#24: Kotlet mielony

418 56 109
                                    

W mediach piosenka, którą usłyszałam dziś w radiu i dzięki niej urodził się pomysł na tę scenę.

Czy macie już jakieś podejrzenia: kto jest kim w teraźniejszości?


04.10.1989, wtorek

Grzegorz podciągnął kołnierz płaszcza. Październikowy chłód wdzierał się pod cienki szalik i sztuczną koszulę. Lodowaty deszcz zacinał prosto w oczy. Marzyło mu się, żeby wrócić do pokoju w hotelu robotniczym i odpocząć po całej nocy spędzonej za kółkiem, ale została mu do sprzedania walizka wypełniona drobnicą. Zżymał się, bo przez fatalną pogodę na Stadionie Dziesięciolecia nie było prawie nikogo oprócz równie zdesperowanych sprzedających jak on, łypiących na siebie spode łba bez krzty zaufania. Grzegorz próbował sobie wytłumaczyć, że pustki są spowodowane jednym z pierwszych jesiennych dni. Nie docierało do niego, że ludzie głodni Zachodu, powoli przestają kupować. Inflacja szalała. Nikomu nie starczało na chleb, żyło się od wypłaty do wypłaty, w połowie miesiąca biorąc w sklepie na zeszyt. Coraz mniej osób mogło sobie pozwolić na Old Spice'a.

Pałętał się bez celu, rozdeptując błoto swoimi rozwalonymi butami wielosezonowymi. Żal mu było pieniędzy na Adidasy. Każdy grosz ciułał na mieszkanie, ale ciągle miał za mało, a Madzia miała rodzić lada dzień.

— Jak to dwieście piętnaście tysięcy?! — Piskliwy głos wwiercił mu się w niewyspany mózg.

Grzesiek podniósł wzrok. Wśród nielicznych kupujących, odzianych w szare komunistyczne kapoty, dostrzegł kobietę ubraną w pstrokaty poliestrowy kostium. Natapirowane włosy i świeża trwała ondulacja, a także modny platynowy blond wskazywały, że jego właścicielka musiała dopiero co wyjść od fryzjera i to takiego, który zaopatrywał się na Zachodzie. Kobieta znowu zatrajkotała, targując się zawzięcie i wybrzydzając nad jakimś fatałaszkiem.

— Grażyna? — spytał zaskoczony.

Nie spodziewał się spotkać w takim miejscu i w takich okolicznościach przyrody dziewczyny, z którą Przemek balował latem. Wyglądała fenomenalnie. Zlustrował ją od modnych białych Adidasów, przez ten szeleszczący błękitny ortalion, zgrabne pośladki i na szczęście nieco luźniejszą kurtkę. Całość wyglądała, jakby sprowadzona na jej zamówienie prosto z Alp.

— My się znamy?

Kobieta odwróciła głowę, patrząc na niego mocno wymalowanymi oczami. Ciemne cienie nad jej okiem dodawały jej lat, a czerwona szminka drapieżności. Grzesiek zrobił krok w jej stronę i spojrzał zaskoczony. Jego uwagę przykuł pokaźny brzuch. Nie miał pojęcia, że Przemek też miał zostać ojcem. Może dlatego tak emocjonalnie zareagował na wieść o ciąży Madzi?

— Jestem znajomym Przemka. Spotkaliśmy się pod Victorią — przypomniał Grzesiek, nie spuszczając wzroku z jej brzucha.

— Ach, tak! — Grażyna rzuciła powiewną halkę, w którą na pewno by się nie zmieściła i odwróciła się do niego. — No to, skoro tu się już napatoczyłeś, to zabierz mnie do domu. Zimno tu jak w psiarni. — Grzesiek potarł czoło strapiony. — Czego tak stoisz? Przemek cię przysłał, żebyś mnie zabrał do domu, prawda?

— Tak, odwiozę cię, bo zmarzniesz — skłamał gładko Grzesiek.

— Swoją drogą, to dawno cię przy nim nie widziałam — paplała Grażyna. — Już myślałam, że się nie przyjaźnicie, bo nas nie odwiedzasz, Grzesiu. Mogę tak do ciebie mówić, prawda? Ale Przemek mówił, że masz teraz co innego na głowie, że ci się dziecko ma urodzić, no i masz inne obowiązki. Wiesz, może to i lepiej, bo przecież z tymi zbirami od Przemka to się już nie pokażę. Wstyd mi na mieście przynoszą! Co to za grat?! — Wskazała umalowanym na krwistoczerwono paznokciem na czerwonego dużego fiata, którego nie zdążył okryć plandeką, a padało.

Syndrom [Teoria chaosu 1]Where stories live. Discover now