o pokoju, w którym ją przetrzymywał. Domyślała się, że przekroczyli granicę i była w Niemczech. Mężczyzna mówił po angielsku z silnym akcentem. Mydło i szampon miały niemieckie nazwy. Jak udało mu się ją przewieźć przez granicę? Musiał być szalony albo tak dobry. W obu przypadkach należało żegnać się z nadzieją i z życiem.

Leżała wbijając głowę w materac. Zagryzła rąbek koca, próbując nie płakać, a jeśli już to bezgłośnie. Wczoraj miała wrażenie, że to wszystko koszmar. Zły sen, który przyśnił się komuś innemu. Czekała na ranek, na obudzenie się w swoim łóżku i na normalność. Wczoraj się jeszcze trzymała. Adrenalina i strach robiły swoje. Dziś przerażenie doszło do głosu, a może to nie to? Może po prostu okazała się słaba? Pękła, bo nie wytrzymywała bólu? Była żałosna.

Wkurzyła go. Porywacz chciał jej dać czas na ochłonięcie. Nie powinien jej zostawiać samej, gdy wpadła w panikę i chociaż nie zasłużyła na poczucie prywatności, otworzył drzwi. Słuchał jej przerywanego oddechu. Spojrzał na nią z politowaniem, zabierając pusty kubek, do którego wrzucił zakrwawione gaziki. Od razu je spalił. Ładnie się zajmowały nasączone alkoholem. Resztki wrzucił do zlewu, zalewając żrącym płynem. Zalał zlew wrzątkiem i przepłukał zimną wodą. Zrobił tym samym śmierdzący zaduch. Spojrzał przez zasłonięte okna. Ani żywej duszy. Otworzył je na przestrzał. Na minutę. Szybko zamknął i zasunął zasłony.

Nie słyszał jej łkania z góry. Dobrze, że się w sobie zebrała. Nie miał ochoty sprzątać zarzyganego pokoju. Rześkie powietrze nastrajało do wyjścia. Nie mógł się plątać po lasach. Prędzej czy później natrafiłby na miejscowych, a to z kolei przyniosłoby pytania i kłopoty.

Spojrzał na zegarek. Była dopiero ósma rano. Ta robota uczyła cierpliwości. Nuda uspokajała czujność. Nie mógł sobie na to pozwolić. Włączył komputer. Przeglądnął informacje na kilku polskich portalach. Nikt nie informował o zaginięciu towaru. Kto zauważyłby nieobecność samotnej kobiety po dwudziestu czterech godzinach? Wczoraj nie przyszła do pracy, ale z rozpoznania nie wynikało, by jej nieobecność w spowodowała problemy. Jeśli będzie mieć szczęście i kogoś będzie obchodził jej los, to zgłosi zaginięcie. Wyląduje w stercie setek podobnych przypadków na dnie szuflady. Jeśli nie, cóż... Będzie leżeć na górze, dopóki mecenas nie zdecyduje, że przeniesie się na Powązki.

Przeszło mu poranne zirytowanie. Miał nadzieję, że jej też minęła panika. Nie mógł polegać na przypuszczeniach. Wspiął się na górę, uważając, by skrzypienie desek nie uprzedziło zbyt wcześnie o jego obecności. Musiała go nie usłyszeć, bo gdy się odezwał, aż podskoczyła ze strachu.

— Uspokoiłaś się już?

— T-tak. Przepraszam — wyszeptała przez ściśnięte gardło.

Podszedł bliżej, siadając obok materaca.

Syndrom [Teoria chaosu 1]Where stories live. Discover now