#28: Wizyta

432 54 106
                                    

Spokojne rozdziały w Syndromie powoli się kończą. Sabotaż? Czemu nie! Patrzcie, jaki smakowity kąsek z lat 90 odgrzebałam. Klasyka się nie starzeje tylko szlachetnieje.


23.03.2018, piątek

— Co za wylegiwanie się?

Krzyknął na nią, by dodać sobie animuszu. Musiał być ostrzejszy, inaczej nie poradziłby sobie z nocą, gdzie zbliżył się do tego towaru, jak do nikogo na świecie. Dziewczyna skuliła się mocniej przy ścianie w łazience. Woda kapała z końcówek mokrych włosów. Żałował, że miała takie długie. Chętnie by je obciął, najlepiej tuż przy skórze, żeby było mu wygodniej. Szkoda, że nie mógł tego zrobić. Szarpnął ją za ramię, stawiając na nogi. Ruszała się jak bezwolna lalka. Przeszukał ją dla zasady. Zrobił to bez zaangażowania. Wiedział, że nic nie ukrywała. Odświeżyła się, przebrała w czyste rzeczy, które jej przygotował. Nie ruszała opasek. Porywacz bał się tego momentu, gdy popadał w rutynę. To było niebezpieczne. Nie mógł niczego przeoczyć. Ta robota była zbyt ważna. Wykręcił jej rękę, prowadząc do celi. Zrobili dwa kroki, syknęła z bólu, potykając się. Złapał ją mocniej, przyciągając do siebie.

— Co jest?

— Skurcz mnie złapał.

Zgięła nogę w kolanie, wtulając się w niego mocniej. Odepchnął ją zdecydowanie.

— Idź.

Trzymał ją tylko za wykręconą na plecach rękę. Pokuśtykała do celi. Rzucił ją na materac. Nie silił się na delikatność. Chwycił jej kostkę i pociągnął do siebie. Zsunęła się ze śpiwora i uderzyła brodą o materac. Zadbał wyjątkowo krótki łańcuch. Byłoby jej wygodniej, gdyby był dłuższy, ale on bardziej niż wygodę dbał o względy bezpieczeństwa. Jej prawa noga była mocno wyprostowana i praktycznie nie mogła jej zgiąć. Jak zwykle poddawała się bez oporu. Zauważył, że odwróciła głowę, krzywiąc się z bólu. Momentalnie docisnął łokciem jej plecy do materaca. Jęknęła. Wiedziała, że nie wolno się ruszać. Znała zasady. Nie chciał tego robić, ale skuł jej ręce na plecach. Zostawił ją i wyszedł.

Powinien ją nakarmić, bo było już późno, ale najpierw musiał ochłonąć. Zabrał laptopa i zszedł na dół. Usiadł przy stole w kuchni, obserwując ją na ekranie. W pokoju panował półmrok. Niewielkie okno dachowe było zasłonięte, a nie marnował żarówek na oświetlanie celi, skoro i tak miała zasłonięte oczy. Mimo to dobrze widział jej drobną postać w za dużym dresie, kiedy delikatnie obróciła się na bok. Nie lubiła leżeć na brzuchu. Starała się pozostawać w bezruchu. Czasem tylko próbowała poruszyć drętwiejącymi palcami. Z apatii wyrwał go sygnał telefonu. Sięgnął do kieszeni. Mecenas.

— I jak? — spytał bez wstępów.

— Po gorączce nie ma śladu. Powiedziała, że to ze stresu, że się boi. Wzięła kąpiel. Zaraz zaniosę jej śniadanie. — Wiedział, że mecenas był łasy na szczegóły.

— Czwarta doba? Nie protestuje?

Protestuje? Porywacz nie wierzył, że to słyszał.

— Chce mieć ręce skute z przodu, ale to jedyne, co jej doskwiera. Nie przeszkadza jej nawet to, że od czterech dni ma zasłonięte oczy.

— Nie nudzi się?

— Doskwiera jej strach nie nuda.

— Mówiłem, że możesz pozwolić jej czytać.

— To za wcześnie. Ona nie potrafiłaby tego zinterpretować w inny sposób niż zagrożenie. Mam wrażenie, że nie pogodziła się z sytuacją i ciągle liczy na ratunek. Dziś po raz pierwszy prosiła o uwolnienie.

Syndrom [Teoria chaosu 1]Donde viven las historias. Descúbrelo ahora