#20: Odmienne stany świadomości

465 54 139
                                    

22.03.2018, czwartek

Dopił kawę około trzynastej. Towar pozostał w objęciach Morfeusza. Miała delikatne rumieńce i rozmarzony uśmiech, jakby śniło jej się coś przyjemnego. Nieprzytomna wyglądała tak niewinnie, ale to wszystko pozory. Kim była ta suka, ta pieprzona śpiąca królewna?

— Koniec tego dobrego — mruknął, strzelając rękawiczkami.

Wolał ją obudzić niż sprzątać zapaskudzoną podłogę. Odpiął jej rękę i wbił igłę centymetr od kilku ostatnich wkłuć. Trzymał ją mocno. Nie chciał, żeby mu się mimowolnie wyrwała. Minęły dopiero dwa dni, a już miał jej dość. Jego niechęć zmaterializowała się w stanowczo zbyt mocnym ukłuciu. Będzie miała siniaka, ale miał to gdzieś. Mecenas płacił i wymagał, ale przecież nie miał tu zamontowanych kamer. Drobne złośliwości nie dotrą do mecenasa, jemu ulżą, jej nie zaszkodzą. Wszyscy będą zadowoleni, a on będzie mógł w spokoju pracować. Patrzył z niechęcią w jej bladą twarz, ale przywołał na twarz przyjazny uśmiech. Nie mogła go zobaczyć. To nie było istotne. Ton głosu zmieniał się, gdy człowiek był uśmiechnięty.

— Obudź się — powiedział łagodnie, powoli wpuszczając w jej ciało lek.

Wymamrotała, że nie śpi. Oczywiście po polsku. Próbowała się odsunąć, zupełnie nieświadomie, ale pasy spełniły swoje zadanie i jej nieskoordynowane ruchy zostały zablokowane w połowie.

— Co się...? — spytała nieprzytomnie, próbując poruszyć drugą ręką i napotkała zdecydowany opór. — A... no tak... ja, ty... tutaj... — mówiła szeptem, bez składu i ładu, w dodatku po polsku, ale chyba zaczynała z powrotem orientować się w swoim położeniu. — Au, to boli.

— Nie, nie boli.

Była zaćpana. Nie widział jej jeszcze w takim stanie. Pozwolił jej mówić, bo nie była w stanie się kontrolować. Zastanawiał się, co przed nim ukrywała? Teraz miał okazję się o tym przekonać.

— Boli! — Nie zgodziła się. — Już się obudziłam. Proszę, nie. Już nie. Wystarczy. Nie zrobię nic złego. Obiecuję. Nie musisz tego robić. Ja tu będę sobie leżeć. Nic nie powiem.

Porywacz wyciągnął igłę z jej żyły. Ciemnoczerwona powiększająca się kropla pojawiła się na przebijającym przez bladą skórę granacie jej żyły.

— Nikomu nic nie powiem. Obiecuję. Wiesz o tym, prawda? Możesz mnie wypuścić, ja nic nie powiem...

W normalnych warunkach już dawno zatkałby jej usta, jednak teraz jej cichy szept mu się spodobał. Na pograniczu snu i jawy, kiedy jeszcze nie zdążyła okopać się w skafandrze posłuszeństwa, kiedy nie schowała się za murem grzeczności, pod którym maskowała przerażenie, była po prostu szczera.

— Zabijesz mnie — szepnęła mocno zachrypniętym głosem. Spojrzał na nią zdumiony. Zaczęła mówić po angielsku, wtrącając polskie słowa. — Szkoda tak głupio i bez sensu skończyć. Doceniam, że jesteś miły. Boże, ja tak strasznie nie chcę umierać. Przecież wiesz, że nie zrobię nic głupiego.

— Może już zrobiłaś?

— Nie. — Zaprzeczyła ruchem głowy. — Jeszcze nie poprosiłam, żebyś mnie rozwiązał.

Zawisła między nimi dziwna cisza. Nie była nienaturalna i przytłaczająca, jak pomiędzy ofiarą i oprawcą. Ona zaczynała zdawać sobie ze wszystkiego sprawę, a on musiał przetrawić jej przemowę. Docisnął gazik do miejsca, gdzie zrobił zastrzyk. Znowu syknęła z bólu. Spojrzał na nią zaskoczony. Klęknął na jedno kolano, obserwując ją z góry.

— Nie musisz mnie usypiać. Nie zrobię niczego...

Mógł jej powiedzieć, żeby była cicho. Nie widziała go przecież. Nie mogła odczytać znaków, zauważyć jego ruchu, kiedy zdecydowanym gestem położył dłoń na jej ustach. Miała ciepłe, miękkie wargi. Ucichła natychmiast. Cała zesztywniała. Odsunął rękę zawstydzony. Moment minął. Teraz znowu miał przerażone zwierzę, które usiłowało przed nim i przed samą sobą grać odważną. Coraz bardziej nieudolnie. Sprzątnął strzykawkę. Zamknął walizkę i wyszedł z celi, zostawiając jej wolną jedną rękę i zastanawiając się, co z tym zrobi.

Syndrom [Teoria chaosu 1]Onde histórias criam vida. Descubra agora